Pracownicy Praktikera na lodzie. "Pracodawca dokonał brutalnego faulu"

- Dla nas najważniejsze teraz jest, by w ogóle otrzymać świadectwa pracy - mówią Wirtualnej Polsce byli pracownicy sklepu Praktikera w Ząbkach. Po tym, jak nie dostali pensji za kwiecień, złożyli wypowiedzenia. Ich sytuacja jest bardzo zła. - Tu nie pracują ludzie, którzy są w stanie cokolwiek odłożyć. Nawet jeśli teraz znajdziemy pracę, pierwsze pieniądze zobaczymy pod koniec czerwca. To trzy miesiące bez dochodów! - mówią.

Wejścia do sklepu Praktikera w Ząbkach są zaplombowane. Mimo to pracownicy byli kierowani do hali, gdzie pakowali towary dla dostawców sieci
Źródło zdjęć: © fot. Agata Kalińska
Agata Kalińska

- Przynajmniej odzyskaliśmy wolność. Nie jesteśmy już niewolnikami Praktikera pracującymi za darmo - mówi mi jeden z byłych pracowników warszawskiego hipermarketu. - Tak, jesteśmy wolni i goli - dodaje zgryźliwie jego koleżanka.

Centrum M1 w podwarszawskich Ząbkach. Wtorek rano. Wszystkie wejścia do hali, w której znajduje sie sklep Praktikera, są zaplombowane, na drzwiach wiszą kartki z informacją "Szanowni Państwo, sklep jest nieczynny". Podobnie wygląda większość marketów sieci, handel odbywa się jeszcze tylko w kilku. Dojeżdżam na godzinę 9.15. Przed halą w Ząbkach zebrało się kilkudziesięciu pracowników sieci. Wymieniają się dokumentami i wieściami. Od kilku dni już tu nie pracują - na 84 zatrudnionych w sklepie osób, 82 złożyły wypowiedzenie z winy pracodawcy. Teraz chcą jak najszybciej uzyskać świadectwa pracy i znaleźć zatrudnienie gdzie indziej. Ale kiedy je dostaną i czy w ogóle - nie wiadomo. Z zarządem firmy nie mają bowiem kontaktu.

Praca pod specjalnym nadzorem

Nie chcą pokazywać twarzy ani wypowiadać się pod nazwiskiem. Boją się szykan ze strony byłego już pracodawcy.

- Składając wypowiedzenie pokazaliśmy pracodawcy czerwoną kartkę za to, że dokonał brutalnego faulu na naszych finansach nie wypłacając wynagrodzenia za kwiecień - mówi Wirtualnej Polsce ok. 40-letni mężczyzna. - Dla wielu z nas to nie była po prostu przykra wiadomość. To było załamujące. Część z nas nie ma z czego żyć, nie ma pieniędzy, by przeżyć kolejny miesiąc - dodaje.

- Właściwie zostaliśmy na lodzie - słyszymy od kolejnej osoby. - Nie dostaliśmy pensji za kwiecień, w maju też nie mamy szans nic zarobić. Ci, którzy teraz znajdą pracę, otrzymają jakieś pieniędze najwcześnej pod koniec czerwca. To daje w najlepszym przypadku trzy miesiące bez dochodów - wylicza.
Mało który z pracowników przyznaje, że ma jakiekolwiek oszczędności. Zapożyczają się u rodziny i znajomych, biorą chwilówki.

- Tu nie pracują ludzie, którzy są w stanie cokolwiek odłożyć. Pensja w większości przypadków nie była dużo wyższa od minimalnej - słyszymy.

Z załogi wyłamały się dwie osoby. Nie złożyły wypowiedzeń. Pozostali nie pytali o powody. Zresztą praca w ostatnich tygodniach była dla wielu z nich ciężkim doświadczeniem. Choć sklep jest zaplombowany, i tak musieli stawiać się do pracy. Na teren hali wpuszczano po kilka osób.
- Wchodziliśmy na sklep pod ścisłym nadzorem dyrekcji M1 i w asyście ochrony. Pozwalano kilku - kilkunastu osobom wchodzić na sklep i szykować towar dla dostawców. Nie wchodziliśmy głównym wejściem ani wejściem dla pracowników, ale bramą, którą wjeżdżali dostawcy. Tam ochrona sprawdzała co robimy, przeliczała towar, nagrywała nas - relacjonuje jeden z parcowników. - Nie byliśmy przyzwyczajeni do pracy pod takim rygorem, gdy ochrony jest dwa razy więcej niż pracowników - dodaje.

Kolejny mniej waży słowa.
- Nie jestem złodziejem, żeby mi ciągle patrzeć na ręce, żeby mnie nagrywać - denerwuje się. - Nawet gdy chcieliśmy zabrać nasze rzeczy osobiste z szatni, to sprawdzano nam dowody - dodaje następna pracownica.

Wnioski o upadłość Praktikera

Problemy Praktikera dawały się odczuć od trzech lat. Wtedy sieć w Niemczech ogłosiła upadłość, a jej polską część przejęła polska spółka. Jesienią zeszłego roku zaczęło się postępowanie sanacyjne. W lutym br. do sklepów wkroczył komornik, a w kwietniu sąd umorzył postępowanie sanacyjne. Stery firmy z rąk wyznaczonego przez sąd zarządcy trafią teraz albo do władz firmy, albo - w przypadku upadłości - do syndyka.

Pracownicy dowiedzieli się w warszawskim sądzie, że jeden z dostawców sieci złożył wniosek o jej upadłość. Nie wiadomo jednak, kiedy sąd się nim zajmie, bo wniosek nie spełnia wszystkich wymogów formalnych.

Pracownicy próbowali zainteresować sprawą urząd skarbowy i inspekcję pracy. "Solidarność" wystosowała apel do minister rodziny Elżbiety Rafalskiej, by podległe jej instytucje zainteresowały się sytuacją w sieci. Zbierają też podpisy pod listem otwartym do prezydenta Andrzeja Dudy. Na razie bez odzewu.

Jak pisaliśmy już w Wirtualnej Polsce, pensji nie dostało około 500 pracowników sieci. Sprawa ma jeszcze drugie dno, które opisała "Gazeta Wyborcza". Pracownicy dowiedzieli się bowiem pocztą pantoflową, że w spółce zaszły zmiany: nowym prezesem został Petro Markovskyi, a jego pełnomocnikiem miał zostać Grzegorz Gniady, były szef spółki Cash Flow. Sprawa upadłości Cash Flow była kilka lat temu szeroko opisywana przez media. Spółka miała stać na skraju upadłości i nie wypłacała pensji pracownikom, ale sam Gniady pobrał jednorazowo 360 tys. zł wynagrodzenia. Dopiero wtedy spółka poddała się egzekucjom komorniczym. W 2015 r. katowicki sąd orzekł, że przez siedem lat Gniady nie może prowadzić działalności gospodarczej ani zajmować stanowisk jako członek organów spółek.

Wybrane dla Ciebie

Przemyt warty 76 tys. zł. Oto co znaleźli w przesyłkach kurierskich
Przemyt warty 76 tys. zł. Oto co znaleźli w przesyłkach kurierskich
4 minuty przerwy w pracy i sygnał do szefostwa. Amazon odpiera zarzuty
4 minuty przerwy w pracy i sygnał do szefostwa. Amazon odpiera zarzuty
"Złote kolby" niszczą maszyny rolników. Straty sięgają 100 tys. zł
"Złote kolby" niszczą maszyny rolników. Straty sięgają 100 tys. zł
Polskie borówki podbijają Azję. Otwiera się nowy rynek
Polskie borówki podbijają Azję. Otwiera się nowy rynek
Deweloper chce wcisnąć blok na ich podwórku. Mieszkańcy protestują
Deweloper chce wcisnąć blok na ich podwórku. Mieszkańcy protestują
Włamywali się do ciężarówek i kradli towar. Jest decyzja sądu
Włamywali się do ciężarówek i kradli towar. Jest decyzja sądu
Gigant kawowy zwalnia. 900 osób w USA straci pracę
Gigant kawowy zwalnia. 900 osób w USA straci pracę
Studenci wyciągają ponad 7 tys. zł. W tych branżach ich szukają
Studenci wyciągają ponad 7 tys. zł. W tych branżach ich szukają
Oszustwo "na krowę mleczną". Przekręt na ponad 8 mln zł
Oszustwo "na krowę mleczną". Przekręt na ponad 8 mln zł
Dochód z hektara. Oto ile według GUS zarabiają rolnicy
Dochód z hektara. Oto ile według GUS zarabiają rolnicy
Mieszkańcy postawili na swoim. Całoroczny zakaz motorówek
Mieszkańcy postawili na swoim. Całoroczny zakaz motorówek
Wielka wymiana w Białymstoku. Trwa tydzień "bez mandatów"
Wielka wymiana w Białymstoku. Trwa tydzień "bez mandatów"