Powrót wesel. Wodzirejom przepadło nawet 20 tys. zł. Teraz wracają i wymyślają oczepiny na nowo
Weselni wodzireje przebierają nogami w oczekiwaniu na pierwszą "pokoronawirusową" imprezę. Do "odrobienia" mają nawet 20 tys. zł. Tylko jak szaleć na parkiecie, gdy każdy z tyłu głowy ma strach przed dotykaniem innych osób? Czekają nas imprezy bez tradycyjnego "węża" i wzajemnego dotykania.
- Bardzo chciałbym poznać szczegółowe wytyczne dla uczestników wesel. Wiemy, że można się bawić bez maseczek, że mniej osób usiądzie przy stole, ale na przykład – czy przy składaniu życzeń goście będą mogli dotknąć pary młodej, pocałować ich? – zastanawia się Krzysztof Anulewicz z TworzymyImprezy.com.
Po trzech miesiącach przerwy przygotowuje się do poprowadzenia pierwszego wesela. Przyznaje, że głowi się, w jaki sposób zrobić to tak, by goście czuli się komfortowo, a jednocześnie mogli beztroskę zabawy. Czy w czasach, w których przypomina się nam o nieustannym myciu rąk i powstrzymywaniu się od dotykania innych ludzi, trzeba stworzyć jakiś nowy katalog "antywirusowych zabaw weselnych"?
- Przecież wszystkie zabawy integracyjne polegają na tym, by kogoś dotknąć – zauważa.
Obejrzyj: Wesela do 150 osób, ale na jakich zasadach? Co może się znaleźć w wytycznych?
Każdy spolszczony kankan, zorba czy pociąg przez całą salę do nieśmiertelnego hitu Ryszarda Rynkowskiego to przecież dotykanie często całkiem obcych sobie osób. Dotychczas może nie wszyscy dobrze się czuli z cudzą ręką na ramieniu czy w pasie, ale wywoływało to co najwyżej niechęć natury, nazwijmy to, estetycznej. Teraz pewnie wielu za wszelką cenę będzie chciało uniknąć interakcji z obcymi.
Tańce bez odbijania
Wojciech Stolarczyk, który działa jako Wodzirej Wojtek, przyznaje, że gdy omawiał zabawy z parą młodą, której wesele poprowadzi wkrótce, pod uwagę brali gry i konkursy, które pozwolą uniknąć dotyku. Będzie więc zabawa w parach, które przyszły razem na wesele, w grę wchodzą konkursy, w których wystartują dzieci z rodzicami, ale żadnego wymieniania się partnerami w tańcu.
Moi rozmówcy boją się, że w najbliższych miesiącach może być trudno wyciągnąć ludzi zza stołów. - Nic na siłę - przekonuje jednak DJ ze Skierniewic, który chce, by podpisać go jako DJ Peter.
- Wszyscy są tak zmęczeni tymi kilkoma tygodniami niepewności i siedzenia w domu, że duża radość sprawi im już samo wyjście z domu i spotkanie z rodziną. Jeśli zorientuję się, że nie będą chcieli bawić się w zaproponowane przeze mnie gry, to odpuszczę – zapewnia.
Karol Stolarski nie boi się, że ludzie będą podpierać ściany. – Wybieramy takie zabawy, w których goście nie muszą mieć fizycznego kontaktu z innymi - zapewia.
Rozmówcy przyznają, że od marca, kiedy wszystko dosłownie z dnia na dzień stanęło, aż do ogłoszenia nowych zasad wesel, siedzieli jak na szpilkach. Ograniczenie liczby gości do 50 (a spekulowano, że tak właśnie będzie) postawiłoby pod znakiem zapytania sens organizacji wesel. Ślubom towarzyszyłyby raczej kilkugodzinne obiady w restauracji, a tam wodzirej nic nie ugra. Gdy okazało się, że gości może być aż 150, cała branża weselna odetchnęła z ulgą.
- Na większości wesel, które obsługuję, bawi się mniej więcej taka liczba osób. Pewnie, że zdarzają się wesela planowane na 200 osób, ale jestem pewien, że w najbliższych miesiącach część gości zrezygnuje z zaproszenia i 150 będzie naturalną granicą – przekonuje Karol Stolarski.
Wśród wodzirejów przeważa dziś optymizm, choć jak zastrzegają, marzec pokazał, że z dnia na dzień wszystkie plany mogą lec w gruzach.
Zadatki i inne prace pozwoliły przetrwać
- Bałem się, że jeśli zamrożenie wesel potrwa do sierpnia, upadnie wiele firm z branży. Mieliśmy oszczędności, więc moglibyśmy trochę pociągnąć, ale byłoby ciężko. Na szczęście nasi klienci podeszli do sprawy ze zrozumieniem i nie odwołali wesel, tylko je przekładali, dzięki czemu uniknęliśmy konieczności zwrotu zadatków – opowiada Krzysztof Anulewicz (na zdjęciu poniżej).
Krzysztof Anulewicz przyznaje, że prowadzenie imprez to jego główne źródło zarobku. W lepszej sytuacji są DJ Peter i Wodzirej Karol, dla których zabawianie gości weselnych - a jeśli się trafi "firmówka", to i biznesowych - jest dodatkową aktywnością zawodową.
- Jestem człowiekiem wielu talentów, więc łatwo mogę sobie znaleźć inne zajęcia – żartuje pan Karol. - Prowadzę m.in. zajęcia z programowania dla dzieci, w ostatnich miesiącach przerzuciłem się na drukowanie przyłbic 3D. Pierwszy tydzień lockdownu był ciężki, jeśli chodzi o nastawienie psychiczne. Wszystko się wali, co dalej? Ale później wróciły siły.
DJ Peter pracuje z kolei jako handlowiec. Nie wyobraża sobie tego, że mógłby utrzymywać się wyłącznie z DJ-owania.
- Trzeba mieć konkretny zawód, a granie traktować jako dodatek. Ostatnie tygodnie pokazały, że kto założył, że z zapraszania ludzi do tańca i ogłaszania przerwy na wódkę można bezpiecznie żyć, przegrał sprawę – wyjaśnia.
4 tys. zł za wieczór w plecy
A ile można "przegrać"? Mowa o niemałych kwotach. Karol Stolarski zawsze występuje w duecie z DJ-em, z którym doskonale się dopełniają. Za wieczór biorą 4-5 tys. zł. Pomnóżmy to przez co najmniej 10 weekendów, dodajmy poprawiny – wychodzi konkretna suma.
Do pewnego stopnia utracone dochody pozwoli odrobić to, że w najbliższych miesiącach może być więcej dni pracy. Krzysztof Anulewicz przyznaje, że niczym wyjątkowym nie jest planowanie imprez w piątek czy nawet niedzielę, bo restauracje, sale weselne i hotele są na sierpień i wrzesień od dawna zamówione.
Moi rozmówcy mają świadomość, że wesela w najbliższych miesiącach będą dla nich trudniejsze, ale nie boją się spadku liczby zamówień ani spadku cen. Stolarczyk wyjaśnia, że na wodzirejskich i dj-skich forach internetowych były dyskusje na temat ryzyka obniżek cen, ale zwyciężyło przekonanie, że to mało realny scenariusz. Jego zdaniem ceny pozostaną stabilne. "Kto świadczył usługi za niską cenę, pozostanie przy niej. Kto wyżej się cenił, nadal będzie" – przekonuje.
- Życie zweryfikuje, co będzie, ale jednego jestem pewien i tym się kieruję, myśląc o przyszłości: ludzie nigdy nie spoważnieją na tyle, by się nie bawić – podsumowuje Krzysztof Anulewicz.