Po panice, czas na kalkulację
Spadki na GPW trwały do południa, sprowadzając WIG20 w okolice 2200 pkt. To o 300 pkt poniżej szczytu odnotowanego 20 stycznia. W dwa tygodnie indeks stracił więc ok. 12 proc.|
05.02.2010 16:49
Spadki na GPW trwały do południa, sprowadzając WIG20 w okolice 2200 pkt. To o 300 pkt poniżej szczytu odnotowanego 20 stycznia. W dwa tygodnie indeks stracił więc ok. 12 proc.
Rano inwestorzy nadal byli bardzo podatni na emocje, których nie szczędziły im media, cytując ekonomistów rozważających czy USA są rzeczywiście w dużo lepszej sytuacji niż np. Grecja, jeśli chodzi o stan finansów publicznych. Łatwiej było też podjąć decyzję o sprzedaży przecenionych akcji, obserwując rynek złotego, który tracił w ekspresowym tempie. Dolar kosztował przez moment nawet 3 PLN, co nie zdarzyło się od lipca 2009 roku.
W południe skala spadku WIG20 sięgała 3,5 proc., a rynek wszedł w obszar wyprzedania, nie tylko na godzinowych wykresach, ale także na dziennym. Ruch w dół odbywał się zbyt gwałtownie, by mógł trwać dłużej, dlatego później nastroje poprawiły się nieco. Większość inwestorów ma jednak świeżo w pamięci bessę lat 2007-2009, w której wskaźniki wyprzedania rynku dawały tylko złudną nadzieję, że najgorsze już minęło. Można też uznać, że nie tyle dotychczasowe tempo spadków było zbyt szybkie, ile część inwestorów doszła do wniosku, że nie ma sensu sprzedawanie tanich akcji, skoro niewiele później sytuacja może się zmienić po publikacji raportu z rynku pracy w USA. Ale raport nie zmienił wiele, raczej powiększył znaki zapytania. Liczba miejsc pracy nadal spadała (o 20 tys.), ale stopa bezrobocia spadła do 9,7 proc. Pytania dotyczą więc metod statystycznych, ponieważ skoro nie rośnie zatrudnienie, a liczba etatów się kurczy, stopa bezrobocia powinna dalej rosnąć. Jej spadek związany jest z wypadnięciem części
pracowników z listy osób uprawnionych do zasiłku, co trudno uznać za pomyślną dla gospodarki informację. Mimo to, Wall Street rozpoczęło handel w okolicach zera. W Warszawie po krótkim odbiciu końcówka notowań przyniosła pogłębienie spadków, ponieważ spora część inwestorów woli nie ryzykować zatrzymywania akcji przez weekend. Minimum sesji zostało pogłębione na końcowym fixingu i indeks osiadł na kolejnym poziomie wsparcia, ale nie należy do tego przywiązywać większej wagi. Poziom, na którym zatrzymała się dzisiejsza przecena, to dołek sesji z 3 listopada i zarazem trwającej wówczas siedmiodniowej korekty spadkowej. W razie wystąpienia nowej fali wyprzedaży, wsparcie pęknie jak zapałka pod naciskiem prasy hydraulicznej.
W kontekście dwóch ostatnich dni umocnienie złotego z początku tygodnia prezentuje się jak odległe wspomnienie. Ponieważ wtedy nie było do niego istotnych przyczyn, być może jego głównym motorem była chęć uzyskania jak najlepszego kursu wymiany dla inwestorów wychodzących z naszego rynku akcji. Euro walczyło dziś o złamanie 4,10 PLN i choć do 16tej ta sztuka się nie udała, to jeśli zamknięcie wypadnie na obecnym poziomie (4,097 PLN) będzie ono najwyższe od miesiąca. Frank przekroczył dziś na moment 2,8 PLN, co nie zdarzyło się od 23 grudnia. Euro spadło do 1,366 USD i jest najtańsze od maja zeszłego roku.
Rynek surowcowy był o wiele bardziej stabilny niż wczoraj. Miedź pogłębiła spadki, ale od rana odrabiała straty. Skończyło się na minus 1,3 proc. i najniższej cenie od połowy października. Złoto straciło 0,9 proc. i było najtańsze od 2 listopada i zarazem o 13 proc. tańsze niż w szczycie osiągniętym 3 grudnia. Ropa natomiast potaniała o 0,6 proc. do 72,6 USD za baryłkę, ale nie pogłębiła wczorajszego minimum (w czwartek jej notowania spadły jednak ostatecznie aż o 5 proc.).
Emil Szweda
Open Finance