Tak czytają nasze CV
Pracodawca zawsze ma wyobrażenie osoby, którą szuka. Na stanowiskach, na których pracownik będzie obsługiwać klientów, nie bez znaczenia jest wygląd
01.03.2012 | aktual.: 02.03.2012 11:31
Szef szukający pracowników fizycznych z pewnością będzie zwracał uwagę na to, gdzie wcześniej kandydat pracował i jak długo. Może chcieć zweryfikować informacje o kandydacie i np. zadzwonić do poprzedniego szefa z pytaniem o powód odejścia lub zwolnienia. Dla takiego pracodawcy istotna będzie wiarygodność. Na co jeszcze pracodawcy zwracają uwagę? I czy w ogóle czytają aplikację? To zależy również od szefa, firmy i tego, czy osobiście prowadzi rekrutację.
"Najważniejsze są: języki i wygląd"
- Szukałem recepcjonistki do pensjonatu, który prowadzę z żoną. Przyszło bardzo dużo aplikacji i muszę przyznać, że większości nie przeczytałem. Patrzyłem na zdjęcia, bo pracownik miał być wizytówką firmy. Chciałem też, by pracownik znał dobrze przynajmniej język angielski. Wiem, że ludzie piszą w CV o swych zainteresowaniach, czy co robili na studiach. Prawdę mówiąc w ogóle mnie to nie interesowało. Trudno było mi znaleźć osobę, która miała certyfikaty znajomości języków. Może kandydaci myśleli, że na wsi wystarczy mówić „yes” i „no” – mówi Tomasz Brożek, ma niewielki pensjonat i gospodarstwo agroturystyczne na Mazurach.
"Patrzyłem na dorobek kandydata"
Szef agencji reklamowej z Poznania przyznaje, że w ogóle nie interesowały go CV. Przeglądał i zachowywał CV wybranych osób, by zachować nr telefonu i adres mailowy. Szukał kandydata na copywritera.
- W tym fachu trzeba mieć otwarty umysł, wyobraźnię, polot. Najlepsze szkoły nic tu nie pomogą. Akurat mam takie doświadczenie, że ludzie spoza branży najlepiej się sprawdzali u mnie w firmie. Ci, po renomowanych szkołach zagranicznych, najczęściej stawiali tylko żądania, niewiele mieli do zaoferowania. Dlatego zawsze proszę kandydatów o przesłanie portfolio, chcę zobaczyć projekty, które wcześniej robił kandydat. Tak naprawdę może to być osoba z wykształceniem średnim, czy nie pasującym do branży reklamowej. Nie wymagałem znajomości języków. Ale przyznam, patrzyłem na rubrykę „zainteresowania”, ciekawiło mnie, czy kandydat ma oryginalne zainteresowania – zdradza Janusz Wojcieszek, ma firmę, która przygotowuje m.in. reklamy internetowe.
"Szukałem pracowitego i nie pijącego"
Jacek Wujec, który ma firmę budowlaną, liczącą 15 pracowników, szukał 3 kolejnych. Wymagania, o których napisał w ogłoszeniu to: praca na podobnych stanowiskach, doświadczenie min. 3 lata, rzetelność.
- Mam same kłopoty z rekrutacjami. Co kilka miesięcy szukam nowych, bo ci przyjęci okazują się nieodpowiedni – spożywają alkohol podczas pracy, są niepunktualni, trudno się z nimi dogadać, albo po prostu im się nie chce. Dla mnie najważniejsza jest owa rzetelność i chęć do pracy, reszty można się nauczyć. Dostaję straszne CV, z błędami ortograficznymi i napisane tak, że nic nie rozumiem, odrzucam je, bo na budowie muszą pracować osoby sprawne intelektualnie. Patrzę jak długo kandydat pracował w jednym miejscu. Jeśli skacze z miejsca na miejsca, to dla mnie podejrzane. Zwracam uwagę na wiek, przyjmuję osoby w sile wieku. I na to, czy mają rodzinę, dzieci. Moja ekipa budowlana wykonuje zlecenia w całej Polsce, czasem wyjeżdżamy za granicę, wiadomo, że ojciec rodziny nie będzie skory do wyjazdu np. na pół roku do Hiszpanii – mówi Wujec.
