Przygraniczny biznes kuleje przez wirusa. "Jak mam oddać auto klientowi ze Słowacji?"
Edwin Mróz ma w Nowym Sączu serwis samochodowy. Jego Carsport.pl specjalizuje się w Subaru. Klientów ma z całej Polski, cieszy się świetną renomą. Do tego stopnia, że sporo klientów przyjeżdża do niego nawet z zagranicy. Teraz głowi się, jak oddać auto klientowi ze Słowacji. Niby po sąsiedzku, ale przez zamkniętą granicę prosta sprawa urasta do rangi problemu.
- Ze Słowacji mamy wielu klientów. Subaru jest tam popularne, bo teren na północy kraju jest górzysty, więc auta z napędem na cztery koła świetnie się tam sprawdzają. Na dodatek porządny, duży serwis tej marki jest w Bratysławie. Do nas mają o wiele bliżej – mówi Mróz w rozmowie z WP Finanse.
Kilka tygodni temu zadzwonił do niego klient ze Słowacji, umówili się na naprawę. Auto przyjechało kilka dni temu, zaraz będzie gotowe. Ale pojawił się dość poważny problem natury logistycznej.
- Do klienta mamy jakieś 60 km. W normalnej sytuacji podrzucilibyśmy mu je w ciągu godziny. Ale przez zamknięcie granicy musimy jechać dookoła, przez Chyżne. Nagle robi się z tego 200 kilometrów. Ale to i tak drobiazg w porównaniu do tego, że w praktyce po prostu nie mamy mu jak oddać auta – opowiada Edwin Mróz.
Zobacz: Koronawiurs i jego wpływ na gospodarkę Polski
To fakt. Słowak mógłby przyjechać po swoje auto, ale granice zostały zamknięte. Nie wiadomo, czy udałoby mu się wyjechać, a jeśli tak, to pewne jest, że po powrocie z Polski zostałby poddany kwarantannie. Do tej pory takie środki bezpieczeństwa były stosowane jedynie w stosunku do powracających z Chin, Iranu, Korei Południowej oraz Włoch.
Zobacz też: Dlaczego Polacy rzucili się na papier toaletowy? Kompletnie irracjonalne, stadne zachowanie
Mróz lub któryś z jego pracowników mógłby wsiąść w Subaru Słowaka i po prostu pojechać do klienta. Ale to niemożliwe, bo rząd Słowacji zadecydował, że granice państwowe będą mogli przekraczać tylko cudzoziemcy zarejestrowani na pobyt stały lub czasowy.
- Z tego, co się orientuję, prawdopodobnie będziemy musieli wynająć zawodowego kierowcę lawety. Całość jest niestety droga, ale na tę chwilę jest to jedyne wyjście, jakie udało nam się znaleźć – mówi Mróz.
W efekcie cały serwis samochodu stanie się droższy o – lekko licząc – tysiąc złotych. I to wyłącznie z powodu konieczności przewiezienia auta dłuższą drogą i na lawecie.
Carsport i auto Słowaka to tylko jeden przykład tego, jak koronawirus i związane z nim decyzje polityczne wpływają na biznes i pieniądze zwykłych ludzi. Obecnie na granicy ze Słowacją otwarte są dwa przejścia drogowe - w Barwinku i Chyżnem oraz trzy kolejowe: Łupków – Palota, Muszyna – Plaveč i Zwardoń–Skalité. Słowak przywiózł swój samochód do Polski przez przejście w Piwnicznej, które obecnie jest zamknięte na trzy spusty.
Masz firmę na Słowacji, masz problem
Nie jest tajemnicą, że tysiące polskich przedsiębiorców zdecydowały się na założenie firmy w Czechach lub na Słowacji. Niższe podatki, przyjazna skarbówka, łatwość prowadzenia biznesu i przede wszystkim – możliwość odliczenia całego VAT-u przy zakupie auta kusiły i kuszą Polaków. W efekcie zamknięcia granicy spora część z nich wpada w tarapaty – szczególnie ci, którzy faktycznie prowadzą interesy w obu krajach, zatrudniają ludzi, często przekraczają granicę. To de facto linia na mapie, do tej pory coraz bardziej się zacierała i szarzała. Teraz znowu została wyrysowana grubą kreską.
- Chciałbym, żeby było jasne: ja nie narzekam, sytuacja wymaga nadzwyczajnych kroków. Jakoś tę sytuację rozwiążemy, są sprawy ważne i ważniejsze. Ale faktem jest, że te przygraniczne biznesy, które są o wiele bardziej uzależnione od słowackich klientów, będą miały naprawdę poważne problemy – mówi Edwin Mróz.
Chodzi bowiem nie tylko o handel, ale i pracowników. Wiele polskich firm zatrudnia Słowaków, sporo słowackich przedsiębiorstw korzysta z pracy Polaków. I nie da się łatwo i szybko wymienić jednych na drugich.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl