Poniżana w pracy. Jak z tym walczyć?

Rodzice Lidii całe życie ciężko pracowali na codzienny chleb, pieniądze na rachunki i jej szczęśliwe dzieciństwo. Oboje przekroczyli już sześćdziesiątkę, ale trzymają się znakomicie. W porównaniu z nimi Lidia czuje się stara, ociężała i – jak sama mówi – wdeptana w ziemię.

Poniżana w pracy. Jak z tym walczyć?
Źródło zdjęć: © AFP

07.06.2013 | aktual.: 16.06.2014 14:36

Rodzice Lidii całe życie ciężko pracowali na codzienny chleb, pieniądze na rachunki i jej szczęśliwe dzieciństwo. Oboje przekroczyli już sześćdziesiątkę, ale trzymają się znakomicie. W porównaniu z nimi Lidia czuje się stara, ociężała i – jak sama mówi – wdeptana w ziemię.

Lidia jest zastępcą kierownika w niewielkim oddziale banku. Sama zarabia tyle, ile jej rodzice razem. Całe dni spędza w klimatyzowanym biurze, gdzie przerzuca papiery, kasuje maile i przełącza telefony. Gdyby jeszcze miała opcję niszczenia dokumentów, wtedy byłaby naprawdę wartościowym pracownikiem – komentuje zgryźliwie. Papier jednak nie smakuje jej tak bardzo jak pyszne dania obiadowe z pobliskiej restauracji, w której zresztą pracuje jej koleżanka ze szkoły podstawowej. Lidia stołuje się tam prawie codziennie, a wracając z obiadu wstępuje jeszcze do cukierni, na deser – słodki i zasłużony ciężką pracą wykonywaną w ciągu dnia. Nic więc dziwnego, że Lidia ma już ponad 10 kilogramów nadwagi i zbliża się w kierunku pechowej trzynastki.

Lidia nie przejmuje się swoimi kilogramami. Znacznie lepiej ocenia wagę innych ludzi: jedna z kelnerek w restauracji coraz trudniej mieści się w firmowym fartuszku, a dwóch budowlańców, remontujących chodnik w pobliżu jej oddziału banku, w swoich upaćkanych cementem rybaczkach, wygląda raczej na kobiety przy nadziei niż na seksownych fachowców z plakatów polskich specjalistów rozwieszanych we Francji.

Ofiary sukcesu gospodarczego Polski?

Zarówno Lidia, jak i obserwowani przez nią inni pracownicy, są ofiarami sukcesu gospodarczego Polski. Kłopot ten mają obecnie również np. mieszkańcy Kataru, którzy w ciągu jednego pokolenia zmienili swoją pracę z pracy fizycznej, na zewnątrz, od świtu do nocy, na zarządzanie rurociągami z ropą z wygodnych foteli w klimatyzowanych wieżowcach. W Polsce skala sukcesu ekonomicznego jest oczywiście dużo mniejsza niż w Katarze, ale działa dokładnie ten sam mechanizm – nagłe zwiększenie dochodu większej części mieszkańców kraju wywołuje wzrost średniej wagi tychże mieszkańców.

Mniejsze i większe oponki coraz częściej widać na ulicach polskich miast, nie tylko wśród pracowników fotelowych, ale też fizycznych. Praktycznie każde pismo i każdy portal informacyjny w swoich sekcjach life-style’owych zamieszcza porady żywieniowe i dietetyczne. Programy telewizyjne pokazują zmagania uczestników, którzy chcą zgubić zbędne kilogramy, a książki z cudownymi dietami sprzedają się w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy. Niestety, cały czas oponki mają się dobrze. Ludzie nie mają ochoty jeść dziwnie wyglądających warzyw, mikroskopijne jeszcze bardziej pobudzają głód, a bezsmakowe jogurty dramatycznie obniżają codzienną radość życia. Jak można inaczej, bardziej skutecznie, zawalczyć z oponką?

– Dobór żywności to sprawa indywidualna, choć istnieją pewne podstawowe zasady, skuteczne praktycznie dla każdego – wyjaśnia Piotr Orliński, coach zdrowia i żywności. – Pięć posiłków dziennie. Mniejsze porcje, dostosowanie czasu na jedzenie do faktycznie odczuwanego głodu, a nie do odgórnie narzuconej przerwy na lunch. Godzinne spacery. Szklanka wody pół godziny przed posiłkiem. Ograniczenie cukru. Sięgnięcie w piekarni po ciemną kajzerkę lub grahamkę zamiast zwykłej białej bułki. To naprawdę pomaga, a nie wymaga całkowitej rezygnacji z ulubionego deseru lub dania.

Niestety, brakuje takiego myślenia wśród pracowników, praktycznie w każdym zawodzie i na każdym stanowisku. Banalny przykład – rzadko kto w wietnamskim barze zamawia danie na miejscu w opakowaniu na wynos. A przecież to takie wygodne. Jeśli porcja jest zbyt duża i nie zjesz jej na raz, zamykasz pudełko na wynos i bierzesz resztę do pracy na później. Nie wyrzucasz jej, bo wtedy i wywołujesz poczucie winy („Marnotrawię jedzenie”), i narażasz się na dodatkowe koszty (gdy później zgłodniejesz, musisz kupić coś nowego do zjedzenia – kolejny wydatek). Kłopot leży oczywiście w tym, gdzie porcję na wynos przechować i gdzie ją odgrzać. Potrzebna jest lodówka i kuchnia, co w wielu miejscach pracy jest bardzo trudne. Nie niemożliwe, ale na tyle trudne, że nikomu nie chce się nawet pomyśleć jak to zorganizować. To sprawa, o którą powinni zadbać pracodawcy. Szczególnie ci, którym zależy na jakości pracy, atmosferze wśród pracowników i reputacji firmy.

Skład jedzenia to ważny element utrzymania dobrej wagi, ale konieczne jest również uporządkowanie emocji. – Jedzenie często traktujemy jako szybkie zadośćuczynienie za niesprawiedliwości, jakich doświadczamy w miejscu pracy – tłumaczy coach zdrowia Piotr Orliński. – Nierozsądni klienci, ograniczeni szefowie, złośliwe drukarki – smutki i żale na moment znikają po kilku gryzach czegoś słodkiego. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że to mechanizm narkotyczny. Trwały efekt może powstać dopiero dzięki poprawie emocji, zmianie przekonań, czy nawet szczeremu przyznaniu się przed sobą, że choć życie nie jest takie jakie chcieliśmy, to jednak wciąż jest całkiem w porządku. Gdy znika bodziec „potrzebuję pocieszenia”, znika reakcja „o, batonik” – a to dobra droga do poprawy samopoczucia i obniżenia wagi.

Miro Konkel, Mario Ludwiński
/AS

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)