Raport Rompuya o wzmacnianiu eurolandu: możliwa zmiana traktatu
Wzmocnienie eurolandu może wymagać zmian traktatu UE - głosi przygotowany na szczyt UE raport Hermana Van Rompuya. Mowa w nim o stworzeniu unii bankowej, wzmocnieniu kontroli nad budżetami państw oraz ograniczonym uwspólnotowieniu długu w średniej perspektywie.
"W kierunku prawdziwej Unii gospodarczej i walutowej" - to tytuł raportu przygotowanego przez przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya na czwartkowo-piątkowy szczyt przywódców UE w Brukseli. Van Rompuy podkreśla w nim, że nie oczekuje, że prace nad tym projektem zostaną zakończone podczas szczytu, ale chce, by podjęto decyzję w sprawie ich kontynuowania. Zastrzegł, że zrealizowanie niektórych elementów tego projektu będzie wymagało "zmian w traktatach UE w którymś momencie".
Raport koncertuje się na "wizji przyszłej Unii walutowej i gospodarczej", czyli koncepcjach wspólnego rozwoju państw posiadających wspólną walutę. Van Rompuy zastrzega jednak, że proces pogłębiania integracji strefy euro "powinna charakteryzować otwartość i przejrzystość, a także pełna zgodność z wszelkim aspektami rynku wewnętrznego".
Zdaniem Van Rompuya ta wzmocniona unia walutowa i gospodarcza wymaga też silniejszej legitymacji demokratycznej, czyli poparcia ze strony obywateli. W tym kontekście mowa o "centralnej roli" europarlamentu oraz parlamentów narodowych.
Dokument - przygotowany we współpracy z szefem Komisji Europejskiej, szefem eurogrupy i prezesem Europejskiego Banku Centralnego - zawiera wskazywane już od dawna w debacie unijnej pomysły na wzmocnienie eurolandu, które mają pomóc przezwyciężyć kryzys i uratować euro.
Koncepcje te to przede wszystkim tzw. unia bankowa (najlepiej dla wszystkich 27 państw UE) oraz zdecydowane wzmocnienie kontroli nad budżetami narodowymi państw euro, z czym wiązałoby się przekazanie wielu narodowych kompetencji na poziom eurolandu oraz wzmocnienie koordynacji polityk budżetowych, np. w takich dziedzinach jak polityka podatkowa czy przepływ pracowników.
Ponadto dyskutowane jest wzmocnienie kontroli nad budżetami krajowymi poprzez przekazanie do Brukseli znacznie większych niż dotychczas kompetencji do poprawiania budżetów państw euro (jak chcą Niemcy), tak by "zapobiegać" zadłużaniu się państw i "poprawiać" nieodpowiedzialne polityki fiskalne.
To na poziomie europejskim odbywałoby się "wspólnie uzgadniane", czy kraj może się bardziej zadłużyć niż wcześniej ustalono. (Raport nie precyzuje, kto dokładnie miałby o tym decydować, co najpewniej oznacza, że znalazłoby się to w gestii ministrów eurogrupy, a nie KE.) Strefa euro mogłaby też wymagać zmian w budżetach narodowych, "jeśli nie są zgodne z zasadami budżetowymi".
"Pełna unia budżetowa" - dodaje dokument - wymagałaby w przyszłości stworzenia na poziomie euro "podmiotu budżetowego, jak resort finansów" (ang. treasury office).
Jako opcję "do przestudiowania" raport wskazuje ideę uwspólnotowienia długu w "średniej perspektywie", jako postęp na drodze do fiskalnej integracji. Inną wymienianą w raporcie opcją jest ograniczone uwspólnotowienie długu na krótki czas określony (tzw. eurobills) oraz utworzenie funduszu oddłużeniowego (z ang. redemption fund), który przewiduje zgrupowanie długów krajów eurolandu powyżej 60 proc. PKB. To pomysł zaproponowany przez jeden z niemieckich think tanków, który zakłada, że takie wspólne zadłużenie byłoby spłacane przez 25 lat, po niższej, średniej stopie procentowej, co ulżyłoby najbardziej zadłużonym państwom euro.
