Sąd nad urzędami pracy
Efektywność polskich urzędów pracy jest bardzo niska. Z ich usług niechętnie korzystają zarówno bezrobotni, jak i pracodawcy. Ale szykują się zmiany.
19.10.2012 | aktual.: 19.10.2012 15:21
Efektywność polskich urzędów pracy jest bardzo niska. Z ich usług niechętnie korzystają zarówno bezrobotni, jak i pracodawcy. Ale szykują się zmiany. W piątkowym wystąpieniu, premier Donald Tusk zapowiedział, że nowe przepisy uzależnią wielkość funduszy przyznawanych powiatowym urzędom pracy od ich wyników w aktywizacji osób bezrobotnych. Jak to ma funkcjonować - na razie nie wiadomo.
Słabe wyniki urzędów pracy w aktywizowaniu bezrobotnych to, według szefa rządu, już przeszłość. W piątkowym wystąpieniu premier Donald Tusk zapowiedział, że urzędy pracy premiowane będą za efektywność w aktywizacji zawodowej bezrobotnych. Jak ma to w praktyce funkcjonować, tego na razie nie wiadomo. Premier nie podał szczegółów - np. informacji, czy urzędnicy będą premiowani za każdego zatrudnionego bezrobotnego, czy może tylko za tych, którzy przepracują u danego pracodawcy określony czas? Nie wiadomo także, co stanie się z urzędami, które są na terenach największego bezrobocia strukturalnego – czy zostaną zlikwidowane, czy ich funkcje przejmie ktoś inny – np. agencje pracy? Czy będzie to jednak dobry pomysł? Tu eksperci zalecają daleko idącą ostrożność.
Eksperymentalna klapa
Ich obawy potwierdza również, zakończony niedawno, program pilotażowy przeprowadzony przez Powiatowy Urząd Pracy w Gdańsku. Przez cały 2011 rok realizowano projekt, polegający na zleceniu firmie rekrutacyjnej szukania pracy osobom długotrwale bezrobotnym. W tym celu, 900 bezrobotnych zarejestrowanych w urzędzie, podzielono na trzy grupy. Pierwszą z nich opiekowała się firma rekrutacyjna Randstad (wygrała przetarg na te usługi), drugą - zajął się specjalny zespół w urzędzie pracy, który zaaplikował bezrobotnym treningi personalne, rozmowy z psychologami i szkolenia. Trzecia grupa była grupą kontrolną i tym osobom urzędnicy PUP szukali zatrudnienia w tradycyjny sposób.
Za znalezienie pracy dla każdego bezrobotnego agencja mogła otrzymać maksymalnie 6,5 tys. złotych. Kwota ta była rozłożona w transzach i uzależniona od długości okresu zatrudnienia danej osoby. Mimo usilnych starań, zatrudnienie za pomocą agencji zyskał zaledwie niewielki odsetek bezrobotnych objętych programem.
Na 300 osób, którym pracy szukał PUP, z wykorzystaniem dodatkowych środków - pracę znalazło również zaledwie kilkadziesiąt osób. Dyrektor PUP w Gdańsku, Roland Budnik, tłumaczy tę sytuację niewystarczającym zaangażowaniem w proces poszukiwania pracy ze strony samych bezrobotnych oraz tym, iż wielu z nich rejestruje się w urzędach tylko ze względu na ubezpieczenie zdrowotne. - Od wielu już lat sygnalizowaliśmy, że powinno się „wyprowadzić” z urzędu pracy ubezpieczenie zdrowotne, by nie trzeba się było na siłę rejestrować. A ten projekt nam to bardzo dokładnie pokazał, gdyż wiele osób biorących w nim udział, nie było zainteresowanych szukaniem pracy, tylko ubezpieczeniem – uważa dyrektor Budnik.
Podobnego zdania jest kierownik działu marketingu w Urzędzie Pracy Miasta Stołecznego Warszawa, Iwona Murawska. Twierdzi ona, że wiele osób znajdujących się w rejestrach urzędów to bezrobotni tylko z nazwy. - Części z nich wcale nie trzeba aktywizować, gdyż z powodzeniem radzą sobie, świadcząc pracę w tzw. „szarej strefie”. Każda z tych osób będzie się bardzo starała nie brać udziału w jakichkolwiek projektach i programach aktywizacyjnych. Kłopotem jest to, że nie można nikomu zabronić rejestracji jako bezrobotny. A kwestia wyrejestrowywania, w związku z odmową wzięcia udziału w programie, nie jest szczególnym problemem. Za kilka miesięcy będzie można do tego rejestru powrócić. Urząd zatem rejestruje i wyrejestrowuje tych nieaktywnych, wydaje skierowania do pracodawców, do programów, które muszą być poświadczane podpisem klienta i przechowywane są w jego dokumentacji. Wydajemy decyzję administracyjną, od której często klient odwołuje się i machina administracyjna idzie w ruch – tłumaczy Iwona Murawska.
Być może dlatego też, grupa którą opiekował się Randstad, wypadła jeszcze gorzej. Pracownikom agencji udało się znaleźć pracę zaledwie dla kilkunastu z 300 osób. Zdaniem przedstawicieli agencji, zawiodły przede wszystkim zbyt twarde kryteria programu wyznaczone przez ministerstwo pracy, niebiorące pod uwagę elastycznych form zatrudnienia. W grę wchodziła bowiem jedynie umowa o pracę, żadna inna forma zatrudnienia - Za sukces uważano sytuację, gdy osoba objęta programem przez rok pracowała u jednego pracodawcy. Wówczas agencja otrzymywała pełną zapłatę za wykonane zadanie. W trakcie realizacji projektu okazało się jednak, że założenie to jest błędne. Wielu bezrobotnych nie chciało z nami współpracować. Osoby te kompletnie nie były zainteresowane szukaniem pracy – twierdzi Katarzyna Gruszyńska z firmy Randstad.
Dyrektor Budnik przyznaje, że chociaż projekt nie odniósł oczekiwanego sukcesu, był doskonałą lekcją na przyszłość. Jego zdaniem, przede wszystkim pokazał, jak powinna wyglądać współpraca urzędów z agencjami. Bo zarówno on, jak i niechętnie zgłaszający się do urzędów pracodawcy, widzą pilną potrzebę zmian w kwestii dotyczącej aktywizacji osób długotrwale bezrobotnych.
Jednak różnica jest taka, że przedstawiciele urzędów winą za swe słabe wyniki obarczają przede wszystkim wadliwy system prawny panujący w Polsce. Zaś zdaniem pracodawców, zdecydowanie wynikają one ze zbyt małego zaangażowania urzędników w szukanie bezrobotnym pracy i pomoc firmom.
Urzędnik na dywaniku
Efektywność pracy urzędów jest bardzo niska. Badanie przeprowadzone przez Biuro Przedsiębiorstw, Gospodarstw Domowych i Rynków - Zespół ds. rynku pracy w Instytucie Ekonomicznym Narodowego Banku Polskiego, wskazuje na kilka niepokojących zjawisk. Okazuje się bowiem, że z pomocy urzędów pracy korzysta zaledwie nieznaczny odsetek wszystkich bezrobotnych oraz pracodawców. Na polskim rynku dominuje samodzielne poszukiwanie pracy oraz pracowników. Aż 61 proc. bezrobotnych szuka ofert pracy w gazetach bądź Internecie, a tylko 43 proc. z nich zgłasza się po wsparcie do powiatowych urzędów. Tym zaś, którzy już szukają pomocy w urzędach, zdecydowanie brak wymaganych przez pracodawców umiejętności. Na kwalifikacje aż 40 proc. osób bezrobotnych brak jest zapotrzebowania, a 50 proc. z nich nie ma środków własnych na zmianę kwalifikacji.
