Praca w sex shopie – nie dla każdego
Na początku lat 90. do „różowych sklepów” szło się głównie z ciekawości
29.07.2010 | aktual.: 29.07.2010 14:41
*Na początku lat 90. do „różowych sklepów” szło się głównie z ciekawości. Tłumy z wypiekami na twarzach oglądały lalki z otwartymi ustami, skórzane akcesoria, przedmioty o znajomym, podłużnym kształcie. Mało kto wiedział, o co pytać, do czego to wszystko służy, no i jeszcze znajomi zobaczą… *
*Jaki pracownik? *
Jaki powinien być pracownik sex shopu? Zadbany, z poczuciem humoru, z refleksem. Z wyczuciem, co komu doradzić. Z wiedzą o tych wszystkich przedmiotach, które sprzedaje. Musi na przykład wiedzieć, że kuleczki gejszy, używane dopochwowo, są dwie, a te, których jest pięć, wkłada się zupełnie gdzie indziej. Umieć wysłuchać zwierzeń, wykazać zrozumienie, nie popędzać klienta. Jeśli widać, że świat wibratorów, skórzanej bielizny i lalek naturalnej wielkości jest dla przybysza czymś nowym, dać mu się z nim oswoić. Nie zagadywać go już od progu.
W tej branży trzeba wykazywać chęć do stałego poszerzania wiedzy, bo konkurencja nie śpi. Nowości wymyślane na Zachodzie powinny znaleźć się w polskich shopach jak najszybciej. Zadaniem ekspedienta jest zareklamować je klientowi przekonująco i w jasny sposób. Jeśli szef dobrze prosperującej sieci wysyła na szkolenia – a zdarzają się atrakcyjne wyjazdy, nawet za granicę – pracownik powinien jechać, oglądać, przyswajać. Dokształcać się w domu, czytać książki z zakresu seksuologii. Seksbiznes jest branżą, w której drobiazgi mają duże znaczenie. Wszystkie czynniki przekładają się na obroty.
W tym interesie, jak w każdym innym, trendy i mody pojawiają się i znikają. Pan Piotr z gdańskiego sklepu Helga, w branży od 14 lat, wspomina, że kiedyś dużym wzięciem cieszyły się wibratory gumowe. Później nowością były żele. A kilka lat temu weszła na rynek cyberskóra. Dlatego sprzedaż wibratorów gumowych spadła. Polacy nie gęsi, do sex-shopu chodzą
Na początku do „różowych sklepów” szło się głównie z ciekawości. Tłumy z wypiekami na twarzach oglądały lalki z otwartymi ustami, skórzane akcesoria, przedmioty o znajomym, podłużnym kształcie. Mało kto wiedział, o co pytać, do czego to wszystko służy, no i jeszcze znajomi zobaczą… Sami sprzedawcy też niekiedy musieli opierać się na intuicji. Dzisiaj temat spowszedniał. Co prawda, w sex shopach czasami pojawiają się dziwni osobnicy z rozbieganymi oczami, ale gdzie ich nie ma. Oni zresztą przychodzą oglądać, i raczej nie wracają. Czasy niezdrowej fascynacji dawno już minęły.
Branża oferuje szeroki asortyment towarów. Shopy nie narzekają na brak klientów. Również tych stałych, a nawet zaprzyjaźnionych. To normalny biznes. No, może trochę nietypowy. Pani Monika, kierująca Venus Sex Shop w Gdańsku, jednym z czterech sklepów w tej sieci, wyjaśnia:
- Każda kandydatka jest pytana, czy członkowie rodziny nie będą mieli nic przeciwko jej pracy. Nie chcemy, by praca u nas była potencjalnym źródłem kłopotów. Nie wyobrażam sobie zgorszonego męża czy chłopaka, który nas nachodzi albo wystaje przed sklepem. Pan Piotr podchodzi do tego inaczej. Jest zdania, że pracownicy powinni sobie ułożyć relacje w rodzinie tak, by nie przeszkadzało to w pracy – i tyle.
Dzieci, naturalnie, wstępu do sklepu nie mają. Ze względu na nie pracownicy muszą szybko reagować, uważnie patrzeć, co się dzieje przy wejściu. Jeśli jakiś ciekawski maluch okaże się szybszy od rodzica i zajrzy, jest zawracany od progu. Jeśli pełnoletniość klienta nasuwa podejrzenia, jest proszony o okazanie dowodu.
