"Tarcza Antyinflacyjna" może się Biedronce odbić czkawką. UOKiK postawił zarzuty
UOKiK postawił trzy zarzuty Jeronimo Martins Polska, właścicielowi Biedronki. Dotyczą one akcji promocyjnej "tarcza antyinflacyjna". W grę wchodzą ogromne kary. Mogą sięgnąć nawet 10 proc. rocznego obrotu - przekazał Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów we wtorkowym komunikacie. Tymczasem Biedronka podaje, że o całej sprawie dowiedziała się z mediów.
Zarzuty wobec Biedronki dotyczą ogólnopolskiej akcji promocyjnej "Tarcza Biedronki Antyinflacyjna", która trwała od 12 kwietnia do 30 czerwca. Tomasz Chróstny, prezes UOKiK 26 kwietnia wszczął w tej sprawie postępowanie wyjaśniające. Jego efektem są trzy zarzuty praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów.
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zwrócił uwagę, że regulamin akcji promocyjnej był dostępny w internecie, ale nie został zawieszony w stacjonarnych sklepach. Dopiero na życzenie "zdeterminowanych", jak pisze UOKiK, klientów pracownicy Biedronki mogli go ewentualnie wydrukować. Do sklepów regulamin trafiał bowiem tylko w wersji elektronicznej. Jeden z zarzutów dotyczy właśnie braku realnej dostępności regulaminu promocji.
"Jeśli już klienci do niego dotarli, dowiedzieli się, że nie wystarczyło - zgodnie z hasłem reklamowym - znaleźć tańszy produkt w innym sklepie. Regulamin wprost wskazywał, że produkt ten należało kupić i to nie tylko w sklepie Biedronki, ale również u konkurencji, która została w regulaminie ograniczona do najpopularniejszych sieci. By uzyskać zwrot różnicy w cenach, warunków regulaminowych było dużo więcej i były wymagające, a wręcz uciążliwe, co mogło uczynić skorzystanie z akcji promocyjnej nieopłacalnym" – przekazał UOKiK. Ale na tym nie koniec.
Zarzuty UOKiK wobec "Tarczy Biedronki Antyinflacyjnej"
Według regulaminu akcji zakupów w sklepach Biedronki i jej konkurencji należało dokonać w tym samym tygodniu. Ponadto klienci musieli również zrobić zdjęcia porównywanego produktu (wraz z etykietą ze składem) i zachować nienaruszone paragony bądź faktury. Następnie konsumenci mieli w ciągu 7 dni od zakupów przesłać elektronicznie zgłoszenie.
Gdy zostało ono przyjęte, konsumenci dostawali numer zgłoszenia i zobowiązani byli do wysyłki pocztą tradycyjną (opłacając oczywiście koszty listu) oryginałów dowodów zakupu i zdjęć. Także w ciągu 7 dni. Szef UOKIK uznał, że hasła reklamowe w tym aspekcie mogły wprowadzać konsumentów w błąd.
Poza tym urząd twierdzi, że klienci sieci według przekazów reklamowych mogli spodziewać się otrzymania zwrotu różnicy cen w formie pieniężnej do dowolnego wykorzystania. Tymczasem regulamin precyzował, że dostaną oni wyłącznie e-kod o wartości zgłaszanej różnicy w cenie, do wykorzystania tylko w sklepach sieci i tylko w terminie tygodnia od jego otrzymania.
"Tarcza antyinflacyjna" skończy się problemami dla Biedronki?
Reasumując - UOKiK po analizie akcji promocyjnej uznał, że benefity oraz zasady uczestnictwa w niej mogły wprowadzać w błąd konsumentów, co wynika z jej skomplikowanego charakteru. W efekcie skorzystanie z niej było uciążliwe dla klientów. Stąd trzy zarzuty.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że informacje dotyczące zasad skorzystania z promocji powinny być łatwo dostępne, a hasła reklamowe, ich treść i sposób prezentowania, nie mogą wprowadzać konsumentów w błąd" – powiedział wyjaśnia Tomasz Chróstny, prezes UOKiK.
Zasady akcji promocyjnej Biedronki sprawiły, że jej właścicielowi (Jeronimo Martins Polska) grożą kary finansowe w wysokości do 10 proc. rocznego obrotu. Co na to Biedronka?
"Sieć Biedronka od wielu lat robi wszystko, żeby oferować najniższe ceny na rynku. Ta i wszystkie inne akcje promocyjne mają na celu stworzenie realnych oszczędności dla polskich klientów. Jesteśmy zaskoczeni informacjami krążącymi w mediach, gdyż do tej chwili nie otrzymaliśmy żadnej formalnej korespondencji od UOKiK" - czytamy w przesłanej nam odpowiedzi.