Przyjechali do Polski, żeby tu żyć i pracować. Co o nas mówią?

Czy obcokrajowcy mają w Polsce dużo możliwości? Co mówią o Polsce i Polakach?

Przyjechali do Polski, żeby tu żyć i pracować. Co o nas mówią?
Źródło zdjęć: © thinkstock

25.01.2012 | aktual.: 26.01.2012 12:23

Unijny urząd statystyczny EUROSTAT poinformował w 2010 roku, że w Polsce mieszkało 456 tysięcy obcokrajowców, co stanowiło 1,2 proc. wszystkich mieszkańców Polski (dla porównania w Luksemburgu stanowią oni 43 proc. populacji). To najmniej w całej Unii Europejskiej, gdzie żyje 32,5 miliona cudzoziemców. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej w 2011 roku wydało 19024 pozwoleń na pracę. W Polsce cudzoziemcy pracujący legalnie to zazwyczaj Europejczycy - jest ich najwięcej. Po nich zaraza znajdują się mieszkańcy Azji i Ukrainy. Najczęściej to robotnicy wykwalifikowani i pracownicy wykonujący proste prace. Sporą część stanowi też kadra zarządzająca. Urząd do Spraw Cudzoziemców do grudnia 2011 roku wydał 100 tys. 424 karty pobytu. To raptem 0,38 proc. wszystkich mieszkańców Polski. Co robią w Polsce i jak im się żyje? Zapytaliśmy kilku mieszkańców naszego kraju, pochodzących z różnych stron świata.

Mawuegan Koami, Togo - Gdańsk
Uchodźca

Przyjechał do Polski w 2006 r. Z Togo musiał uciekać. Wziął udział w manifestacji politycznej, miał zostać aresztowany. - Miałem do wyboru albo ciężkie pobicie i więzienie, albo ucieczka za granicę. Starałem się o azyl w wielu krajach. Polska przyjęła mnie od razu – wspomina Mawuegan Koami.

Zamieszkał w Warszawie. Pracę dostał dzięki pomocy fundacji wspierającej uchodźców. Kiedy przyszedł czas na samodzielność na rynku pracy, łatwo już nie było. Gdy dzwonił do potencjalnych pracodawców od razu spotykał się z odmową. - Oferta nagle stawała się nieaktualna. Natomiast, kiedy moi polscy znajomi dzwonili, ta sama praca, o którą pytałem osobiście, nagle była do wzięcia - komentuje Koami. Uważa, że to przez łamaną polszczyznę, jaką się posługuje. - Kiedy pracodawcy słyszeli, że mają do czynienia z obcokrajowcem, po prostu mnie spławiali - dodaje. W końcu jednak udało się. Dostał pracę w fabryce samochodów, po znajomości.

Mawuegan Koami poznał w Polsce ludzi otwartych i życzliwych. Twierdzi, że Polacy to uczciwy i bardzo pracowity naród. Nie wszyscy jednak okazywali mu sympatię. Zdarzały się sytuacje, o których wolałby zapomnieć. - Kiedy pracowałem jako pomoc kuchenna, współpracownicy mówili mi, że mam się umyć zanim czegokolwiek dotknę. Jestem czarny, komentarz więc nie był troską o moją higienę osobistą - opowiada. Mawuegan był też kilkakrotnie zaczepiany przez obcych ludzi, którzy pytali skąd jest i dlaczego nie wyjeżdża do Afryki. - Najgorzej jest w autobusach. Ludzie gapią się na mnie. Czasami też wyzywają i delikatnie to ujmując, mówią mi, że mam wracać skąd przyjechałem.

Polska jednak zmienia się na lepsze. Mawuegan Koami nie odczuwa już tak wielkiej dyskryminacji, której był ofiarą jeszcze kilka lat temu. Plany na przyszłość wiąże z Polską. Niedawno przeprowadził się do Gdańska, tu się ożenił. Chciałby zamieszkać w Polsce na stałe. Marzy o własnym interesie.