Z drugiej strony, również pracodawcy nie są zainteresowani współpracą z urzędami, bo tylko 10 proc. pracodawców dysponujących wakatami zgłasza je do urzędów pracy. Głównie szukają oni pracowników przez media społecznościowe albo z polecenia . Oskarżają oni też powiatowe urzędy pracy o niewystarczające działania na rzecz bezrobotnych. - Urzędnicy z PUP-ów nie poszukują w sposób aktywny pracy dla osób zarejestrowanych jako bezrobotne. Dbają tylko i wyłącznie o poprawianie statystyk. A trzeba się trochę natrudzić, żeby pracę osobie bezrobotnej znaleźć. Zwłaszcza, że zwykle w urzędach pracy zarejestrowane są osoby trwale bezrobotne i zaktywizowanie takich ludzi jest niełatwe. Z kolei pracodawcy nie chcą takich osób zatrudniać, ze względu na zmiany w ich mentalności. Są one, przynajmniej w pierwszej fazie wdrażania do pracy, nie do końca przydatne pracodawcy – uważa Krzysztof Jakubowski wiceprezes zarządu w Agencji Pracy InterKadra.
Również eksperci Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia nie mają najlepszego zdania o urzędach pracy. - Mają one statystykę sukcesu na poziomie 40 procent. To za mało, aby mówić o efektywności działań – twierdzi Dominika Staniewicz, członek Zarządu Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia, C.E.O. Adore HR.
Urzędnicy PUP – ów bronią się i wskazują na niewystarczającą liczbę rąk do pracy. - Średnio statystycznie, w PUP na jednego pośrednika przypada miesięcznie od 500 do 1000 osób bezrobotnych. W agencji ten stosunek jest znacznie niższy. Dlatego tam, jakość tej usługi z założenia, powinna być wyższa – porównuje z przekąsem dyrektor Budnik. Słabe efekty pracy urzędnicy tłumaczą też, utrudniającą im działanie, absurdalną biurokracją. Zamiast zajmować się bezrobotnymi, pracownicy ślęczą godzinami nad papierkami. - Zadania administracyjne nałożone na urzędy pracy pochłaniają czas i zasoby ludzkie. Realizowanie zadań określonych w ustawie o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz w dokumentach wykonawczych do ustawy jest bardzo ściśle określone, wystandaryzowane. Zapisy dokładnie określają, kiedy należy obejmować osobę bezrobotną IPD, jak powinna wyglądać praca z klientem -jest bardzo niewiele miejsca na własną inwencję specjalistów, którzy w trakcie pracy z klientem najlepiej potrafią określić sposób
prowadzenia współpracy z daną osobą – twierdzi Murawska. Wskazuje ona również na pewne błędy systemowe, dotyczące funkcjonowania polskich urzędów.
- Każda osoba, pozostająca w rejestrze urzędu, która jest w nim ponad 180 dni - powinna być objęta IPD. Nie tylko ta, która faktycznie poszukuje pracy i jest zdeterminowana do zmiany swojej sytuacji. Kierujemy więc siły i środki na wspieranie oraz aktywizowanie osób, które nie są zainteresowane pracą, ani podnoszeniem kwalifikacji. W konsekwencji mamy mniej czasu na pracę z klientami aktywnymi, zorientowanymi na zmianę istniejącego stanu rzeczy. Zwłaszcza, że zarejestrowane są też osoby, korzystające z różnych form wsparcia ze strony ośrodków pomocy społecznej. Wiele z nich musi być w rejestrze, by uzyskać uprawnienie do jakiejś formy wsparcia, chociaż faktycznie nie poszukują one pracy, nie są gotowe do jej podjęcia czy wręcz ich sytuacja uniemożliwia podejmowanie zatrudnienia. Mimo wszystko, składają podpis pod stwierdzeniem, że są zdolne i gotowe do podjęcia pracy, wiedząc doskonale, że nie jest to zgodne z prawdą – dodaje Ewa Murawska.
