Szukam pracowników do przesiedlenia
Firmy coraz częściej szukając pracowników zapuszczają się na prowincje. Proponują mieszkańcom nie tylko godziwe zarobki, ale też mieszkania i dojazd.
14.02.2008 | aktual.: 14.02.2008 16:50
*Firmy coraz częściej szukając pracowników zapuszczają się na prowincje. Proponują mieszkańcom nie tylko godziwe zarobki, ale też mieszkania i dojazd. Chcą ściągać całe rodziny. *
Jak pisze "Gazeta Wyborcza", rodzin chętnych do przesiedlenia szukają takie firmy jak Bosch, czy Siemens.
- To szansa dla ludzi z miejscowości o wysokim bezrobociu. Dajemy pracę i dach nad głową - mówi Andrzej Maślak, rzecznik firmy.
"Gazeta" opisuje historię Radka Wichniewicza, który ma 22 lata. Chłopak pochodzi z małej wsi Kolonia Kryłów tuż przy wschodniej granicy Polski. Do tej pory mieszkał z rodzicami i trójką braci. Skończył liceum i szukał pracy - bezskutecznie. Jedyne, gdzie mógł się zaczepić, to budowa - za grosze i na czarno.
O ofercie niemieckiego producenta AGD usłyszał w urzędzie pracy. - Od razu się zdecydowałem - mówi. - Najważniejsze było to, że firma daje pensję i opłaca mieszkanie.
Gdyby nie taka propozycja, raczej nigdy nie zdecydowałby się wyjechać ze wsi. - W ciemno bym nie zaryzykował - przyznaje. W Łodzi zarabia na czysto 1100-1200 zł. Mieszka w hotelu robotniczym, za który nic nie płaci. Pokój dzieli z kolegą z pracy (emigrantem spod Zamościa)
. W pokoju są dwa łóżka, szafa i stolik z krzesłami. Łazienka w korytarzu, a telewizor w świetlicy. Z rozrywek jest jeszcze stół do ping-ponga.
Umowę o pracę firma przedłuża co miesiąc i tak będzie przez rok. Potem obie strony podejmą decyzję - BSH, czy chce z Radkiem podpisać umowę na czas nieokreślony, a on - czy chce w Łodzi zostać. Jeśli tak, już na własną rękę będzie musiał poszukać mieszkania i za nie płacić. W zamian może liczyć na kilkusetzłotową podwyżkę.
Radek jest w Łodzi od trzech miesięcy. W BSH składa pralki. Do pracy ma blisko, a dalej się na razie nie wybierał. Nie zwiedził nawet słynnej w Polsce łódzkiej Manufaktury. - Muszę się oswoić z dużym miastem - mówi i opowiada, że w weekendy bierze dyżury lub spędza czas w hotelu przed telewizorem. Tęskni za narzeczoną. Ale być może i ona przyjedzie do Łodzi. Pracę w BSH by dostała i mogłaby zamieszkać w hotelu. - Na razie jednak chce szukać pracy biurowej - mówi Radek.
W czasie trzech miesięcy dwa razy był w domu. Musi brać dzień wolny, bo dojazd zajmuje mu autobusem ponad dziesięć godzin. Ale nie narzeka: - Najważniejsze, że mam pracę.
Podobnie jak Radek, na próbę przyjechały do Łodzi trzy inne osoby spod wschodniej granicy. - Gdy system się sprawdzi, takich pracowników będzie dużo więcej. Bardzo mile widziane będą całe rodziny. W BSH znajdzie pracę zarówno mężczyzna, jak i kobieta. Unikną rozłąki, zajmą cały pokój hotelu - mówi Andrzej Maślak, rzecznik BSH Polska.
Inne łódzkie fabryki też nie próżnują i prześcigają się w pomysłach, czym przyciągnąć pracowników. Gillette dofinansowuje obiady (dzięki temu za kilka złotych pracownicy mogą zjeść w stołówce dwudaniowy posiłek) oraz płaci za opiekę medyczną dla pracowników i ich rodzin (bezpłatnie i bez kolejek chodzą do stomatologa i lekarzy kilku specjalności). Indesit zbudował bezpłatną siłownię. Otwierany w tym roku pod Łodzią Procter & Gamble zamierza zorganizować dla pracowników bezpośredni transport. Wynajęty przez firmę bus będzie zatrzymywał się w kilku punktach miasta i stąd zabierze chętnych prosto do fabryki w Aleksandrowie Łódzkim.
ZOBACZ TEŻ:
WYRWAĆ PRACOWNIKA
LONDYŃCZYCY ZARABIAJĄ NAJWIĘCEJ