To jest noweToo Good To Go - warto używać? Testuję aplikację do "ratowania" jedzenia

Too Good To Go - warto używać? Testuję aplikację do "ratowania" jedzenia

Too Good To Go - warto używać? Testuję aplikację do "ratowania" jedzenia
Źródło zdjęć: © WP.PL | Aleksandra Łukasiewicz
Aleksandra Łukasiewicz

16.02.2020 09:36

Aplikacje do "ratowania" jedzenia typu Too Good To Go czy Foodsi nie są nowością, jednak ja postanowiłam przetestować jak używanie jednej z nich sprawdza się w codziennym życiu. Czy część knajp robi na tym tylko dobry PR?

O co chodzi? Już w połowie 2019 roku pojawiły się aplikacje, dzięki którym możemy za nieduże pieniądze "uratować" wciąż dobre jedzenie, które zostałoby zmarnowane w kawiarniach, restauracjach i sklepach. Coś jak mobilny odpowiednik lidlowej akcji "Kupuję, nie marnuję".

Do testów wybrałam aplikację Too Good To Go, a nie Foodsi z bardzo prostej przyczyny - w tej drugiej jest bardzo mało ofert, a przynajmniej ja nie widziałam więcej niż 4.

Pierwsza trudność, jaką napotkałam, to mała liczba miejsc z okolic mojego zamieszkania lub pracy współpracująca z aplikacją. Aby coś odebrać, musiałam zaplanować całą wycieczkę. Niby lista miejsc związanych z aplikacją jest imponująca (w Warszawie znajdziemy takie miejsca jak np. Regina, American Candy Shop, Gemba czy Słodki Bez), ale po ponad miesiącu codziennego przeglądania aplikacji odnoszę wrażenie, że niektóre z nich są tam czysto fikcyjnie - z wcześniej wymienionych nigdy nie widziałam żadnych dostępnych posiłków.

Albo może po prostu ciągle przegapiam, kiedy są dostępne? To inny problem - z reguły posiłków jest dosłownie kilka i nie ma reguły, o której się pojawią, aplikacja nie ma też opcji powiadomień w przypadku pojawienia się posiłku z interesującego nas miejsca lub okolicy. Zatem jeżeli mamy chęć coś upolować w okazyjnej cenie, trzeba niemal co chwila sprawdzać telefon. I trafimy raczej raz na miesiąc, a nie raz na tydzień czy parę dni.

Są też wyjątki - bardzo często możemy znaleźć w aplikacji oferty od różnych punktów sieciówek, takich jak Starbucks, North Fish, Pizza Hut czy Blikle.

W ciągu ok. półtora miesiąca udało mi się upolować cztery oferty, ale musiałam się trochę za nimi najeździć. Z większości z nich byłam zadowolona, jednak był też mały zawód.

Moje pierwsze zamówienie pochodziło z Natural Cold Press - producenta soków tłoczonych na zimno. Nazywany był jako "Mniejszy zestaw" i kosztował 9,99 zł zamiast 15,50 zł.

Obraz
© WP.PL | Aleksandra Łukasiewicz

"Mniejszy zestaw" okazał się półlitrową butelką soku pomarańczowo-grejpfrutowego z przyprawami za 10 zł. W dodatku nie jestem pewna czy rzeczywiście "uratowałam" go przez zmarnowaniem, ponieważ według etykiety wyprodukowany został 6 grudnia - czyli dokładnie w dniu zakupu. Wysłałam w tej sprawie wiadomość do Natura Cold Press. Okazuje się, że jest wytłumaczenie.

Firma nie posiada własnego sklepu, prowadzi sprzedaż wysyłkową (odbiór zamówienia z aplikacji jest w miejscu produkcji). Został mi przedstawiony przykładowy schemat zamówienia z rozkładem na poszczególne dni. Upraszczając - rzeczywiście, z uwagi na krótki termin przydatności do spożycia, soki mogą zostać wysłane tylko w dniu produkcji. Później istnieje ryzyko problemów z datą ważności u klienta (z uwagi na różne terminy wysyłek, czas dostarczenia przez kuriera itp.).

