Rządy odrzucają ideę MFW
Państwa regionu nie chcą przyspieszonego przyjęcia euro.
08.04.2009 | aktual.: 08.04.2009 16:03
Przedstawiciele rządów, a także banków centralnych, którzy zabierali głos w ciągu ostatnich dwóch dni, podkreślają, że konwersja walutowa bez formalnego wchodzenia do unii walutowej mogłaby pogorszyć sytuację ich gospodarek. W regionie wszyscy zdają też sobie sprawę, że inicjatywa, z którą wystąpił Międzynarodowy Fundusz Walutowy, nie ma szans na akceptację instytucji unijnych.
_ To nie jest realistyczne. Członkostwo w europejskiej unii walutowej ma bardzo jasne reguły i te reguły muszą być przestrzegane _ – zaznaczył Ewald Nowotny, członek Rady Prezesów Europejskiego Banku Centralnego.
Ocenił też, że z ekonomicznego punktu widzenia nadzwyczajne poszerzenie strefy euro mogłoby podkopać wiarygodność waluty. Potwierdził w ten sposób znane od dawna stanowisko EBC, który nigdy nie dopuszczał rozluźniania kryteriów konwergencji.
W poniedziałek dziennik „Financial Times” ujawnił fragmenty raportu sporządzonego w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, w którym stwierdzono, że „nowi” członkowie UE powinni rozważyć ekspresowe przyjęcie euro bez oglądania się na należne im miejsce w instytucjach Unii Gospodarczej i Walutowej i, być może, bez spełniania kryteriów konwergencji. Jeszcze tego samego dnia od pomysłu zdystansowały się tak EBC, jak i Komisja Europejska. W pierwszych komentarzach ekonomistów i polityków z państw regionu pojawiały się określenia „pomyłka”, „niepoważny pomysł”.
Okazuje się jednak, że propozycja MFW, która powstała przed miesiącem, mogła nie być wyssana z palca. Do jej znajomości przyznał się bowiem premier Litwy Andrius Kubilius. Na antenie publicznego radia powiedział, że dyskusja na temat zalecanego przez MFW połowicznego wprowadzenia euro „trwa i spodziewamy się dojść do racjonalnego i efektywnego rozwiązania”.
_ Litwa skorzystałaby na szybszym przyjęciu euro, ponieważ pomogłoby to rozwiązać wiele problemów wywołanych kryzysem finansowym _ – dodał Kubilius.
Większość komentatorów zgadza się, że naszym sąsiadom konwersja mogłaby się opłacać stosunkowo najbardziej, gdyż ich waluta już powiązana jest z euro, a obowiązek utrzymywania stałego kursu spoczywa dziś na krajowym banku centralnym. W podobnej sytuacji znajdują się Łotwa i Estonia.
Wczorajszy „Financial Times” zacytował Torbjorna Beckera, dyrektora Sztokholmskiego Instytutu Ekonomii Przekształceń, który przypomina, że kraje bałtyckie od dawna upominały się o zgodę na skrócenie okresu przebywania w mechanizmie ERM2.
_ To tylko kwestia czasu _– powiedział on o możliwości „euroizacji”.
Także Miroslav Singer, prezes Czeskiego Banku Narodowego, ocenił, że mogłaby ona być odpowiednia dla krajów o sztywnym kursie walutowym.
Wczoraj jednak stanowczo odrzucił takie rozwiązanie minister finansów Łotwy Einars Repse. Na łamach gazety „Dienas Bizness” zaznaczył, że jednostronne przyjęcie unijnej waluty byłoby odebrane negatywnie, a kraj spadłby do roli „państwa satelickiego” eurolandu.
Podobnie niechętnie zareagował odpowiednik Repsego z Bułgarii, kraju, którego pieniądz również powiązany jest z euro w ramach tzw. zarządu walutą. _ To nie jest jednostronna decyzja jednego kraju, ale EBC i UE jako całości. Żaden kraj nie może się nagle zdecydować i przyjąć euro ot tak sobie _ – powiedział minister Plamen Oresharski gazecie „Dnevnik”.
Zdaniem „FT”, raport MFW powstał jako element prowadzonej przez Fundusz kampanii na rzecz udzielenia naszemu regionowi pomocy finansowej przez Europę Zachodnią.
Większość krajów Europy Środkowej i Wschodniej ma w planach przystąpienie do eurolandu w latach 2012–2014. Polska jako jedna z nielicznych zdecydowała się na wyznaczenie konkretnego terminu (2012 r.). Przedstawiciele rządu Donalda Tuska nie chcieli komentować inicjatywy MFW.
Krytykowali ją za to ekonomiści, w tym główny ekonomista Narodowego Banku Rumunii Valentin Lazea.
_ Wcześniejsze przyjęcie euro nie byłoby ani fortunne, ani możliwe _– cytuje go dziennik „Ziarul Financiar”.
Zdaniem Lazei, największe zagrożenie dotyczyłoby wzrostu inflacji.
_ Ryzyko polega na tym, że nie ma się już własnej polityki monetarnej, stopa procentowa ustalana jest z Frankfurtu. Jeśli ma się inflację w wysokości 6,9 proc. i stopę 1,25 proc., jest jasne, że inflacji nie da się kontrolować _ – powiedział.
Bloomberg, Michał Kowalczyk, reuters
Parkiet