"Podatek" od smartfona. Wraca stary pomysł na wsparcie artystów
Wiadomość o tym, że w Polsce miałby zacząć obowiązywać nowy podatek (6 proc. od każdego nowego smartfona, tabletu czy smart TV), zbulwersowała wiele osób. W rzeczywistości pomysł nie jest nowy, ale ZAiKS przyznaje się do lobbowania w tej sprawie. Byłby jednym z największych beneficjentów nowej opłaty.
29.04.2020 | aktual.: 29.04.2020 18:34
Opłata reprograficzna - pod tym trudnym słowem kryje się coś na kształt podatku, który już wkrótce możemy odczuć wszyscy. O co chodzi?
- Polska jest jednym z ostatnich europejskich krajów, która nie ma opłaty reprograficznej - mówi w specjalnym programie Wirtualnej Polski "Koronawirus" Piotr Gliński, wicepremier oraz minister kultury i dziedzictwa narodowego. Chodzi o opłatę, która miałaby być uiszczana od nowoczesnych nośników, takich jak np. smartfony czy tablety. - Przecież tam oglądamy filmy, słuchamy muzyki - tłumaczy wicepremier.
O tym pomyśle zrobiło się głośno po rozmowie w TOK FM z Miłoszem Bembinowem, wiceszefem stowarzyszenia autorów ZAiKS. Postuluje on wprowadzenie swoistego podatku od każdego sprzedanego smartfona, tabletu czy telewizora typu "smart". Pieniądze trafiłyby do OZZ-ów, czyli organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi.
Czyli - mówiąc prościej - w teorii środki miałby trafić do ludzi kultury i zasilić ich budżety w bardzo trudnych czasach epidemii koronawirusa.
Minister Gliński nie chciał jednak mówić, jak wysoka taka opłata miałaby być. Zapowiedział jednak, że ma być ona zdecydowanie niższa niż pojawiające się w mediach 6 proc. Nie wiadomo też, kiedy przepisy miałyby wejść w życie. Zdaniem wicepremiera pieniądze pozyskane z takiej opłaty miałyby trafić na specjalny fundusz ubezpieczeniowy dla artystów.
Opłata reprograficzna przypomina nieco abonament RTV. Teoretycznie każdy posiadacz radia czy telewizora powinien płacić abonament za sam fakt posiadania odbiornika, na którym może oglądać programy telewizji publicznej.
Opłata reprograficzna jest dziś zawarta w cenie różnych nośników – na przykład w ryzie papieru do drukarki (bo moglibyśmy ściągnąć sobie książkę z internetu i ją wydrukować), w płycie CD czy DVD (bo możemy sobie wypalić film czy grę), w odtwarzaczu mp3, karcie pamięci, dysku twardym, nagrywarce czy pendrive.
OZZ-y narzekają jednak na to, że obecnie coraz mniej ludzi korzysta z takich nośników przez rozwój usług sieciowych. Dziś legalnie i za niewielkie pieniądze można obejrzeć najnowsze hity filmowe i słuchać muzyki w streamingu. Stąd propozycja – nie jest ona absolutnie niczym nowym – by rozszerzyć listę produktów objętych opłatą reprograficzną. A Bembinow po prostu przyznał, że ZAiKS poprosił ministerstwo kultury o przyspieszenie prac nad tym projektem.
Zobacz też: Susza w Polsce. Kolejny kryzys wisi w powietrzu. Tym razem energetyczny
Dlaczego właśnie to ministerstwo? Bo wysokość i liczba produktów objętych opłatą zależy wyłącznie od decyzji ministra kultury. Może on dosłownie w każdym momencie objąć nią na przykład smartfony.
Bembinow w TOK FM wykazał się znajomością wartości rynku smarfonów – według niego tylko z tego kawałka tortu OZZ-y uszczknęłyby 93 miliony złotych przy założeniu, że opłata wyniosłaby 3 proc. Do tego dochodzą tablety i telewizory.
ZAiKS chciałby jednak podwyższenia opłaty z maksymalnych 3 proc. do 6 proc. To jednak wymaga zmiany ustawy o prawach autorskich. Bembinow przyznał, że ZAiKS zwrócił się do ministra kultury z takim wnioskiem. A wtedy potencjał nowej opłaty może sięgnąć poziomu 300 milionów złotych rocznie.
Potwierdza to w rozmowie z WP Finanse Anna Klimczak, rzeczniczka ZAiKS-u.
- Apelowaliśmy w tej sprawie od lat, do kolejnych rządów i ministrów kultury. Chodzi o urealnienie rozporządzenia, które nie było aktualizowane od 2008 roku. Sprawa nie jest nowa, jest wręcz zaniedbana w wyniku bardzo agresywnego lobbingu firm importujących i produkujących sprzęt elektroniczny – mówi w rozmowie z WP Finanse Anna Klimczak, rzeczniczka ZAiKS-u.
Przyznaje, że pandemia i trudna sytuacja artystów spowodowały silniejsze akcentowanie konieczności aktualizacji tego rozporządzenia.
Jak działa OZZ?
Sam artysta nie ma czasu i środków, by pilnować czy ktoś zarabia na odtwarzaniu jego muzyki, filmów etc. Zleca to więc OZZ-owi, a ten w jego imieniu pobiera tantiemy i po potrąceniu swoich kosztów – przekazuje artyście.
Zobacz też: Ministerstwo Rolnictwa zarzuca firmom brak patriotyzmu. Bo sprowadzają mleko z zagranicy
Zobacz także
W Polsce nie ma spójnego systemu zarządzania tantiemami. Spójrzmy na to na przykładzie fryzjera, który w swoim zakładzie ma radio i czasem puści muzykę z płyty. Musi on płacić abonament RTV, a na dodatek zasilać konta następujących organizacji: ZAiKS, STOART, SAWP i ZPAV. Nie jednej z nich. Wszystkich.
ZAIKS to największa organizacja zbiorowego zarządzania, pobiera opłaty z tytułu ochrony praw autorów (np. kompozytorów i autorów tekstów). STOART i SAWP biorą pieniądze dla wykonawców, a ZPAV dba o prawa producentów tzw. fonogramów, czyli nośników muzyki.
Dlaczego istnieją dwie organizacje zajmujące się tym samym - STOART i SAWP? Tak wyszło. Są dwie, reprezentują różnych artystów. Co ciekawe: podobnie jak ZAIKS mają również przywilej reprezentowania twórców, którzy ich członkami nie są, nie byli, być nie chcą i w ogóle ich to nie interesuje.
Dzieje się to na przyznanej im zasadzie negotiorum gestio. Każda z organizacji ma własne cenniki, sposoby naliczania opłat i – przynajmniej w teorii – do każdej trzeba się dobrowolnie zgłosić, zarejestrować i terminowo płacić.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie