Telewizyjni piraci atakują z Cypru

Nawet 2,4 mln Polaków płaci za możliwość oglądania nielegalnych transmisji online. I nigdy nie poniesie za to żadnej odpowiedzialności. Platformy cyfrowe liczą straty i walczą z wiatrakami.

Telewizyjni piraci atakują z Cypru
Źródło zdjęć: © Fotolia | tomispin

05.12.2013 | aktual.: 08.12.2013 18:07

Co jako pierwsze wyskakuje w Google'u po wpisaniu hasła "telewizja internetowa"? Niestety nie wp.tv ani żaden inny legalny polski serwis. Numerem jeden jest weeb.tv, czyli strona która nielegalnie udostępnia streaming największych polskich kanałów telewizyjnych. Można na niej zobaczyć najnowszy odcinek "Gry o tron" na HBO, odkodowane mecze polskiej ekstraklasy piłkarskiej w Canal + czy walki bokserskie transmitowane przez Polsat Sport.

Wystarczy, że laptopa podepniemy pod telewizor i wszystko obejrzymy w jakości HD. Cena? Zamiast abonamentu za kablówkę czy platformę cyfrową sięgającego nawet 100 zł, wystarczy wydać 20 zł miesięcznie. I choć kradnący nie działają zbyt etycznie, to nikt im nic nie zrobi.

- Według polskiego prawa korzystanie z tego typu serwisów nie jest karalne choć należy pamiętać, że ten kto płaci pirackim serwisom wspiera przestępców. Prawo łamie jedynie osoba, która udostępnia sygnał telewizyjny - mówi Jarosław Mojsiejuk, szef bezpieczeństwa w Cyfrowym Polsacie i prezes Stowarzyszenia Sygnał, które stara się z telewizyjno-internetowymi piratami walczyć.

Biznes rodzinny

Założycielem weeb.tv jest Polak, 23-latek ze Szczecina, który w wolnych chwilach lubi pograć w squasha. Biznes rozkręca z młodszym o rok bratem. Gdy startowała ich strona, junior właśnie kończył katolickie liceum. Prokurentem w spółce jest ojciec młodych biznesmenów.

Właściciel serwisu był już oskarżony o łamanie praw nadawców. Hakowanie zabezpieczeń dekoderów to jednak pikuś przy tym, co dziś robi. Według Cyfrowego Polsatu jego serwis ma 100 tys. "abonentów". Za 20 zł otrzymują dostępem do około 80 płatnych kanałów. Łatwo obliczyć, że miesięcznie jest to przychód rzędu 2 mln zł. Do tego dochodzą wpływy z reklam. W sumie może to być nawet 30 mln zł rocznie.

Żeby się nieco schować serwis zarejestrowano na Cyprze, a domena jest z Tuvalu. Providerami są duże legalnie działające europejskie firmy. Dla polskiej policji to wystarczy, żeby można było rozłożyć ręce. Prokuratura już raz umorzyła sprawę ścigania właściciela weeb.tv z powodu "niewykrycia sprawcy".

- Choć Cypr jest krajem członkowskim Unii Europejskiej i podpisane są umowy o współpracy to nasz wymiar sprawiedliwości nie potrafił nawet namierzyć właścicieli witryny. Nam to zajęło chwilę, bo zajrzeliśmy do cypryjskiego KRS-u - narzeka Mojsiejuk.

Minus kilkudziesiąt milionów

Stowarzyszenie Sygnał, które założył Mojsiejuk, na razie dało sobie spokój z policją i poszło do Komisji Nadzoru Finansowego i Narodowego Banku Polskiego. Co ma KNF i NBP do internetowych piratów? Weeb.tv rozrósł się do tego stopnia, że kupił platformę do płatności MyPaid. Zdaniem skarżących z naruszeniem przepisów, nie składając dokumentów do KRS, działa więc nie do końca legalnie. Problemem może być także niski kapitał własny spółki - zaledwie 5 tys. zł. To za mało, by stać się krajową instytucją płatniczą.

Takie gryzienie po kostkach pokazuje, z jaką determinacją działają dziś płatne telewizji. Pierwszy pozew składały wspólnie TVP, Canal+ oraz TVN. Zarówno prokuraturze, jaki i właścicielowi serwisu odpuścić nie zamierzają. Złożyły kilka różnego rodzaju skarg, zażaleń, wniosków o wszczęcie dochodzenia.

Jest się o co bić, bo na strony telewizyjnych piratów wchodzi i płaci nawet 2,4 mln osób rocznie. A rynek nieustannie rośnie. Organizacja Anti-Piracy Protection twierdzi, że obecnie tego typu serwisy zarabiają głównie na reklamie. Rocznie cała branża to co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych.

Według badań firmy Pentagon Research aż 52 proc. polskich internautów uważa, że nielegalne serwisy mogą zastąpić im płatną telewizję.

- Część z użytkowników byłaby nawet skłonna zapłacić całkowicie legalnie za te treści. Niestety nasze płatne kanały nie widzą zachodzących w społeczeństwie zmian i tracą pieniądze nie tyle przez piratów, co przez tkwienie w starym modelu biznesowym - mówi Adam Pawlukiewicz z Pentagon Research. - Dlaczego ktoś kto dwa razy do roku chce obejrzeć mecz FC Barcelona - Real Madryt jest zmuszany do wykupienia abonamentu premium za 100 zł miesięcznie przez półtora roku? Odpuszcza więc i woli zapłacić dużo mniej nielegalnemu serwisowi - tłumaczy.

Inna sprawa, że darmowe serwisy największe obłożenie widzami mają podczas walk bokserskich w pay-per-view, czyli wtedy gdy wykupuje się za 15-20 zł możliwość obejrzenia jednego wydarzenia sportowego.

Coraz więcej z nas telewizję ogląda impulsowo. Nie siada przed telewizorem na trzy godziny, ale wybiera swój ulubiony program. Nie widzi powodu, by płacić za pakiet telewizji, które zna tylko z nazwy. Pawlukiewicz zwraca uwagę, że dotąd w sieci nielegalnie oglądano głównie transmisje sportowe. Dziś na pirackich serwisach przybywa widzów oglądających seriale i produkcje typu "Ekipa z Warszawy".

- Warto zwrócić uwagę, że osoby mieszkające na co dzień poza granicami Polski szukają coraz częściej możliwości odbioru rodzimej telewizji. Takie nielegalne serwisy to dla nich jedyne rozwiązanie - mówi Pawlukiewicz.

Przewagą platform cyfrowych i płatnych telewizji jest dziś tylko niezawodna jakość. W pirackich serwisach jest o wiele gorszej jakości. Połączenie często się rwie i to najczęściej wtedy, gdy program ma największą oglądalność. Gdy kibic dwa czy trzy razy nie zobaczy bramki swojej ulubionej drużyny, to może będzie w stanie zapłacić więcej?

nc+telewizja internetowasygnał
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (886)