- Produkujemy danego dnia tylko taką liczbę soków, jaka została zamówiona z dostawą na kolejny dzień. Manufakturowa produkcja powoduje jednak, że nie zawsze udaje się wymierzyć dokładną ilość butelek, co do jednej. Na pewno nie możemy sobie pozwolić na to, żeby soków zabrakło. Zdarza się jednak praktycznie codziennie, że zostaje zapas kilkudziesięciu butelek. Czasem powstaje on właśnie w taki sposób, że zabraknie jednej butelki, jednak nie da się tylko jednej doprodukować. - mówi Oskar Lis z Natura Cold Press.

Czas na coś konkretnego

Kolejny strzał - Pizza Hut w Blue City. Czytałam w sieci, że ludzie śmieją się z mini-pizzy, którą się dostaje. Za zestaw zapłaciłam 15 zł (45 zł było podane jako cena).

Obraz
© WP.PL | Aleksandra Łukasiewicz

I rzeczywiście, w zestawie dostałam mini-pizzę wielkości dłoni, pudełko z resztkami z baru surówkowego oraz zupę pomidorową. Jak na 15 zł to fajnie, ale 45 zł jako cena wyjściowa wydaje mi się fikcją. Poza tym, nie widziałam w regularnym menu Pizzy Hut tej mini-pizzy.

Niektórzy internauci piszą, że część knajp zrobiła sobie regularny biznes z aplikacji i oferuje tam nie resztki, a mniejsze potrawy przygotowywane specjalnie pod Too Good To Go.

Zapytałam o to Pizzę Hut. Izabela Winsztal, PR Manager, zapewnia mnie, że restauracje nie przygotowują żadnych specjalnych produktów na potrzeby programu Too Good To Go i wszystkie produkty pochodzą z regularnego menu restauracji.

A mini-pizza? - Stwierdzamy, że przedstawiona na załączonej fotografii pizza to nasza standardowa mała pizza na puszystym cieście Pan (jest ona wypiekana w patelni o średnicy 19 cm). - mówi.

Strzał w dziesiątkę

Na szczęście przy kolejnym doświadczeniu z aplikacją nie miałam podobnych wątpliwości. Udało mi się trafić na paczkę ze Starbucksa, na którą mocno liczyłam - wiele osób pisało, że są bardzo fajne.

Obraz
© WP.PL | Aleksandra Łukasiewicz
Obraz
© WP.PL | Aleksandra Łukasiewicz

Za 13 zł (cena podana jako wartość - 40 zł) dostałam: croissant z kozim serem i pieczonym burakiem, do wyboru miałam też jeden z bajgli, czekoladową muffinkę. Mogłam też zdecydować między muffinem jagodowym lub cynamonką (wybrałam cynamonkę). Tym razem miałam poczucie, że dostałam jedzenie, które inaczej by się zmarnowało. I to za cenę jednego bajgla.

Obraz
© WP.PL | Aleksandra Łukasiewicz

Mokotowska kawiarnia P'latte również zrobiła dobre wrażenie - w paczce widocznej powyżej za 9,99 zł (podana wartość: 30 zł) dostałam croissanta, szarlotkę oraz dużą (powiedziałabym wręcz "wypasioną") kanapkę z mozzarellą, suszonymi pomidorami i kurczakiem.

Wnioski? Przed zamówieniem z danego lokalu, warto sprawdzić w sieci jak wyglądają paczki od danych lokali i czego możemy się spodziewać - chociaż w większości przypadków głodni nie będziemy. Jednak nie mając dużo czasu lub któregoś z lokali pod nosem nie liczyłabym na aplikację jako na stałe źródło jedzenia. W dodatku osoby niejedzące mięsa lub z konkretnymi alergiami pokarmowymi nie mogą liczyć na wzięcie pod uwagę ich wymagań.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Finanse
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (25)
Zobacz także