"Literówki i kopie dyskwalifikują"
Są też tacy, którzy czytają CV i list motywacyjny od A do Z. Najczęściej wnikliwie analizują aplikacje profesjonalni rekruterzy i łowcy głów.
- Gdy czytam list motywacyjny i widzę, że jest ona napisany według jakiegoś schematu z Internetu, to odrzucam podanie. Czuje się zlekceważony, gdy kandydat tak lekko traktuje szukanie pracy, nie jest w stanie przygotować własnej aplikacji i musi ją skopiować. Szkoda mojego czasu na kogoś takiego. Odrzucam kandydata, który robi literówki, czy błędy ortograficzne. CV to poważna sprawa, świadczy o kandydacie, nie można pisać aplikacji na kolanie. Patrzę na układ CV, na to, czy kandydat napisał życiorys w odpowiedzi na moje ogłoszenie. Nie chcę czytać jakichś uniwersalnych ogólników, które pasują każdemu pracodawcy. Kandydat ma mnie zainteresować i sprostać moim oczekiwaniom. Dużo można odczytać po układzie strony, rubrykach, sformułowaniach. Patrzę też na to, co między wierszami. Ktoś kto prześle CV poplamione lub napisane dziwną, kolorową czcionką, jest dla mnie niewiarygodny. Jeśli zajmuję się rekrutacją znanego menedżera, oczywiście najczęściej to ja przygotowuję CV i przedstawiam je pracodawcy – mówi Jakub
Hoffman, head hunter, zajmuje się rekrutacją głównie menedżerów.
"Żeby kandydatka nie była w ciąży i potrafiła liczyć"
Na listy motywacyjne w ogóle nie patrzyła Iwona, która dwa miesiące temu szukała pracownika do sklepu osiedlowego w Gdańsku.
- Właściwie interesował mnie jeden punkt – czy osoba ma doświadczenie na podobnym stanowisku, czy umie obsługiwać kasę fiskalną. Potrzebowałam kogoś od zaraz, nie było czasu na szkolenie. Może to zabrzmi źle, ale chciałam też, żeby pracownica nie była w ciąży, szukałam kogoś na dłużej. Kandydaci przysyłali listy motywacyjne, kilkustronicowe CV, ale mi chodziło tylko o to doświadczenie. Przyjęłam osobę, która krótko opisała, gdzie pracowała wcześniej. Zadzwoniłam do poprzedniego pracodawcy z pytaniem, czy to wiarygodna osoba, w końcu ma pracować na kasie i każdy właściciel sklepu sprawdza wiarygodność. Myślę, że dobrze wybrałam – mówi Iwona Kruchta, ma sklep w Gdańsku - Przymorzu.
"Przesądziły zainteresowania"
Rekruter, który przyjmował pracowników do jednego z banków, twierdzi, że czytał szczegóły na temat wykształcenia. Punkt o zainteresowaniach nie był bez znaczenia.
- Wytypowałem dwóch kandydatów, cechowali się doskonałym wykształceniem na to stanowisko, znajomością języków, doświadczeniem. Naprawdę imponujące CV, to szef miał wybrać jednego z nich. Miał trudny orzech do zgryzienia. Wreszcie wybrał. Jak się okazało, zatrudnił tego, który lubi klasyczny jazz, tak jak on. Prawda jest taka, że w CV wszystko ma znaczenie, każdy szczegół jest istotny i trzeba mądrze umieszczać detale. Czasem właśnie rubryka o zainteresowaniach przesądza, czy ktoś zostanie przyjęty, czy nie – mówi Michał Drozd, z firmy Job Human.
Krzysztof Winnicki/JK