Polskie jabłka dotarły do Singapuru i Indii zepsute
Partie polskich jabłek wyeksportowanych do Singapuru oraz Indii dotarły na miejsce zepsute - poinformował wiceminister rolnictwa Tadeusz Nalewajk. - Na rynkach liderów trzeba mieć światową jakość - podkreślił wicepremier Janusz Piechociński.
20.11.2014 | aktual.: 20.11.2014 19:16
Wiceszef resortu rolnictwa o problemach z polskimi jabłkami mówił na XII Kongresie Eksporterów Polskich. Powiedział, że jabłka, które dotarły do Singapuru 17 listopada, nie spełniają wymagań odbiorcy. Wyjaśnił, że prawdopodobnie zostały źle zabezpieczone na czas transportu morskiego i na miejsce dotarły zepsute.
Nalewajk przyznał, że to nie jedyny tego typu przypadek. - Byłem w Indiach u największego hurtownika, gdzie też poszły nasze jabłka i jak te jabłka doszły, to się okazało, że nie nadawały się do niczego - powiedział na kongresie eksporterów.
Nalewajk mówił o porozumieniu z Japonią, które Polska zawarła kilka tygodni temu, w sprawie wymagań i certyfikatów niezbędnych dla eksportu polskiej wołowiny. Powiedział, że duża partia wołowiny, która ostatnio trafiła do Japonii, nie miała wymaganych dokumentów, które eksporter powinien uzyskać jeszcze w Polsce. Dlatego zdaniem wiceministra polska wołowina w Japonii może zostać "zablokowana".
Nalewajk zapewnił, że wymagania wynikające z ustaleń z Japończykami dotyczące eksportu zostały przedstawione polskim producentom. - Mięso powinno mieć notyfikację naszego lekarza powiatowego weterynarii, a firma - nie powiem jaka - wywiozła po prostu ileś tam kontenerów, które zostały przez stronę japońską zablokowane i stoją - powiedział Nalewajk. Dodał, że lekarz powiatowy, który powinien takie dokumenty wystawić, został w czwartek zawieszony.
- Sami robimy sobie kuku, efekt (z wołowiną) jest na minus. Jabłka też nie były odpowiedniej jakości, pewnie były podgniłe, to jest kwestia transportu, kontenerów, właściwego chłodzenia - powiedział Nalewajk. - Są określone warunki, które eksporter musi zachować, bo każdy kraj ma swoje wymagania - dodał.
W środę do Singapuru wyruszył drogą morską drugi transport polskich jabłek - o czym informował dziennikarzy wicepremier, szef resortu gospodarki Janusz Piechociński. Nalewajk na pytanie czy ten drugi transport jabłek wysłany do Singapuru został już właściwie zabezpieczony, odpowiedział: - Nie wiem, nie można sprawdzić kontenera w drodze.
- Otworzyliśmy ten bardzo bogaty, pięciomilionowy rynek zbytu, mamy więc pierwsze doświadczenia, ale są one dobre i złe. Przy pierwszej próbce naszego towaru okazało się, że nie rozumiemy, że na rynkach liderów trzeba mieć światową jakość. Zupełnie inną niż na rynku rosyjskim i wyższą nawet od tej na rynku niemieckim - powiedział Piechociński.
- Wchodzenie na rynki kosztuje pieniądze i czas. Jeśli w pierwszych próbkach nie ma powszechnej mobilizacji co do dopełnienia jakości i estetyki, to nawet jak dopłynie w tym kontenerze jabłko sprawdzone, to zmierzy się z najlepszym jabłkiem chińskim, australijskim czy argentyńskim - podkreślił.
Zdaniem Tadeusza Nalewajka jeden eksporter niespełniający wymagań dostaw do innego państwa psuje interes Polski. - Ja producenta nie ukarzę, może nas natomiast ukarać rząd japoński i zakazać nam transportu wołowiny - przyznał Problem widzi także Piechociński, który zaapelował "do grup producenckich, eksporterów, dostawców": "Trzymajmy formę".
17 listopada, gdy polskie jabłka dotarły do Singapuru, ambasador RP w Singapurze Zenon Kosiniak-Kamysz podkreślał, że "to niewątpliwy sukces". - Singapur importuje ponad 90 proc. żywności i zainteresowany jest dywersyfikacją źródeł dostaw, a polskie jabłka mogą konkurować na lokalnym rynku i ceną, i jakością - zaznaczył.
MSZ informował, że zainicjowanie eksportu jabłek do Singapuru jest efektem poszukiwania nowych rynków zbytu przez polskich producentów i eksporterów po wprowadzeniu rosyjskiego embarga na import polskiej żywności.
Od 1 sierpnia 2014 r. zostało zniesione embargo na eksport polskiej wołowiny do Japonii. Nałożono je w 2001 r., gdy w Europie wykryto przypadki BSE, czyli choroby szalonych krów. Zdaniem MSZ Polska znalazła się w nielicznym gronie państw, które uzyskały w Japonii zgodę na eksport wołowiny. Oprócz nas była to jeszcze Francja, Holandia i Irlandia.