Skrzykują się, by wejść do Ikei bez maseczek. Sieć podpowiada: zostań w domu
Ludzie coraz częściej skrzykują się na prowokacje polegające na tym, że wejdą dużą grupą do sklepu – bez maseczek – i przekonywać będą sprzedawców, że odmowa obsłużenia ich to naruszenie prawa. Na piątkowy wieczór taka akcja planowana jest w podwarszawskiej Ikei. Sieć zareagowała w typowy dla siebie sposób.
04.09.2020 15:51
Wypraszanie ze sklepu i odmowa sprzedaży zakupów ludziom bez masek jest otwartym łamaniem naszych konstytucyjnych praw – przekonuje organizator akcji, która planowana jest na piątkowy wieczór w sklepie Ikea w Jankach. Jej uczestnicy mają wejść do marketu i zrobić zakupy bez maseczek.
Wybór miejsca jest nieprzypadkowy. Przed kilkunastoma dniami aktor Tomasz Karolak został wyproszony właśnie z tego sklepu za brak maseczki. Podzielił się z internautami swoimi przemyśleniami. Ich reakcje były różne. Większość potępiła aktora za zachęcanie do naruszania prawa, ale nie brakowało też słowa uznania, tak jakby Karolak odważył się poruszyć jakieś tabu.
Ikea o planowanej akcji wie. Do tematu podeszła dyplomatycznie: na swoim profilu opublikowała informację, że kto woli zakupy bez maseczki, powinien skłaniać się ku kupowaniu przez internet. "Dbajmy o siebie nawzajem" – apeluje.
Nie ma pewności, czy akcja faktycznie się odbędzie. Nie będzie to jednak pierwsze tego rodzaju działanie, bo ludzie coraz jawniej manifestują swoją niezgodę na przymus noszenia maseczek i po sieci krążą już nagrania, jak całymi grupami wchodzą do sklepów i odmawiają zakrycia nosa i ust.
W jednym ze sklepów doszło do nieprzyjemnej sceny, bo na miejsce wezwana została policja. Zgłaszającym był jednak nie personel sklepu, lecz protestujący, którzy chcieli zgłosić, że jedna z ekspedientek odmówiła obsłużenia ich właśnie ze względu na brak maseczki. Chcieli, by kobieta została ukarana grzywną za "nieuzasadnioną odmowę", jak przekonywali autorzy nagrania. Atmosfera była napięta, w tle słychać wzajemne przekrzykiwania. W wymianie zdań uczestniczyli też pozostali klienci sklepu. Jedni prosili protestujących, by zakończyli prowokację, inni gratulowali im odwagi.
Zdenerwowana i przestraszona ekspedientka w końcu ugięła się i aby zakończyć sprawę, obsłużyła awanturujących się klientów. Gdy policja przyjechała na miejsce, wzywający patrol powiedział, że "Konstytucja i prawa konsumenta nie są już dłużej łamane".
Kazus z Suwałk każe się sprzedawcom trzy razy zastanowić
Sytuacja sprzedawców rzeczywiście jest nie do pozazdroszczenia. Z jednej strony, mają prawo wymagać, by klienci nosili na terenie sklepów maseczki. Klienci coraz częściej się jednak buntują i sypią jak z rękawa tytułami ustaw i rozporządzeń, które dają im prawo do niezasłaniania ust i nosa. Do pewnego stopnia trudno odmówić im racji, bo choć obowiązek noszenia maseczek został wprowadzony w kwietniu, to prawo jest w tym zakresie niespójne i w dużej mierze opiera się na ustnych zaleceniach ministra zdrowia czy jego rzecznika. Wszyscy chyba pamiętamy apel Wojciecha Andrusiewicza, by sprzedawcy nie obsługiwali klientów bez maseczek i przyłbic.
Sprzedawczyni z Suwałk wzięła sobie ten apel do serca i wciągnięta została w spór sądowy. Sytuacja jest więc absurdalna, bo czego by sprzedawca nie zrobił, może się narazić. A żeby jeszcze podbić poziom absurdu, dodajmy, że wniosek o ukaranie grzywną złożyła… Policja. Ta sama, która ma uprawnienie do nakładania mandatów na osoby, które w miejscach zadaszonych nie noszą maseczki.
Policjanci uznali, że napiętnować należy ekspedientkę, która naruszyła prawo klienta do bycia obsłużonym, a nie sama klientkę, która zignorowała apel o stosowanie się do zasad.
Wyrok nie jest prawomocny. Ekspedientka złożyła zażalenie, termin kolejnej rozprawy wyznaczono na 16 stycznia.