Pokolenie "2000 brutto". Rozkapryszona młodzież czy roszczeniowi pracodawcy?

Studenci oczekują, że dostaną znacznie wyższe pensje, niż gotowi są im zapłacić pracodawcy. Kto jest roszczeniowy - młodzi ludzie czy ci, u których można zarobić?

Obraz
Źródło zdjęć: © Fotolia | lightpoet

Niedawno "Gazeta Wyborcza" sprawdziła oczekiwania studentów co do wysokości wynagrodzenia w ich pierwszej pracy. Okazało się, że chcą oni około 3,7 tys. zł brutto (ok. 2,6 tys. zł netto), a najniższą stawką jest dla nich 1,9 tys. zł miesięcznie.

Tymczasem pracodawcy są gotowi płacić młodym ludziom około 1,6 tys. zł na rękę, a nawet mniej. Mało który przedsiębiorca jest gotów dać więcej. Pracodawcy argumentują, że młodzi ludzie nie mają żadnego doświadczenia, a studia nie przygotowują do niczego, więc nie powinni oczekiwać więcej.

Redaktor naczelny "Kultury Liberalnej", także w "GW" argumentował, że los młodych ludzi jest w ich rękach i że mają olbrzymie możliwości, jakie dają nowoczesne technologie. Koronnym przykładem jest Sylwester Wardęga, który na klipie z pająko-psem zarobił w miesiąc 400 tys. zł.

Zapomina przy tym, że taki sukces mogą odnieść tylko nieliczni. Dla większości młodych ludzi życie będzie codzienną pracą w małych oraz dużych firmach i nic dziwnego, że chcieliby mieć jakiekolwiek perspektywy na usamodzielnienie się, bo tego się od nich oczekuje.

Tymczasem za 1,6 tys. zł o samodzielności można co najwyżej pomarzyć. Nawet w małych ośrodkach miejskich nie wystarczy to na nie więcej, niż opłacenie pokoju (nie mieszkania!) oraz rachunków i skromne wyżywienie.

W dużych miastach, takich jak: Warszawa, Kraków, Wrocław czy Łódź, za tę sumę można jeszcze mniej, bo ceny wynajmu są w nich wyższe. Nic więc dziwnego, że młodzi absolwenci nadal chętnie emigrują na przysłowiowy już zmywak do Wielkiej Brytanii czy innych krajów UE, w których minimalne wynagrodzenie wystarcza na skromne przeżycie i wakacje raz do roku. W Polsce, nawet z pensją wyższą od minimalnej, nie mogą na to liczyć.

Pracodawcy twierdzą, że młodzi niczego nie potrafią, brakuje im doświadczenia, powinni też inwestować w siebie i korzystać ze staży. A skoro pracownik niczego nie potrafi, to nie chcą mu płacić dużo, bo ich zdaniem się to nie opłaca. Poza tym, krytykują wysokie składki na ubezpieczenia społeczne i bardzo chętnie proponują umowy cywilnoprawne tam, gdzie powinny być zawierane te o pracę.

Tymczasem nie dalej jak 15 lat temu, gdy zaczynałem karierę zawodową, można było inaczej. Pracodawca zaproponował mi 2 tys. zł brutto i kilkumiesięczne szkolenie. Dziś ten sam pracodawca proponuje mniejsze stawki na podobnym stanowisku i przy zwiększonych wymaganiach. W zamian można zwiększać pensję za pomocą prowizji i premii. To, co się nie zmieniło, to fakt, że firma nadal oferuje kompleksowe szkolenia w okresie próbnym, czyli inwestuje w pracownika ryzykując, że ten pójdzie potem do konkurencji.

Pracodawcy mają możliwość szkolenia pracowników i dopasowania ich do swoich potrzeb. Niestety, wielu zapomina, że studia czy szkoła nie dostarczy (bo nie może) wszystkich kompetencji, niezbędnych w pracy na określonym stanowisku.

Uczą - przynajmniej w teorii - systematyczności oraz kreatywności i dają podstawowe kompetencje, pozwalające poruszać się po rynku pracy. O resztę trzeba zadbać na stażach, praktykach i szkoleniach. Jednak o tym wszystkim pracodawcy zapominają, podobnie jak o chwaleniu się, że w Polsce mamy jeden z najwyższych wskaźników zwrotu z inwestycji w pracę.

Młodzi ludzie mają całkiem rozsądne wymagania - chcą, by praca pozwalała im się usamodzielnić, czy też, używając języka pracodawców i ekonomistów, chcą aby praca przynosiła im zysk. To całkiem skromne oczekiwania, jak na początek drogi zawodowej, choć z drugiej strony wyraźnie nie uwzględniają one faktu, że przy olbrzymiej liczbie studentów, wartość dyplomu wyższej uczelni mocno się zdewaluowała. Nie uwzględniają także tego, że jakość wykształcenia wyższego również spadła.

Z kolei pracodawcy najwyraźniej oczekują, że młodzi ludzie będą pracować poniżej kosztów. Mają swoje argumenty i to całkiem rozsądne. Niestety, zapominają o podstawowej zasadzie robienia biznesu - by osiągnąć zysk należy najpierw zainwestować. Nie może być tak, że całe ryzyko ponoszą inni.

Andrzej Mandel

Wybrane dla Ciebie

Tańsze sanatorium. Nowe stawki już od października
Tańsze sanatorium. Nowe stawki już od października
Seniorka zostawiła pieniądze pod śmietnikiem. Straciła oszczędności
Seniorka zostawiła pieniądze pod śmietnikiem. Straciła oszczędności
Nowa usługa w popularnej sieci. Ma być dostępna w każdym sklepie
Nowa usługa w popularnej sieci. Ma być dostępna w każdym sklepie
Zabytek oddany za złotówkę i odkupiony za miliony. Historia wieży z Mazur
Zabytek oddany za złotówkę i odkupiony za miliony. Historia wieży z Mazur
Rok się nie skończył, a limit na ścieki tak. Kłopot pod Poznaniem
Rok się nie skończył, a limit na ścieki tak. Kłopot pod Poznaniem
Zapłacił za węgiel. Sklep nagle zniknął. Policja ostrzega
Zapłacił za węgiel. Sklep nagle zniknął. Policja ostrzega
Czy do łosi będzie można strzelać? Resort rolnictwa komentuje
Czy do łosi będzie można strzelać? Resort rolnictwa komentuje
Tony truskawek z Egiptu z zakazem wjazdu. Oto co wykryły służby
Tony truskawek z Egiptu z zakazem wjazdu. Oto co wykryły służby
Koniec sporu o kebaba. Turcy wycofali wniosek z UE
Koniec sporu o kebaba. Turcy wycofali wniosek z UE
Skarbówka wyprzedaje auta. Wśród nich kultowa toyota za 8 tys. zł
Skarbówka wyprzedaje auta. Wśród nich kultowa toyota za 8 tys. zł
Pierwszy taki autobus na cmentarzu. To pomysł Polaków
Pierwszy taki autobus na cmentarzu. To pomysł Polaków
Przemyt warty 76 tys. zł. Oto co znaleźli w przesyłkach kurierskich
Przemyt warty 76 tys. zł. Oto co znaleźli w przesyłkach kurierskich