Rzetelna praca to za mało, żeby zrobić karierę? Ciągle liczą się tzw. plecy?
W prawdziwym świecie kariery nie robią ludzie zaczynający od zera, ale ci, którzy startują z dużą kasą, wykształceniem, wpływami?
21.06.2010 | aktual.: 22.06.2010 11:29
Droga od pucybuta do milionera albo awans od gońca do prezesa? Takie rzeczy zdarzają się tylko w amerykańskich filmach. W prawdziwym świecie kariery nie robią ludzie zaczynający od zera, ale ci, którzy startują z dużą kasą, wykształceniem, wpływami. Tak najczęściej odpowiadają w sondażach Polacy i tak niestety jest w rzeczywistości.
Najskuteczniejszym sposobem znalezienia pracy jest rekomendacja rodziny lub znajomych. Tak swoje obecne stanowisko zdobyła ponad połowa pracujących internautów (52 proc.) - wynika z badań firmy Gemius.
Ryszard uważa, że jego sukcesy zależą wyłącznie od niego. Przypisuje je swej inteligencji, motywacji, ambicjom.
- Ten garnitur za 12 tysięcy, auto full wypas, willa z ogrodem – pokazuje – wszystko zawdzięczam sobie. Inni zbijali bąki, ja miałem jasno określony cel i konsekwentnie do niego dążyłem. Gdyby moi kumple mieli tę samą determinację, dzisiaj również jeździliby „porszakiem”? Dla chcącego nic trudnego!
Czy Ryszard zasłużył na najnowszy model porsche i dyrektorski fotel w znanej międzynarodowej korporacji? Być może. Gdyby jednak był skromniejszy, umiałby zauważyć jeszcze inne czynniki, całkiem niezależne od niego, które pozwoliły mu zrobić karierę. Jest to na przykład Warszawa, która daje zwłaszcza młodym ludziom dużo więcej możliwości niż Lębork, Kalisz czy Sanok. A także pochodzenie społeczne (klasa średnia), wykształcenie (rodzice posyłali go do renomowanych szkół) i języki obce (niemieckiego uczył się u wujka z Hamburga, angielskiego u przyszywanej cioci w Londynie).
I gdzie tu sprawiedliwość?
Dziwne, że Marta, która jest co najmniej równie zdolna, zawrotnej kariery nie robi. Od lat pracuje jako skromna urzędniczką w Lublinie, z pensją 1200 zł brutto. Jej studia, dyplomy, języki i ponadprzeciętny iloraz IQ jakoś nie robią wrażenia na pracodawcach. Nawet w Warszawie, w której miała w tym roku już trzy rozmowy kwalifikacyjne. Dostawała, co prawda, propozycję zatrudnienia, lecz nie za góra 3 tys. zł na miesiąc. To za mało – stwierdza – żeby wynająć kawalerkę w stolicy i spokojnie żyć. Tym bardziej że musiałaby wynająć opiekunkę dla chorej matki, z którą obecnie mieszka.
- Gdyby ktoś mnie poparł, polecił, być może te moje rozmowy w firmach wyglądałyby inaczej – zastanawia się Marta. – A tak szefowie myślą sobie, że mają przed sobą szarą gęś ze Ściany Wschodniej, która będzie skakała pod niebo, gdy ktoś jej łaskawie zaproponuje trzy tysiączki.
Kobieta z zazdrością patrzy na Joannę, swoją koleżankę ze studiów na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w Lublinie. Dziewczyna się nie uczyła, miała marne stopnie, nie grzeszyła też inteligencją. Mimo to jest menedżerką w dużej sieci handlowej w Poznaniu.
- Aśka ma ojca, który jest znanym i ważnym politykiem. Człowiekiem majętnym, wpływowym. On ma tyle znajomości, wejść, układów, że już wie, jak ustawić swoją córeczkę. Najpierw jej kupił pracę magisterską, teraz wepchnął do renomowanej firmy na bardzo eksponowane stanowisko. I gdzie tu sprawiedliwość? – pyta zrezygnowana Marta.
Dodaje, że studenckie powiedzenie „nieważne, co jest w pracy, ważne, kto jest promotorem” znajduje też pełne potwierdzenie na rynku pracy.
- Choćbym miała najwyższy współczynnik IQ na świecie, to i tak by nic nie zmieniło, dopóki nie mam tak zwanych pleców – uważa urzędniczka z Lublina.
Mit pucybuta to bujda na resorach
A co z mitem gońca czy pucybuta? Nawet Amerykanie, najwięksi pod słońcem optymiści, w to nie wierzą. Owszem, 55 proc. z nich ma nadzieję, że jeszcze dojdzie do dużych pieniędzy, jednak nie własną pracą, lecz dzięki spadkowi, grze na giełdzie lub w ichniego totolotka. To dlatego obroty gier hazardowych rosną w USA o 9 proc. rocznie, szybciej niż gospodarka amerykańska, a na najróżniejsze loterie Amerykanie wydają więcej niż na telewizję, płyty, książki, kino i teatr łącznie. W telewizji jest 170 programów w rodzaju „Milionerów”.
- Ja na spadek nie liczę, a na totka pieniędzy trwonić nie chcę, bo jeszcze nigdy w życiu nic nie wygrałam – mówi Monika.
Według niej sukces mogą odnieść jedynie tacy ludzie jak Ryszard i Joanna – dzieci fortuny, które startują z najwyższego pułapu wyznaczonego przez kasę, wpływy, kontakty.
- Dojdziesz do miliona, ale jak odziedziczysz spadek wart 999 tys. złotych. Nie znam innego sposobu na wybicie się z biedy do bogactwa – ironizuje sfrustrowana urzędniczka.
Co ty na to, Drogi Czytelniku? Czy zgadzasz się z Martą, która nie wierzy w karierę od zera do bohatera, a tylko w protekcję, dobre urodzenie, łut szczęścia? A może podzielasz entuzjazm Ryszarda i jego przeświadczenie, że „dla chcącego nic trudnego”? Podziel się z nami swoimi spostrzeżeniami na temat czynników, które faktycznie gwarantują nam karierę, sukces i obrzydliwie duże pieniądze.
Mirosław Sikorski