Agencje z pomocą bezrobotnym
Choć w Gdańsku agencja nie uzyskała najlepszych wyników, to zarówno pracodawcy, jak i przedstawiciele agencji pośrednictwa pracy oraz pracownicy PUP, widzą potrzebę przeniesienia, przynajmniej części obowiązków należących do urzędów pracy, do agencji zatrudnienia.
- „Trudnymi” bezrobotnymi, czyli takimi, których aktywizacja wymaga dużego nakładu pracy, powinny się zajmować prywatne firmy rekrutacyjne. Płacono by im za sukces, czyli za trwałą aktywizację bezrobotnego na rynku pracy, a nie za liczbę odbytych szkoleń. Ta opłata powinna być rozłożona na raty, tzn. firma powinna otrzymać pieniądze po znalezieniu pracy bezrobotnemu, np. po trzech, sześciu i dwunastu miesiącach jego pracy – uważa Jeremi Mordasiewicz, doradca zarządu PKPP Lewiatan.
Podobnego zdania jest Krzysztof Jakubowski, wiceprezes agencji zatrudnienia InterKadra. Uważa on, że to agencje, a nie urzędy sprawdziłyby się lepiej w poszukiwaniu pracy dla osób długotrwale bezrobotnych. Co więcej, Jakubowski uważa również, że agencje powinny być wynagradzane, ale tylko za sukces. - Pieniądze powinny podążać nie za urzędem, a za osobą bezrobotną. Być może w formie jakiegoś czeku, który byłby realizowany za pośrednictwem prywatnego podmiotu. Miałby on prawo do jego realizacji dopiero po znalezieniu bezrobotnemu pracy i upływie jakiegoś konkretnego okresu zatrudnienia tej osoby – proponuje Jakubowski.
Przewagę agencji nad urzędami zauważa także Katarzyna Bottner, dyrektor ds. HR w agencji zatrudnienia Flexteam Poland. - Agencje posiadają więcej ciekawych ofert pracy. Przykładają się również, aby znaleźć pracę bezrobotnemu, ponieważ na tym zarabiają. To motywuje agencje do działania – mówi wprost Bottner.
Lekcja z Zachodu?
Eksperci uważają, że wzorcem powinny być dla nas rozwiązania stosowane na bardziej doświadczonych rynkach zachodnich. Przykład Holandii pokazuje, że ich program gwarantowanego zatrudnienia i wykorzystanie idei „pracodawcy ostatniej szansy”, którą to rolę pełni państwo, może przynieść znaczącą poprawę sytuacji bezrobotnych. - Z usług prywatnych firm rekrutacyjnych korzystają z powodzeniem rządy m.in. w Wielkiej Brytanii i Australii. I, jak pokazują tamtejsze doświadczenia, firmy prywatne są w stanie bardziej efektywnie wydawać pieniądze na trwałą aktywizację bezrobotnego niż urzędy – uważa Jeremi Mordasiewicz. Z kolei w Polsce, dużo rozwiązań jest zaiplementowanych z Francji, tyle że są to pomysły, które tam funkcjonowały w latach 70. i 80. Wiele z nich, na Zachodzie, zostało już wycofanych.
Czy resort pracy weźmie sobie do serca miażdżące komentarze pracodawców o urzędach pracy? W ministerstwie pracy i polityki społecznej trwają podobno prace nad kolejnym pilotażem, podobnym do tego, który przeprowadzono w Gdańsku. Tym razem miałby on objąć aż trzy województwa i, jak się nieoficjalnie mówi, jego kryteria byłyby znacznie łatwiejsze do realizacji przez agencje pracy. Czy będzie to pierwszy, nieśmiały krok, w kierunku oddania podmiotom prywatnym części obowiązków urzędów pracy?
Marlena Mistrzak, autorka portalu CentrumRekrutacyjne.pl
[
]( http://www.centrumrekrutacyjne.pl/ )