Młodzi klienci to grupa, która najczęściej dowcipkuje w sex shopach, komentuje głośno, śmieje się. Wśród młodzieży dużym powodzeniem cieszą się śmieszne gadżety – długopisy w kształcie penisów, laleczki, mydełka, różki, słomki, piórka. Kupują je na prezent, na wieczory panieńskie i kawalerskie, dla ubawu. Im klient starszy, tym poważniejszy, choć od tej reguły też bywają wyjątki. My to już znamy…
„Różowe sklepy” nie szokują. Oswoił je Internet. Obsługują po prostu pewną, bardzo ważną, dziedzinę naszego życia.
Klienci wchodzą i bez ekscytacji oglądają półki wypełnione kolorowym towarem. Rozpiętość cen – od kilku złotych za długopis do 1,6 tys. za lalkę naturalnej wielkości. Właściwie każdego stać, żeby nabyć coś ze sklepu. W niektórych shopach, na przykład w Venus, można też w kabinie obejrzeć film. 20 minut kosztuje 10 zł, godzina – trzy razy tyle. Kabiny wyposażone są w ręczniki, w odświeżacze powietrza. Personel jest od tego, żeby doradzić. Praca w sex shopie wymaga wrodzonej delikatności, a także fachowości. Pracownik powinien mieć pewną wiedzę z dziedziny anatomii. Wiedzieć na przykład, że z penetracją analną trzeba bardzo uważać, bo mięśnie tej części ciała mogą zassać przedmiot.
Dlatego masażery prostaty, które cieszą się wśród panów wzrastającą popularnością, muszą być wyposażone w odpowiedni uchwyt. Trzeba także zwracać uwagę na alergików, którym może dokuczyć żel czy maść, uprzedzać ich, informować. Tego wszystkiego klient nie musi przecież wiedzieć. Ekspedient – musi.
Kobieta mężem zaufania
Ekspedient, a częściej – ekspedientka. Wśród personelu „różowej branży” przeważają kobiety.
– Klienci obu płci łatwiej otwierają się przed kobietami. Pani łatwiej spytać inną panią o wibrator. Mężczyzna szybciej przyzna się do kłopotów z potencją kobiecie, niż innemu facetowi – uważa pani Monika. – Nasza płeć budzi większe zaufanie. Pan Piotr jest nieco innego zdania. – Facet czy kobieta, nie ma większej różnicy. Wszystko tak naprawdę jest w głowie, i u klienta, i u sprzedawcy – mówi. – Najważniejsza jest psychologia, dobre podejście. Ale dbałość o klienta nie wystarcza. Trzeba też umieć dopieścić sprzedawcę, bo w tej branży duża rotacja personelu jest wyjątkowo niewskazana. Choćby ze względu na potrzebę stałego poszerzania wiedzy. Wyedukowanego pracownika trudno zastąpić. Dlatego w dobrze prosperujących shopach, jak Venus, dba się o niego, stosuje systemy prowizyjne. Daje się nagrody, urządza konkursy na najlepszego sprzedawcę.
Najważniejsze zdrowie
Sex shopy pełnią też funkcję prozdrowotną. Mają stały kontakt z seksuologami, którzy niekiedy kierują do nich swoich pacjentów. To w dużej mierze za ich namową panowie zaczęli dbać o własne gruczoły krokowe.
Panie, które na ogół do zdrowia przywiązują większą wagę, już dawno przekonały się o zaletach kuleczek gejszy. Ćwiczą one mięśnie Kegla, dzięki nim wzrasta zdolność odczuwania orgazmu. Ponadto pomagają kobietom zmagającym się z wstydliwą przypadłością nietrzymania moczu.
Z kolei pachnące specyfiki potrafią rozluźnić, zrelaksować. Niekoniecznie od razu w celach erotycznych. I chociaż wokół tej branży zawsze będzie unosić się specyficzna aura, to w sumie można powiedzieć, że jest normalnie. Że to biznes jak każdy inny. Okazuje się, że najbardziej konserwatywny, niepodatny na zmiany, jest nasz polski język. I to się pewnie prędko nie zmieni.
W sklepach roi się od słów angielskiego pochodzenia albo wręcz od angielskich zwrotów. Ot, choćby na półkach z filmami. Asian Girls, Black Women, Lesbian Women, Fat Girls, Bandage – głoszą napisy. Na to jednak pracownicy sex shopów nie mają wielkiego wpływu. Pozostaje im więc do pożądanych umiejętności dorzucić znajomość angielskich słówek.
jk