Polityka pieniężna nie pobudzi koniunktury, ale nie powinna szkodzić - Osiatyński (wywiad)
27.11. Warszawa (PAP) - Nie należy liczyć, że polityka pieniężna odegra znaczącą rolę w pobudzeniu koniunktury gospodarczej, stąd należy przyjąć zasadę, że w każdym razie nie...
27.11.2013 | aktual.: 27.11.2013 07:38
27.11. Warszawa (PAP) - Nie należy liczyć, że polityka pieniężna odegra znaczącą rolę w pobudzeniu koniunktury gospodarczej, stąd należy przyjąć zasadę, że w każdym razie nie powinna jej szkodzić - ocenia w wywiadzie dla PAP Jerzy Osiatyński, przewodniczący Rady Naukowej Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN, doradca prezydenta RP.
Jego zdaniem utrzymanie obecnego poziomu stóp procentowych przez możliwie jak najdłuższy czas jest "ze wszech miar pożądane".
"W ostatnim czasie polityka pobudzania koniunktury przez stopy procentowe jest mało efektywna, jakkolwiek w teorii ekonomii przypisujemy jej istotne znaczenie. Keynes mówił o tej polityce, że jest to trochę jak popychanie sznurka. Popychanie sznurka nie jest skutecznym sposobem przesuwania go w jakimkolwiek kierunku" - powiedział Osiatyński.
"Nie wydaje mi się, żeby można było wiele oczekiwać, jeśli chodzi o pobudzające działanie polityki pieniężnej. Ten kij ma dwa końce, ale nierównej grubości. Restrykcyjna polityka pieniężna dynamikę inwestycji prywatnych na pewno hamuje. Natomiast skuteczność obniżania stóp procentowych celem przyspieszenia inwestycji prywatnych, z powodów, które wyjaśnię, jest ograniczona" - dodał.
Jego zdaniem w polityce pieniężnej powinno się wobec tego przyjąć obecnie zasadę primum non nocere: po pierwsze nie szkodzić.
"Z tego punktu widzenia utrzymywanie aktualnego poziomu stóp procentowych możliwie jak najdłużej jest ze wszech miar pożądane" - powiedział.
Zdaniem doradcy prezydenta odpowiedź polityki pieniężnej na ostatnie spowolnienie gospodarcze mogła być szybsza.
"Trudno jest oceniać decyzje Rady Polityki Pieniężnej nie posiadając informacji, którymi dysponowała Rada. Ma ona swój własny, dobry aparat analityczny i na podstawie tych informacji podejmuje decyzje" - powiedział.
"Wydaje się jednak, że jest zgoda większości środowisk analitycznych i ja także podzielam ten pogląd, że można było wcześniej rozpocząć proces obniżania stóp procentowych. Moim zdaniem konserwatyzm Rady był nieuzasadniony. Koleżanki i koledzy z RPP mogli mieć inne informacje, które uzasadniały ich stanowisko. Bez dodatkowych informacji i wyjaśnień to opóźnienie jest jednak naprawdę trudne do obrony" - dodał Osiatyński.
OGRANICZONA PRZESTRZEŃ DLA POLITYKI PIENIĘŻNEJ
Osiatyński wskazuje, że tak długo, jak jednostkowe koszty pracy są stałe, nie ma powodu do wzrostu cen.
"Inflacja jest funkcją nie ilości pieniądza w obiegu - tak jest tylko w sytuacjach bardzo specyficznych, przy hiperinflacji. W normalnych warunkach występuje silna korelacja pomiędzy zmianami jednostkowych kosztów pracy i cenami" - powiedział.
"Jak długo jednostkowe koszty pracy są stałe, tak długo nie ma powodów, żeby ceny rosły. Wiele badań empirycznych na to wyraźnie wskazuje. I to zupełnie nie zależy od tego, co się dzieje z ilością pieniądza w obiegu. Kiedy jednostkowe koszty pracy są stałe? Są one stałe dopóty, dopóki wydajność pracy, czyli ilość produktów wytworzonych na godzinę pracy, rośnie nie wolniej, niż rośnie płaca nominalna" - dodał.
Doradca prezydenta zaznacza, że zarówno od strony inflacji, jak i od strony wykorzystania czynników wytwórczych nie ma przeciwwskazań do stosowania ekspansywnej polityki fiskalnej i ekspansywnej polityki pieniężnej. Ograniczenia takie występują jednak od innej strony.