*Uyanga Wejner, Ułan Bator – Łódź *
Tłumaczka języka mongolskiego

Dwanaście lat temu przyjechała na wymianę studencką z Mongolii, z Ułan Bator. Najpierw trafiła do Łodzi. W Studium Języka Polskiego dla Obcokrajowców w rok nauczyła się, dość dobrze, języka. To obligatoryjny kurs dla zagranicznych studentów, chcących studiować w Polsce. Studia – marketing i zarządzanie, kontynuowała na Uniwersytecie Gdańskim. Już w czasie studiów udało jej się złapać prace dorywcze. Gastronomia, handel – w tych branżach dorabiała na kieszonkowe. Ale po studiach nie było łatwo ze znalezieniem zatrudnienia.

Los jednak uśmiechnął się do Uyangi. Straż Graniczna poszukiwała tłumacza mongolskiego. Zgłosili się z zapytaniem do Uniwersytetu, czy nie mają studentów z Mongolii. W ten sposób Uyanga zaczęła zajmować się tłumaczeniami. Z czasem pojawiły się propozycje współpracy z innych urzędów i tak jest do dziś. Czy nie chciała znaleźć stałej pracy? Próbowała, ale było ciężko. Szukała pracy, w której mogłyby wykorzystać swoje zdolności językowe. Zna mongolski, polski, angielski, japoński i rosyjski. – Pracodawcy mieli obawy, czy poradzę sobie z pisaniem po polsku, w kontaktach z klientami. Pewna niewidzialna bariera istnieje – mówi Uyanga. Dlatego postanowiła pracować na własny rachunek.

Po tylu latach mieszkania tutaj, czuje się jak Polka. Ale też dostrzega różnice kulturowe. – W Mongolii ludzie są bardzo spokojni, takie też mają podejście do rozwiązywania konfliktów. W Polsce jest zawrotne tempo życia, w porównaniu z Mongolią, dlatego Polacy są bardziej zestresowani – mówi Uyanga Wejner. Ale dodaje, że są też równie życzliwi i pomocni.

Pankaj Arora, Bangalore – Gdynia
Zarządza zespołem Process Excellence w Thomson Reuters

Pankaj Arora przyjechał z Indii, żeby pracować w gdyńskim oddziale Thomson Reuters. W Bangalore był na podobnym stanowisku. - Przyjechałem do Polski, aby zdobyć nowe doświadczenia zawodowe i pracować w międzynarodowym otoczeniu. Chciałem też bliżej poznać odmienną kulturę, spotkać nowych ludzi oraz zwiedzić inne części świata – Polskę i Europę – opowiada Pankaj. Nie zna polskiego. Posługuje się angielskim i ojczystym hindi. - Moja żona uczy się polskiego, a mój pięcioletni syn świetnie mówi po polsku. Nauczył się języka naturalnie, w szkole i od kolegów. Często jest naszym tłumaczem – mówi.

Wspomina, że jego rodzina nie miała problemów z przystosowaniem do nowych warunków życia. Napotkał jednak trudności związane z przeprowadzką do nowego kraju, takie jak brak informacji w języku angielskim na artykułach spożywczych, kosmetykach, czy nawet lekarstwach. Ale oprócz tych niewielkich niedogodności, cały proces przystosowania się do życia w Polsce oceniam pozytywnie –mówi. Polaków odbiera, jako ciepłych i opiekuńczych. Zauważa, że w pracy cechuje nas determinacja, oddanie i twarde dążenie do celu. Czasem tęskni za domem. Za czym najbardziej? - Za naszym ostrym jedzeniem i trzystoma słonecznymi dniami w ciągu roku – mówi Pankaj Arora. Stefano Riva, Mediolan – Żukowo
Prowadzi sklep internetowy, uczy włoskiego

Przyjechał do Polski na chwilę i został do dzisiaj. Tu poznał swoją żonę. Mieszka od trzech lat i od tego czasu próbuje się nauczyć języka. Póki co, wie na pewno, że jest zielony z gramatyki. Zaraz po przyjeździe do Polski nie szukał pracy, współpracował zdalnie z kilkoma włoskimi firmami jako broker.

