Prezent na święta? Ciesz się, że dostałeś cokolwiek
Żenujące, tandetne, dziwne… prezenty świąteczne od pracodawców potrafią naprawdę zaskoczyć
20.12.2013 | aktual.: 20.12.2013 10:49
Żenujące, tandetne, dziwne… prezenty świąteczne od pracodawców potrafią naprawdę zaskoczyć. Bo choć podarunków nie wypada krytykować, wśród podarków od szefów pojawiają się dziwaczne rzeczy. Dla kogo ma sens świąteczne dopieszczanie pracowników?
Święta Bożego Narodzenia są dla polskich pracodawców główną, a czasami nawet jedyną okazją w roku, do obdarowywania swoich pracowników różnymi podarkami. Wielu szefów potrafi wykazać się w tym okresie ułańską fantazją, więc pracownicy mogą liczyć na bardzo szeroki wachlarz gratyfikacji. Do klasycznych zalicza się już dofinansowanie wypoczynku, kupony, karty przedpłacone. W ostatnim czasie na popularności zyskują sport i kultura. Pracownicy z radością przyjmują podarunki w postaci biletów m.in. do kina, teatru czy karnetów na basen lub na siłownię.
- Z reguły są to bony, które są finansowane ze środków zakładowego funduszu świadczeń socjalnych, ale mimo to podlegają opodatkowaniu, ponieważ w ustawie o podatku od osób fizycznych wprost przewiduje się, że takie bony opodatkowaniu podatkiem dochodowym podlegają – wyjaśniła w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria Dominika Dragan-Berestecka, doradca podatkowy Kancelarii Ożóg i Wspólnicy.
Im większa firma, tym więcej rodzajów benefitów oferuje swoim pracownikom. Niektóre z nich potrafią ich szczerze zaskoczyć. Czasami budzą zażenowanie, a nawet przerażenie. Dwa lata temu pewien Amerykanin dostał od szefa… worek ziemniaków. Jak się później okazało, członek rodziny szefa był właścicielem farmy. Serwis wynagrodzenia.pl wspominał historię pracownika uniwersyteckiego, który dostał „kosz łakoci” wypełniony po brzegi zupkami w proszku.
Bony to jeden z najpopularniejszych prezentów, jakich pracownicy mogą spodziewać się pod firmową choinką. Różna bywa tylko kwota, na jaką opiewają. Pracownicy jednej z amerykańskich firm wydawniczych dostali bony, które mogli zrealizować wyłącznie w jednym, ekskluzywnym butiku. Cóż z tego, gdy do wydania mieli zaledwie 15 dolarów. Mogli sobie za to kupić zaledwie parę skarpetek. Zakupów nie zrobiła natomiast asystentka dentystyczna, która od szefa otrzymała bon do sklepu odzieżowego, którego właścicielką była jego żona. W sklepie nie było ani jednej rzeczy za 30 dolarów, a na tyle właśnie opiewała kwota bonu. I na polskim rynku możemy szukać niechlubnych przykładów. Kilka lat temu prasa donosiła, że prezes jednej z prywatnych firm z Prabut rozdał swoim pracownikom bony świąteczne o wartości 50 zł. Mogli je zrealizować tylko w dwóch miejscach w Kwidzynie - w lumpeksie i sklepie ze sprzętem komputerowym. Część osób odmówiła przyjęcia takiego prezentu, uznając zachowanie go za uwłaczający.
Bony są najpopularniejszą formą wsparcia świątecznego pracowników w urzędach i administracji, podczas gdy pracodawcy prywatni coraz częściej decydują się na wręczanie upominków rzeczowych. W obliczu kryzysu firmy przyjmują różne strategie, dlatego nie każdy dostaje od pracodawcy to, na czym mu naprawdę zależy. Bywa, że szefowie dają pracownikom na święta symboliczne podarunki: alkohol, czekoladki albo firmowe kalendarze czy gadżety. Takie namacalne, kolorowe prezenty odbierane są przez pracowników bardzo skrajnie. Jedni czują się jakby przyszedł do nich prawdziwy Mikołaj. Dla innych rozdawanie bombonierek, butelek wina czy firmowych kalendarzy, jest zwyczajnie żenujące. Tu, tak jak w każdym innym przypadku, prezent musi być trafiony. Jeśli tak będzie, pracownika ucieszy nawet drobiazg. Za złośliwość natomiast uznawany jest bon na kurs angielskiego dla partnerki, której mężczyzna nie posiada lub alkohol dla osoby, której pić nie wolno.
Może jednak lepsze coś niż nic? Prawda bowiem jest taka, że to czy pracownicy dostaną jakieś świąteczne bonusy, w wielu przypadkach zależy wyłącznie od woli pracodawcy, a przede wszystkim od jego kondycji finansowej.
ml,MA,WP.PL