Politycy ponad podziałami krytykują przebieg aukcji LTE: zapłacą konsumenci
Politycy ponad podziałami krytykują przeciągającą się aukcję LTE; ich zdaniem po osiągnięciu tak wysokich cen częstotliwości, nie spełni ona jednego ze swych celów - przystępnej ceny szybkiego internetu. Nie wykluczają też, że operatorzy mogli się porozumieć i dążą do obalenia aukcji.
16.08.2015 09:35
Przed rozpoczęciem aukcji prezes UKE Magdalena Gaj w rozmowie z PAP wyrażała nadzieję, że zakończy się ona pomyślnie w lutym, a trwa już ponad pół roku. Łączna kwota zadeklarowana przez operatorów za 19 bloków częstotliwości przekroczyła już 6 mld zł. Zakładane w budżecie państwa dochody z aukcji LTE, były na poziomie 1,8 - 3 mld zł.
Zdaniem eksperta rynku telekomunikacyjnego BESI (Banco Espirito Santo de Investimiento) Konrada Księżopolskiego "aukcja zmierza w złym kierunku, zarówno dla telekomów jak i konsumentów". Według niego "najbardziej prawdopodobny jest scenariusz fiński, gdzie aukcja trwała dziewięć miesięcy". "Nasza trwa już sześć, więc chyba idziemy w kierunku takiej długotrwałej licytacji" -powiedział PAP.
Z tezami zaprezentowanymi przez Księżopolskiego zgodzili się zapytani przez PAP posłowie.
Poseł Platformy Obywatelskiej Antoni Mężydło podkreślił, że od początku był zwolennikiem przetargu, a nie aukcji. "Mam tę gorzką satysfakcję, że spełnia się to, o czym mówiłem przed aukcją. Procedura przetargu jest już dopracowana - wielokrotnie zmienialiśmy prawo w tym zakresie. Nie byłoby wtedy żadnej możliwości nieskutecznej realizacji celu aukcji - budowy sieci" - zaznaczył Mężydło.
Według niego po osiągnięciu tak wysokich cen częstotliwości, aukcja nie spełni już jednego ze swoich celów, jakim była przystępna cena szybkiego internetu. "Nieracjonalnym jest zasilać budżet państwa kosztem ceny usług telekomunikacyjnych. Zależy nam, żeby upowszechniać w Polsce internet, ale takie postępowanie jest nieracjonalne" - powiedział Mężydło.
"Jedyne zagrożenie jakie postrzegam, to powszechność dostępu do tego internetu i zapewnienie atrakcyjnej ceny usług dla zwykłego Kowalskiego. Zależy mi też, żeby na tym polu nie dochodziło do różnego rodzaju porozumień, które tę konkurencję będą zaburzać" - zgodził się poseł Prawa i Sprawiedliwości, Andrzej Król. Zapowiedział jednocześnie, że na kolejnym posiedzeniu Sejmu zwróci się o informację UKE w tej sprawie.
Podobnie jak Mężydło, również specjalizujący się ws. telekomunikacyjnych Ludwik Dorn (niezrzeszony) zaznaczył, że od początku był przeciwnikiem aukcji jako sposobu rozdysponowania tych częstotliwości. Lepszym rozwiązaniem byłby - według niego - przetarg, który pozwoliłby z góry określić parametry szybkości i zasięgu, jakie powinna mieć budowana przez operatorów sieć, a także cenę za częstotliwości. Jego zdaniem najbardziej optymalna cena to 2-3 mld zł. "Jest ona rozsądna zarówno z punktu widzenia potrzeb społecznych, rozwojowych i interesu konsumentów. W tym przypadku (aukcji), może zacząć się gra operatorów niższą przepustowością lub podnoszeniem ceny" - ocenił Dorn.
Dorn uważa, że UKE, wybierając aukcję, sam sprowokował wojnę operatorów telekomunikacyjnych, która nie zakończy się dobrze dla kieszeni konsumentów.
"Niewykluczone, że operatorzy już jakoś się porozumieli i dążą do obalenia aukcji, aby zacząć nowe rozdanie, albo, dogadując się ze sobą, skończą licytować, ale wspólnie przerzucą koszty na klientów, kosztem przepustowości i wyższych abonamentów. Trudno to bę dzie zaskarżyć przed UKE lub UOKiK" - przestrzegał Dorn.
"Z punktu widzenia interesu publicznego, najlepszym wyjściem byłoby zakończenie aukcji i przejście do procedury przetargowej. Ale w tej chwili byłoby to niezwykle kosztowne politycznie. Nie wyobrażam sobie, żeby obecny rząd się na to zdecydował" - konkludował polityk.
Natomiast w ocenie posła Sojuszu Lewicy Demokratycznej Leszka Aleksandrzaka, błędem było niewyznaczenie końcowego terminu aukcji. "Aukcja jest od początku nieprzemyślana. Nie może być tak, że aukcja będzie się ciągnęła latami i nie będzie rozwiązania. Powinna mieć określony termin zakończenia, aby ludzie mogli jak najszybciej korzystać z szybkiego internetu. Teraz, w razie jej przerwania, każdy operator może to zaskarżyć, że przerwano ją w momencie, gdy najlepszą ofertę złożył konkurent" - krytykował Aleksandrzak.
Sam Urząd Komunikacji Elektronicznej, organizator aukcji w wydanym w ub. czwartek oświadczeniu poinformował, że nie prowadzi żadnych analiz dotyczących jej unieważnienia bądź odwołania.
Uspokajający ton przyjął również minister administracji i cyfryzacji Andrzej Halicki, pytany przez PAP o ocenę przebiegu aukcji: "Liczę na jej pozytywne zakończenie. Te ceny to tylko drobna część zobowiązań inwestycyjnych. Inwestycje w sieci są, z mojego punktu widzenia, znacznie ważniejsze, niż sam dochód do budżetu państwa". Dodał też, że według jego wiedzy zarówno czas trwania aukcji jak i nakłady deklarowane przez operatorów, mieszczą się w dopuszczalnej średniej.
Drugi etap aukcji częstotliwości 800 MHz i 2,6 GHz, które mają posłużyć do budowy sieci szerokopasmowego internetu LTE, rozpoczął się 10 lutego. Wystartowało w nim sześciu operatorów: Orange Polska, P4 (Play), Hubb Investments, T-Mobile Polska, Polkomtel (Plus)
oraz NetNet. Każdy z nich może uzyskać od przeprowadzającego aukcję Urzędu Komunikacji Elektronicznej maksymalnie dwie rezerwacje częstotliwości z pasma 800 MHz (czyli łącznie nie więcej niż 20 MHz widma tego pasma) oraz maksymalnie cztery rezerwacje z zakresu 2,6 GHz (nie więcej niż 40 MHz widma).