Słaby koniec fatalnego kwartału
Piątkowy koniec fatalnego kwartału teoretycznie powinien bykom pomagać. Powinny też im pomagać opublikowane w piątek amerykański dane makro. Jednak byki miały potężne problemy. Ich źródła najwyraźniej biło w Europie.
03.10.2011 08:25
Spójrzmy wpierw na amerykańskie raporty makro. Dane o sierpniowych przychodach i wydatkach Amerykanów były w zasadzie neutralne z lekkim negatywnym zabarwieniem. Dochody w sierpniu spadły o 0,1 proc. m/m (to minus), a wydatki wzrosły tak jak oczekiwano o 0,2 proc. m/m. Wrześniowy odczyt indeksu Chicago PMI był zadziwiająco dobry (po sierpniowym zanurkowaniu). Oczekiwano niewielkiego spadku, a tymczasem indeks wzrósł z 56,5 do 60,4 pkt. Publikacja indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan dla września miała niewielkie znaczenie, jako że była to tylko weryfikacja danych z połowy września, ale odnotować trzeba, że indeks został zweryfikowane w górę – z 57,8 na 59,4 pkt. Poziomy tych wszystkich danych były jednak bardzo niskie.
Problemem dla Amerykanów były jednak dane spoza USA. Czkawką odbiło się to, o czym pisał FOMC w komunikacie po ostatnim swoim posiedzeniu – po raz pierwszy od dwóch lat twierdził wtedy, że globalne problemy zaszkodzą gospodarce USA. Amerykanie od tego momentu zaczęli baczniej spoglądać na to, co dzieje się na świecie. A z tego świata dochodziły w piątek same słabe informacje. W Chinach indeks PMI po raz trzeci z rzędu utrzymał się pod poziomem 50, pkt.. W Niemczech mocno spadła sprzedaż detaliczna. W strefie euro inflacja nieoczekiwanie wzrosła z 2,5 do 3 proc. Bywały czasy, kiedy Amerykanie takie informacje lekceważyli. Nie tym razem jednak. Za bardzo obawiają się tego, co może się wydarzyć w strefie euro.
Indeksy giełdowe od początku dnia spadały. Oprócz przeceny surowców i umocnienie dolara szkodziło im też to, że CDS-y (ubezpieczenie długu) dla Morgan Stanley wzrosły do poziomu najbardziej ryzykowanych banków włoskich. Czyżby rynek wypatrzył sobie kolejną ofiarę? Generalnie CDS-y na dług korporacyjny mocno zdrożały pokazując, że obawa o nadejście recesji rośnie. W ostatniej godzinie sesji indeksy osuwały się już prawie bez próby oporu ze strony byków. Zakończenie sesji sporymi spadkami wygląda fatalnie, ale ja zakładam, że było to „window dressing” a rebour: fundusze wiedziały, że nie podciągną indeksów, więc pozbywały się z portfeli outsiderów. W poniedziałek rozpoczyna się nowy kwartał – zakładam, że wzrostami.
GPW rozpoczęła piątkowa sesję neutralnie, ale bardzo szybko słabe dane makro napływające ze świata zaczęły przeceniać nasze akcje. WIG20 stracił jeden procent i zamarł nie reagując na coraz mocniej spadające indeksy na innych giełdach. Dopiero w okolicach południa niedźwiedzie zaatakowały i doprowadziły do wyłamanie dołem ze stabilizacji.
Spadek był zdecydowanie mniejszy niż na innych giełdach. Przed pobudką w USA indeksy zaczęły rosnąć, mimo że w Europie sytuacja poprawiła się tylko nieznacznie. Potem znowu nastroje się pogorszyły i WIG20 tracił już nawet blisko dwa procent. Po rozpoczęciu sesji w USA, kiedy amerykańskie indeksy odrabiały straty, nasz WIG20 przesuwał się do góry, a kropkę nad i postawił fixing dodając ponad 10 punktów, dzięki czemu WIG20 się nie zmienił. Było to takie tasowanie portfeli na koniec kwartału.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi