Powódź usprawiedliwia pominięcie przetargu

Pilne prace, np. przy umacnianiu wałów, urzędnicy mogą zlecać firmom z wolnej ręki. Stan nadzwyczajny uzasadnia takie postępowanie.

Powódź usprawiedliwia pominięcie przetargu
Źródło zdjęć: © PAP | Piotr Piotrowski

24.05.2010 | aktual.: 24.05.2010 07:41

ZAMÓWIENIA PUBLICZNE

Pilne prace, np. przy umacnianiu wałów, urzędnicy mogą zlecać firmom z wolnej ręki. Stan nadzwyczajny uzasadnia takie postępowanie.

Przy udzielaniu zamówień trzeba przestrzegać zasad uczciwej konkurencji. Są jednak sytuacje nadzwyczajne, takie jak powódź. Właśnie dlatego przepisy polskie i unijne przewidują specjalne zwolnienie ze zwykłych procedur. Zgodnie z art. 67 ust. 1 pkt 3 prawa zamówień publicznych urzędnicy odpowiedzialni za wydawanie publicznych środków mogą zlecić niektóre prace z wolnej ręki.

Niekonkretne granice

W praktyce mogą się pojawić spore problemy z ustaleniem granicy takiego wyboru.

– Nie ma wątpliwości, że wszędzie tam, gdzie w grę wchodzi zagrożenie życia, zdrowia lub mienia w wielkim rozmiarze, można ominąć procedury konkurencyjne – tłumaczy Arkadiusz Szyszkowski, doktorant w Instytucie Nauk Prawnych PAN. – Bieżącą naprawę wałów czy remont bądź rozbiórkę budynku, który po zalaniu grozi zawaleniem, można więc zlecić z wolnej ręki.

Co jednak, jeśli budynek np. urzędu gminy został zalany i wymaga remontu, ale nie ma zagrożenia katastrofą budowlaną?

– Wszystko zależy od konkretnej sytuacji. Jeśli urzędnicy nie mogą zostać przeniesieni w inne miejsce, to uważam, że przynajmniej część remontu, która umożliwi im podjęcie bieżącej pracy, mogą zlecić z wolnej ręki – mówi Ewa Wiktorowska, członek zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Konsultantów Zamówień Publicznych.

– Gdyby jednak urząd mógł działać, a jedynym uzasadnieniem remontu byłyby np. względy estetyczne, to tu wolna ręka nie wchodziłaby już w grę – zastrzega Szyszkowski.

Podobnie może być z naprawą wałów przeciwpowodziowych. Gdyby wójt czy burmistrz chciał zlecić bieżącą ich naprawę w czasie powodzi, to oczywiście może to zrobić z wolnej ręki. Sytuacja skomplikuje się, gdy woda opadnie i minie bezpośrednie zagrożenie. Wówczas trudno już mówić o konieczności natychmiastowego wykonania zamówienia.

– Chociaż gdyby prognoza pogody wskazywała na ryzyko kolejnej powodzi, to widziałabym możliwość zawarcia umowy z wolnej ręki – przekonuje Wiktorowska.

Zwraca też uwagę na inny tryb: negocjacje bez ogłoszenia.

– Jest podobnie szybki, ale łatwiej wykazać przesłanki jego zastosowania. Nie mówi bowiem o konieczności natychmiastowego wykonania zamówienia, lecz o pilnej potrzebie jego udzielenia. Różnica jest zasadnicza: nie musimy czegoś natychmiast budować, tylko pilnie zlecić wybudowanie – wyjaśnia.

Gdy woda spłynie

Naprawa wałów i budowa nowych po powodzi będzie już się musiała odbywać zgodnie z procedurami konkurencyjnymi. Trudno byłoby wykazać, że istnieje bezpośrednie zagrożenie i trzeba to robić natychmiast. Sam fakt, że powódź może kiedyś wystąpić, nie wystarczy.

Po powodzi w 1997 r. jeszcze przez kilka lat do prezesa Urzędu Zamówień Publicznych napływały wnioski o wolną rękę (wówczas był taki obowiązek, dzisiaj już go nie ma), w których argumentowano, że przecież woda może nadejść w każdej chwili. Odprawiano je z kwitkiem.

Marszałek Bronisław Komorowski zapowiedział zgłoszenie projektu ustawy, która ma usprawnić inwestycje związane z zapobieganiem powodzi. Akt ten nie może jednak wyłączać robót z tym związanych spod reżimu zamówień publicznych. Byłoby to bowiem niezgodne z prawem unijnym.

Sławomir Wikariak
Rzeczpospolita

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)