Trzy osoby na kasę w sklepie. "W praktyce przymykamy na to oczy"
Od początku kwietnia obowiązuje w sklepach zasada trzech osób na kasę. Ale czy nie działa ona tylko teoretycznie? Duże sieci wysyłają ochroniarzy, by tego pilnowały. Jednak mniejsi przedsiębiorcy mają problem. - Przecież nie zrobimy bramek jak na lotniskach - mówią.
05.04.2020 09:35
Do każdego sklepu czy lokalu usługowego może wejść maksymalnie tyle osób, ile wynosi iloczyn liczby wszystkich kas i liczby 3. Czyli - jeśli kas jest 5, to w jednym momencie na terenie sklepu może przebywać 15 klientów.
Tyle rządowe regulacje. Czy jednak są na pewno przestrzegane? Duże sieci wielkich problemów nie mają, bo zwykle porządku w sklepach pilnują ochroniarze. Liczą więc klientów i pilnują, kiedy wpuścić kolejnych.
A co z sieciami, które nie zawsze zatrudniają ochronę? Firma Polomarket zdecydowała się na ciekawy ruch. - Ograniczyliśmy liczbę wózków sklepowych. Teraz w naszych sklepach zmniejszono liczbę tych wózków tak, aby była dopasowana do maksymalnej dopuszczalnej liczby klientów w danym obiekcie - słyszymy w biurze prasowym Polomarketu. Jeśli więc wózka nie ma, to klient wie, że musi poczekać aż się zwolni.
Jak prowadzić księgowość w małej firmie bez błędów, mandatów i odsetek?
Aby system jednak zadziałał, trzeba było wprowadzić pewną zmianę - teraz już nie można przekroczyć sklepowego progu w Polomarkecie bez wózka. Jeśli ktoś będzie próbował, obsługa ma reagować.
W Polskiej Grupie Supermarketów (do której należy m.in. marka TopMarket) słyszymy z kolei, że ostateczna decyzja jak liczyć klientów, należy do właścicieli poszczególnych sklepów. Bo to niezależni przedsiębiorcy, którzy z PGS mają podpisane umowy franczyzowe.
- Zwykle jednak są to nieduże sklepy, więc wpuszcza się do sklepu tylko jedną osobę. Pilnujemy też "godzin dla seniorów", sprawdzając dowody osobiste - słyszymy w PGS.
Jednak niektórzy sklepikarze mówią, że rządowe wytyczne spowodowały u nich problemy.
"Mam zainstalować bramki?"
- Mam kilka sklepów na Pomorzu. Oczywiście mówię kasjerom - pilnujcie zasady trzech osób na kasę, bo to poważna sprawa, a kary nie są niskie - słyszymy od niedużego przedsiębiorcy.
- Jednak doskonale wiem, że te zasady nie są przez nich do końca przestrzegane. No bo jak to niby robić? Zatrudnić specjalną osobę, która będzie zamykać drzwi, jak przyjdzie trzecia osoba? Fantastyczny pomysł, ale ja teraz staję na rzęsach, żeby nie zwalniać ludzi, a o zatrudnianiu nowych to w ogóle nie ma mowy - opowiada.
- Oczywiście można sobie wyobrazić jeszcze inne rozwiązania. Jakieś bramki jak na lotniskach, które będą pikały, jak przyjdzie zbyt dużo osób - ironizuje przedsiębiorca z Pomorza.
Zadaję mu pytanie, czy nie najprościej by było, gdyby po prostu kasjerka mówiła klientom, że jest już wystarczająco osób i trzeba poczekać.
- Oczywiście, że to jest najprostsze. Ale po pierwsze, nie każdy klient posłucha. Po drugie, kasjerka i tak jest zajęta - i nie ma czasu, by jeszcze przekrzykiwać się z klientami. Więc w praktyce wygląda to różnie - mówi nam właściciel sklepów.
- To nie jest tak, że w sklepach jest dziesięciu klientów na kasę, że nikt tego nie pilnuje. Ale na pewno mniejszy handel po prostu przymyka na to oczy, czy są cztery osoby na kasę czy pięć - mówi nam przedsiębiorca. I dodaje, że chyba to się nie zmieni.
- No chyba że pojawią się zmasowane kontrole i zaczną się sypać kary. Ale chyba władze zdają sobie sprawę z tego, jaka jest nasza sytuacja - i jednak nie chcą nas dobijać - zastanawia się przedsiębiorca.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie