Rada Etyki Mediów czy samokontrola - debata w środowisku dziennikarzy

Czy Rada Etyki Mediów jest potrzeba, czy należy ją zmodyfikować, czy
wystarczy, by środowisko dziennikarskie kontrolowało się samo

Rada Etyki Mediów czy samokontrola - debata w środowisku dziennikarzy
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

22.03.2011 | aktual.: 22.03.2011 15:12

Jak podkreślił szef Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski, ma to być pierwsze z cyklu spotkań na temat przyszłości zawodu dziennikarskiego. "Moim zdaniem profesjonalne dziennikarstwo to przede wszystkim etyka, kompetencje, otwartość i zrozumienie nie tylko swojego poglądu, ale również poglądu drugiej strony" - powiedział Michałowski.

Prowadzący dyskusję Igor Janke mówił, że obecnie redakcje coraz mniej przejmują się etyką, bardziej martwią się tym, czy nie zostanie im wytoczony proces.

Prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Krystyna Mokrosińska podkreśliła, że przeprowadzone przez SDP wśród dziennikarzy badania pokazały, że choć na co dzień w pracy kierują się poleceniami szefów i regulaminami redakcji, chcieliby zmienić te "drogowskazy" na zawodowy kodeks etyczny i własne sumienie. "Rada Etyki Mediów naraża się wszystkim tym, którym pokazuje żółtą kartkę, nie jest więc kochana. Ale jest niezbędna, bo jest pewnym wyrzutem sumienia" - przekonywała.

Za potrzebną, ale wymagającą unowocześnienia uznał REM redaktor naczelny Polsatu Bogusław Chrabota. "Instytucja środowiskowego organu wypowiadającego się w sprawie etyki jest potrzebna. Życie mnoży przykłady kompletnego braku poczucia bądź rozumienia reguł etycznych" - mówił. Zwrócił uwagę, że inne wolne zawody nie mają w tej kwestii żadnych wątpliwości, powołują takie instytucje jak sądy koleżeńskie czy rzeczników dyscyplinarnych. "Jeśli sami nie podejmiemy się regulacji środowiskowych, to ktoś nam te regulacje narzuci" - mówił.

Podkreślił jednak, że musi zmienić się metoda pracy REM - jej uchwały muszą opierać się na bardziej precyzyjnych analizach zdarzeń. Jego zdaniem nie ma sensu powoływać nowego, alternatywnego dla REM organu. "Istniejąca Rada mimo krytyki ma jednak jakąś markę i autorytet. My jako środowisko powinniśmy postawić sobie wyzwanie unowocześnienia REM" - przekonywał. Także redaktor naczelny "Polityki" Jerzy Baczyński uznał, że lepiej jest, jeśli środowisko stosuje zasadę samoregulacji, niż pozwala się regulować, a zwłaszcza "jeśli regulowane jest tyglem ustawowym przez polityków". Jednak według niego istnieje potrzeba szukania nowej formuły, w której REM mogłaby odzyskać stabilność i reprezentatywność, których jej obecnie brakuje.

Zdaniem redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" Pawła Lisickiego REM nie jest potrzebna, a twierdzenie, że media nie kierują się etyką, nie jest prawdziwe. Jako przykłady podał decyzję swojej redakcji o niepublikowaniu materiałów kompromitujących senatora Krzysztofa Piesiewicza, czy relacje dotyczące porwania Polaka w Pakistanie, na temat którego - jak przekonywał Lisicki - redakcje, dla dobra śledztwa, publikowały mniej, niż wiedziały.

Jego zdaniem lepszy jest system wzajemnej regulacji i kontroli niż "kontrola z nadania". Podkreślił, że konkurencja w mediach powoduje, że ilekroć jakaś gazeta czy telewizja popełni błąd, jej konkurent natychmiast to wytknie. "Gwarancją demokracji jest zróżnicowanie. Przewaga systemu różnicy i zgody nad systemem, w którym jest jedno ciało ferujące wyroki jest oczywista" - mówił.

Jak przekonywał redaktor naczelny miesięcznika "Press" Andrzej Skworz, żadne środowisko w Polsce nie kontroluje się tak dobrze jak dziennikarskie. Według niego REM nie spełnia swojej roli, jej oświadczenia są często zaskakujące, a nawet błędne, nie mają nic wspólnego z etyką mediów. "Są to raczej wypowiedzi krytykanta, a nie trybunału moralnego" - podkreślił. "Zmienia się jej skład, ale nie zmienia się arogancja, poczucie wyższości. Boję się pomyśleć, co by było, gdybyście państwo mieli realny wpływ na środowisko mediów" - dodał.

Przypomniał wystąpienie REM, w którym - wprowadzona w błąd - skrytykowała dziennikarza "Faktu" za podszycie się pod jednego z członków rodzin ofiar zeszłorocznego wypadku autokaru pod Berlinem, a które wciąż jest na stronie Rady, bez - jak mówił - linku do sprostowania. Zaznaczył, że w wyjaśnieniu REM pisze, że została wprowadzona w błąd, ale nie przeprasza jednoznacznie niesłusznie potępionego dziennikarza, pisze jedynie, że jeśli wiadomość o jego zachowaniu jest nieprawdziwa, wycofuje swoją opinię.

Maciej Iłowiecki z REM podkreślał, że Rada nie ocenia osób, ale konkretne przekazy medialne. Zaznaczył, że podczas czternastoletniej działalności Rada pomyliła się na temat meritum sprawy tylko kilka razy, zawsze przepraszała i prostowała. Podkreślił, że Rada nie jest trybunałem prasowym ani sądem koleżeńskim, a jej zadaniem jest ocena, czy dane zdarzenie narusza Kartę Etyczną Mediów.

Zdaniem Iłowieckiego potrzebne są nie tylko "sformalizowane zasady etyczne", ale także instytucje, które zwracają uwagę, gdy te zasady są przez media łamane. Podkreślił, że działają one we wszystkich demokratycznych krajach. "Jeśli media są strażnikami demokracji, może trzeba, by i strażników ktoś pilnował? Ja nie wiem, może nie trzeba, może wystarczy, że będą same się pilnować. Ale, jak dotąd, niezbyt to wychodzi" - powiedział.

Rada Etyki Mediów powołana została przez Konferencję Mediów Polskich. Celem Rady jest zajmowanie stanowisk i wydawanie opinii w sprawach istotnych dla mediów oraz dla ludzi związanych z nimi zawodowo. Podstawą do wydawania opinii są zasady ujęte w Karcie Etycznej Mediów opracowanej w 1995 r. przez członków Konferencji.

MA

Źródło artykułu:PAP
dziennikarzepracownicymedia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)