Restrykcyjny kodeks odbije się na najsłabszych
Od tygodnia toczy się dyskusja wokół rządowego projektu kodeksu dobrych praktyk, który miałby obowiązywać sieci handlowe i ich dostawców. Publikujemy komentarz, który dla portalu Handel-Net.pl napisał Maria Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
31.05.2010 13:06
Jest kwestią polityki rynkowej państwa, czy reguluje relacje między graczami rynkowymi, czy nie. Jest jednak kwestią środowiska biznesu, szczególnie biznesu sektora, którego taka polityka dotyczy, czy ma ona charakter restrykcyjny, czy nie, czy honoruje regulacje nadrzędne (w przypadku Polski chodzi o prawo europejskie, Konstytucję RP i odpowiednie ustawy), czy też próbuje wydobyć się ponad te regulacje, proponując rozwiązania "nie do końca" rynkowe i zgodne z EU acquis. Niestety projekt Kodeksu Dobrych Praktyk Handlowych, autorstwa Ministerstwa Gospodarki, przesłany do środowisk biznesu (konkretnie do handlu i środowisk dostawców, żywności głównie), każe wyrazić obawy o pryncypia.
Aby nie być gołosłownym:
- Samo założenie, że kodeks postępowania ma obowiązywać firmy od wartości sprzedaży "od miliarda wzwyż" jest pomysłem dyskryminującym tych powyżej, a właściwie namawianiem ich do samodyskryminacji. Spodziewam się oporu - argumentacyjnego i akcesyjnego (do tego aktu, oczywiście). Poza tym - czy aby tylko firmy "od miliarda wzwyż" mają szczególny typ stosunków ze swoimi dostawcami? Czy aby na pewno jest nam potrzebna strefa przywileju poniżej tego limitu (i każdego innego, oczywiście). Czy prawo polskie i europejskie nie określa tego wyraźnie?
- Propozycja samoograniczenia się firm dotyczy jedynie handlu, choć powstała bez udziału jego przedstawicieli, nawet bez zaczerpnięcia z pisanych poglądów tego środowiska. Nieco inaczej, bo lepiej, potraktowano producentów. A niby to dlaczego? Czy nie ma problemów z terminowością dostaw, kontrolą jakości, zafałszowaniami produktów, ostrą grą cenową ze strony silniejszych? - może tutaj jest też co nieco do zaproponowania?
- Sprawa generalna:sam fakt przygotowania go przez administrację rządową w formie nie-ekwiwalentnie obejmującej strony samoregulacji oraz bez udziału w pracach przedstawicieli handlu, każe dopatrywać się jakiegoś planu "B"; ustawa restrykcyjna?- słyszy się takie głosy tak ze strony administracji, jak i organizacji producenckich. Przy tzw. "ustawie o woh" poszło o zgodność z prawem - nie warto tworzyć powtórki, wyrok TK jest już dziś do przewidzenia. Podjęcie prac nad stworzeniem aktów samoregulacyjnych jest działaniem zmierzającym w dobrym kierunku. Nie jestem jednak zdania, by sugestie w tym względzie formułować miała administracja państwowa. Jeśli MG chce odgrywać rolę inspirującą, to gorąco popieram taką inicjatywę. Niech jednak Urząd rozważy możliwość powołania niejednostronnego zespołu eksperckiego (powiedzmy: dwie osoby z handlu, dwie od producentów, dwie z MG – nie więcej!), niech da temu zespołowi wsparcie w zakresie ekspertyzy prawnej (jest stosowny departament w MG, są doradcy ministra) i ekonomicznej (są stosowne instytuty rządowe – np. IERiGŻ, IBRKK, są eksperci i doradcy Ministrów) i niech życzy wszystkim owocnej pracy.
Wynik na pewno będzie ciekawszy i realniejszy w świetle prawa i zasad ekonomii rynku. Bo pomysł, albo przyjmiecie propozycje samoregulacyjną (po jakiejś dyskusji - oczywiście), albo ustawa (tu następują przywołania "świetnych" aktów z Węgier, Czech, Rumunii), nie są droga ku dobrej przyszłości. Restrykcje bowiem uderzają zawsze - powtarzam: zawsze - w najsłabszych uczestników rynku, a w im silniejszych godzą (producentów i dystrybucję, tu akurat nie ma różnicy), tym bardziej ci słabi na tym ucierpią, ale mechanizm tego to temat na inny komentarz.