"W gruncie rzeczy w ostatnich latach obserwujemy znacznie wolniejszy wzrost płac nominalnych niż wydajności pracy. Co więcej - niektóre kraje prowadzą politykę, uzgodnioną ze swoimi związkami zawodowymi, w której mrożą płace realne, uzyskując w ten sposób obniżkę jednostkowych kosztów pracy. Stąd biorą się tendencje deflacyjne" - powiedział.
"Można powiedzieć, że zarówno od strony inflacji, jak i od strony wykorzystania czynników wytwórczych, nie ma przeszkód do tego, aby stosować ekspansywną politykę fiskalną i ekspansywną politykę pieniężną" - dodał.
Zdaniem Osiatyńskiego przestrzeń oddziaływania polityki pieniężnej na akcję kredytową przedsiębiorstw, a tym samym na pobudzenie wzrostu gospodarczego, jest jednak ograniczona.
"Z ekspansywną polityką pieniężną jest obecnie kłopot. Polega on na tym, że realne stopy procentowe w wielu krajach są już bardzo niskie. Ocierają się o zero. W Polsce są dodatnie, choć niewiele. Stąd przestrzeń do oddziaływania tym kanałem, poprzez obniżanie kosztów kredytu, który finansowałby nowe inwestycje, tworzył nowe miejsca pracy i uprzedmiotawiał nowe technologie, jest ograniczona" - powiedział.
Doradca prezydenta wskazuje, że dodatkowym czynnikiem ograniczającym przestrzeń dla oddziaływania polityki pieniężnej jest także niewielki odsetek przedsiębiorstw z sektora MŚP, które korzystają z kredytu.
"Tylko niewielka część sektora małych i średnich przedsiębiorstw bierze kredyty. Ten pas transmisyjny do pobudzania koniunktury w postaci stóp procentowych dotyczy zaledwie niewielkiej części firm. Pozostałe finansują się środkami własnymi i nieterminowo regulowanymi zobowiązaniami. Stąd od tej strony to pobudzanie także jest dość wątpliwie" - powiedział.
"Ponadto, jeśli chodzi o międzynarodowe korporacje, to niekoniecznie finansują się one kredytami zaciąganymi w Polsce. Wobec tego prowadzona w Polsce polityka pieniężna nie ma wielkiego znaczenia dla kredytów, które one zaciągają" - dodał.
DŁUGOFALOWA TENDENCJA STAGNACYJNA
Według Osiatyńskiego w perspektywie najbliższych dwóch lat nie widać na horyzoncie zagrożeń po stronie inflacji.
"Nie widzę zagrożeń inflacyjnych w ciągu najbliższych dwóch lat, a być może dłużej. Dookoła mamy otoczenie deflacyjne. Gospodarka światowa nie będzie rosła w tempie 4-5 proc. Będzie to wzrost rzędu 1,5-2,0 proc. W Stanach Zjednoczonych będzie on trochę wyższy, w Unii Europejskiej niższy. Najwyższy będzie w krajach wschodzących" - powiedział.
Osiatyński dodaje, że zarówno na świecie jak i w Polsce zarysowuje się długofalowa tendencja stagnacyjna związana ze zmianami w podziale dochodu.
"Na świecie, jak i w Polsce widać wyraźny trend zmniejszenia się udziału płac w PKB. Wraz z tym następuje spadek popytu, bo skłonność do oszczędzania z płac jest mniejsza niż skłonność do oszczędzania z zysków, oszczędności zaś bynajmniej nie przekształcają się automatycznie w inwestycje sektora prywatnego. Z tego punktu widzenia można powiedzieć, że wchodzimy w okres długofalowego obniżania stopy wzrostu gospodarczego. Może się okazać, że to jest tendencja trwała " - powiedział.
Doradca prezydenta zaznacza, że do tendencji stagnacyjnych przyczyniają się też zmiany związane z finansjalizacją gospodarki.
"W coraz większym stopniu sektor przedsiębiorstw zamiast zajmować się odkrywaniem nowych technologii, które zmniejszałyby jednostkowe koszty pracy, zajmuje się głównie operacjami spekulacyjnymi na giełdzie" - powiedział.
"Wobec tego wydaje się, że wchodzimy w długi okres obniżania dynamiki gospodarczej i musimy zastanawiać się, w jaki sposób duży kraj, taki jak Polska, o dużym, wewnętrznym rynku zbytu, może próbować się przed tym obronić. Trzeba zarazem pamiętać, że w warunkach globalnych rynków finansowych ekspansywna polityka fiskalna ma dodatkowe ograniczenie, którym jest nasza międzynarodowa wiarygodność jako dłużnika" - dodał.
Jacek Barszczewski (PAP)
jba/ map/