W Mediolanie pracował w rodzinnej firmie, która powlekała samochody, meble i akcesoria wyposażenia wnętrz metalem. Kontakty, które nawiązał we Włoszech zaowocowały w czasie pobytu w Polsce. Wraz żoną, która jest architektem, Stefano prowadzi sklep internetowy, z designerskim przedmiotami i wyposażeniem wnętrz. W wolnych chwilach uczy włoskiego. Przez jakiś czas próbował się zaczepić w szkole, wysłał nawet sporo maili, ale na żaden nikt mu nie odpowiedział. Próbował w tych państwowych i prywatnych i po kilku nieudanych próbach dał sobie spokój.

Stefano lubi mieszkać w Polsce. Uważa jednak, że Polacy w jego wieku (ma 45 lat) różnią się od rówieśników w Mediolanie. – Polacy są silniejsi, mają większą siłę przebicia i motywacje do działania. Chcą coś tworzyć, zmieniać, tak jak pokolenie mojego ojca, które urodziło się przed wojną. Ja tego nie mam, bo wszystko dostałem od życia od razu, kiedy mieszkałem we Włoszech: pracę, pieniądze. Kiedy rozmawiam z moim rówieśnikami we Włoszech czują to samo – mówi Stefano Riva.

Sussy Antczak, Lima – Gdańsk
Właścicielka szkoły

Przyjechała do Polski z miłości. Jej mąż jest Polakiem. Na początku trudno było jej się zaklimatyzować. Przepaść kulturowa wydawała jej się ogromna. - W Polsce nie jest łatwo żyć obcokrajowcom bez znajomości języka, a urzędy nie oferują darmowych kursów, dla tych, którzy decydują się tu pracować. Musisz też przyzwyczaić się do tutejszych zwyczajów, poznać polską kulturę, odnaleźć się w tym wszystkim – opowiada. Próbowała znaleźć pracę. Na próżno. - Trudno jest znaleźć dziś pracę Polakom, a co dopiero obcokrajowcom – mówi Sussy.

W Peru skończyła zarządzanie. Kilka firm hiszpańskojęzycznych zaprosiło ją na rozmowy. Miała już dostać pracę w Warszawie, ale nie zdecydowała się na zmianę miejsca zamieszkania. Udało się w szkole językowej, jako native speaker hiszpańskiego. Zdobyła doświadczenie w kilku szkołach i postanowiła założyć własną. Udało się. Jej szkoła językowa działa już drugi rok. Jak wspomina, załatwienie formalności urzędowych nie było takie trudne. – Pomógł mi przyjaciel, przebrnąć przez tą całą biurokrację. Ale rozkręcanie biznesu jest znacznie trudniejsze, niż podjęcie decyzji o jego rozpoczęciu – przyznaje.

Czy Polska jest krajem otwartym i przyjaznym dla obcokrajowców, którzy decydują się tu żyć i pracować? „Coraz częściej Polskę odkrywają obcokrajowcy, którzy osiedlają się nad Wisłą, Odrą, znajdują tutaj swoje miłości, dom, bliskich, zaczynają doceniać nasze obyczaje, rozumieć nasze wybory. Jest lepiej dzięki temu, iż jako zbiorowość w ostatnich dwudziestu latach wykonaliśmy olbrzymi krok cywilizacyjno-materialny. Nawet najwięksi pesymiści doceniają wagę zmian zapoczątkowanych w 1989 roku. Deklarujemy, ze staliśmy się krajem bardziej otwartym, dynamicznym”- pisał prof.dr hab. Paweł Śpiewak we wstępie do książki pt. "Swego nie znacie ...czyli Polska oczami obcokrajowców" autorstwa Judyty Fibiger.

Michalina Domoń/JK

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (45)