Na poprzednim szczycie UE wprowadzenie euroobligacji proponowało kilku europejskich przywódców, a zwłaszcza nowy prezydent Francji Francois Hollande.
Na uwspólnotowienie długu państw euro nie zgadzają się Niemcy (wspierane m.in. przez Finlandię i Holandię), które cieszą się obecnie najwyższą oceną wiarygodności kredytowej i w związku z tym ponoszą najniższe koszty obsługi swego długu.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel wielokrotnie wspominała, że najpierw trzeba stworzyć w UE prawdziwą unię polityczną i fiskalną, co oznacza zgodę państw na transfer suwerenności do UE, by zapewnić dyscyplinę finansów publicznych i kontrolę narodowych polityk budżetowych.
Z raportu wynika, że - ze względu na potrzebę zachowania jedności rynku wewnętrznego usług finansowych - unia bankowa powinna działać dla wszystkich 27 państw UE. Jak zastrzega Van Rompuy, unia pozwalałaby jednak krajom spoza euro na pewne odstępstwa w niektórych jej obszarach.
Wymienione w dokumencie komponenty tej unii bankowej to m.in. stworzenie europejskiego nadzoru bankowego (na co nalegają Niemcy) dla wszystkich państw UE. Ma to zapobiec zaistniałej już niegdyś sytuacji, w której przygotowane przez regulatorów narodowych tzw. testy wytrzymałości banków nie wykazały problemów banków - np. w Hiszpanii.
Kolejny przewidziany przez dokument element unii to tzw. resolution fund, czyli fundusz ratunkowy, na który składałyby się same banki, by w razie potrzeby ratować instytucje finansowe, nie sięgając po pieniądze podatników. Następne założenie to stworzenie wspólnego systemu gwarancji depozytów dla obywateli. Dokument zauważa, że w przypadku państw eurolandu środki na gwarancje depozytów oraz ratowanie banków mogłyby pochodzić w ostateczności z Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (ESM).
Zdaniem ministra ds. europejskich Finlandii Alexandra Stubba unia bankowa powinna być konstruowana etapami, właśnie w takiej kolejności, a nie odwrotnie: najpierw nadzór europejski nad najważniejszymi bankami, potem fundusz ratunkowy i "na sam koniec można stworzyć gwarancję depozytów". - Naszym punktem startowym powinna być unia bankowa dla 27 krajów UE. Jeśli to się nie uda, to potrzebna będzie zawarcie tzw. wzmocnionej współpracy gotowych do tego państw - powiedział PAP Stubb we wtorek w Luksemburgu.
Wielka Brytania, jak pisała prasa brytyjska, wyklucza na razie udział w jakimkolwiek elemencie unii bankowej. Minister finansów Jacek Rostowski mówił z kolei, że Polska nie będzie się sprzeciwiać tworzeniu unii bankowej eurolandu, ale o ewentualnym przystąpieniu do niej zdecyduje później, gdy będzie wiadomo, jak ta unia wygląda i czy jest to zgodne z polskim interesem.
Raport Van Rompuya chłodno przyjęły Niemcy. - To idzie w kierunku wspólnego długu, ale raczej nowego długu, nie starego - powiedział we wtorek niemiecki minister ds. europejskich Michael Link. - My wciąż nie jesteśmy przekonani, że to jest droga wyjścia z kryzysu. Zauważył, że w raporcie brakuje natomiast wiele, jeśli chodzi o (mechanizmy) kontroli.
Stubb ocenił, że "raport jest dobrą podstawą do dalszej dyskusji".
- Jeśli podstawowa filozofia jest taka: potrzebujemy więcej kontroli, by rozwijać solidarność, wtedy (takie) podejście jest poprawne - powiedział Stubb.
Z Luksemburga Inga Czerny