Tam czekają góry "krwawych" diamentów

"Góry" diamentów nagromadziły się w Zimbabwe w oczekiwaniu na uchylenie międzynarodowych sankcji, które uniemożliwiają ich eksport. Diamenty nazywa się niekiedy "krwawymi", bo sankcje nałożono na dwa wątpliwej reputacji przedsiębiorstwa zajmujące się eksploatacją pól diamentowych w Chiadzwa, gdzie wojsko dokonało w 2008 roku krwawych represji wobec górników.

Tam czekają góry "krwawych" diamentów
Źródło zdjęć: © AFP

25.03.2010 | aktual.: 25.03.2010 21:25

Przedsiębiorstwa te to Mbada Diamonds i Candile Mining związane z Robertem Mugabe, prezydentem kraju od 23 lat. Oba stanowię wspólną własność południowoafrykańskich towarzystw diamentowych i Korporacji Rozwoju Górniczego Zimbabwe.

ONZ wdrożył w 2000 roku system nazwany w skrócie System Certyfikacji - Proces Kimberley, w skrócie KPCS. Ma on zapobiegać sytuacjom, w których środki finansowe pochodzące z handlu diamentami byłyby przeznaczane na zakup broni, działania zbrojne i represje. Po masakrze w Chiadzwa KPCS zabronił sprzedaży "krwawych diamentów" z Zimbabwe poza tym krajem.

Inspektor KPCS oznajmił w tych dniach podczas wizyty w Zimbabwe, że kraj ten będzie musiał poczekać jeszcze co najmniej 9 miesięcy na pozwolenie eksportu swych diamentów.

Dyrektor Mbada Diamonds, Robert Mhlanga, oświadczył, że ogromne nagromadzenie diamentów w magazynach w Zimbabwe stwarza "coraz bardziej niebezpieczną sytuację".

Mbada Diamonds, według dziennika "The Herald" ukazującego się w stolicy Zimbabwe, Hararze, ma zmagazynowanych 2,5 miliona karatów diamentów. Nie są znane zapasy drugiego przedsiębiorstwa, Candile Mining, ale wiadomo, że wydobywa ono 2000 karatów dziennie.

Źródło artykułu:PAP
diamentysankcjezimbabwe
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)