Rząd chce, by ZUS przepuścił nasze pieniądze
Do otwartych funduszy emerytalnych ma trafiać około 3 procent naszej pensji - zakłada nowy pomysł rządu. Dziś to 7,3 proc. Nie znaczy to, że w naszych portfelach zostanie więcej pieniędzy. Składka pozostanie taka sama, po prostu więcej pieniędzy zgarnie ZUS.
04.11.2009 | aktual.: 09.11.2010 00:24
Do otwartych funduszy emerytalnych ma trafiać około 3 procent naszej pensji - zakłada nowy pomysł rządu. Dziś to 7,3 proc. Nie znaczy to, że w naszych portfelach zostanie więcej pieniędzy. Składka pozostanie taka sama, po prostu więcej pieniędzy zgarnie ZUS.
Zmiany, jak zapowiedziała dzisiaj minister pracy Jolanta Fedak, miałyby wejść w życie od lipca przyszłego roku.
- Chodzi jedynie o obniżenie kosztów funkcjonowania systemu - zapewnia minister Fedak. - OFE będą zarządzały mniejszymi aktywami, a wpływy zostaną przesunięte na ubezpieczenie. Dlatego też mogą protestować jedynie środowiska związane z otwartymi funduszami emerytalnymi.
I protestują.
- Będzie to pierwszy krok do demontażu systemu emerytalnego, który był stawiany za wzór dla innych krajów - uważa Agnieszka Nogajczyk-Simeonow, prezes PTE Allianz Polska S.A.
- Podstawowym założeniem reformy 1999 roku było przekazanie zarządzania częścią składki emerytalnej poza ZUS, by oddalić pokusę wykorzystania środków przyszłych emerytów na bieżące cele. Teraz to założenie zostaje podważone - wtóruje Paweł Pytel, prezes Aviva PTE.
- Na warszawskiej ulicy to się nazywa skokiem na kasę - używa mocnych słów Krzysztof Lutostański, ekspert emerytalny.
Minister pracy i polityki społecznej uważa, że korekta w żaden sposób nie kwestionuje obowiązującej reformy emerytalnej, a jedynie stanowi korektę środków, przekazywanych do OFE. Jak podkreśliła, w myśl projektu zmian, za część składki, za którą OFE kupują obligacje skarbowe, nie będą one pobierały prowizji. - Przyszła emerytura będzie na pewno większa, natomiast rynek kapitałowy będzie miał właściwy strumień pieniądza - mówi wręcz minister Fedak.
Towarzystwa też powołują się na dobro klientów. Ale one dla odmiany nie mówią o wyższych emeryturach, przeciwnie.
- Na tych zmianach najbardziej ucierpią nie tylko przyszli emeryci, którzy będą skazani na niższe świadczenia emerytalne w przyszłości, ale również przyszłe pokolenia poprzez konieczność wywiązania się z zaciąganych przez nas zobowiązań - mówi Agnieszka Nogajczyk-Simeonow z PTE Allianz.
- To zmiana zasadnicza dla klientów, bo radykalnie ograniczająca wysokość składki, wpływającej na indywidualne konta w OFE. Zamiast tego rząd proponuje dodatkowe, "umowne" konta w ZUS (w przeciwieństwie do rachunków z realnymi pieniędzmi w OFE) i administracyjny model waloryzacji - zamiast realnych, rynkowych zysków z obligacji - tłumaczy Paweł Pytel.
- Będą to nowe konta w ZUS, więc nie można powiedzieć, że obędzie się bez kosztów - zauważa Krzysztof Lutostański.
Pytel podkreśla, że zmiana przedłożona przez Ministerstwo Finansów stawia też znak zapytania nad dotychczasowymi regułami inwestowania pieniędzy przez OFE, sposobem zarządzania ryzykiem inwestycyjnym oraz metodologią oceny wyników wypracowywanych przez fundusze.
- Środki, które nie trafią do OFE, nie zostaną zainwestowane na giełdzie i nie wrócą w sposób efektywny do gospodarki, gdzie są obecnie bardzo potrzebne. Po okresie bessy jest to najlepszy sposób na inwestycje - mówi Artur Olech, wiceprezes Grupy Generali.
Rządowi chodzi o obligacje skarbowe. Jak mówił "Gazecie Wyborczej" minister Jacek Rostowski, jest absurdem, że najpierw państwo sprzedaje obligacje skarbowe, by zdobyć środki a transfery do OFE, a potem OFE lokują większość pieniędzy właśnie w rządowych obligacjach.
Tadeusz Staniewski z Krajowej Partii Emerytów i Rencistów również powołuje się na ten paradoks i w tym względzie przyznaje rację ministrowi. Sam OFE nie przecenia. - OFE ludzi nie zbawi, to dodatek do emerytury, ale niezbyt wielki - mówi.
Dodaje, że w sytuacji, w której może w końcu zabraknąć pieniędzy na emerytury, pomysł rządowy nie może być z góry odrzucany, a określanie go mianem zamachu na nasze pieniądze to populizm. - Rząd może podnieść podatki lub składkę emerytalną. Albo jak teraz: szukać środków w przyszłościowych pieniądzach. To lepsze niż pożyczanie przez ZUS w komercyjnych bankach na wypłatę rent i emerytur - twierdzi.
Ale co będzie za 20-30 lat? Na razie to pytanie pozostaje bez odpowiedzi.
- Odpowiedzialność wymaga, by na kształt systemu emerytalnego nie patrzeć przez pryzmat krótkoterminowych potrzeb budżetu państwa. To krótkowzroczność i odpychanie problemu "na potem", które stoi w sprzeczności z innymi deklarowanymi pomysłami na strukturalną reformę budżetu, rynku zatrudnienia oraz wyzwań demograficznych - krytykuje Artur Olech z Generali.
- Emerytura po tych zmianach będzie bardziej zależna od decyzji polityków niż sytuacji rynkowej - uważa Lutostański. Dodaje, że teraz mówi się, że pieniądze w ZUS będą waloryzowane, ale nie można wykluczyć, że kiedyś przyjdzie politykom do głowy inny sposób.
Cóż, żeby nie okazało się, że wróciło myślenie w stylu: a co tam, po nas choćby potop.
WP.pl/IAR