Trzy tygodnie w Ciechocinku. Jeśli do sanatorium kieruje ZUS, wyjedziesz w trybie ekspresowym
08.05.2018 15:52, aktual.: 08.05.2018 17:27
Komu szwankuje zdrowie albo cierpi na choroby przewlekłe, może skorzystać z dobrodziejstw klimatu miejscowości uzdrowiskowej i zabiegów leczniczych. Lista oczekujących na turnus w sanatorium jest długa, ale nagrodą za cierpliwość jest 3-tygodniowy pobyt w Ciechocinku czy Krynicy. Do uzdrowisk wysyłają NFZ i ZUS.
Wieczorem spacery po Dusznikach Zdroju lub Kołobrzegu, w ciągu dnia zabiegi. Trzy tygodnie, w trakcie których można zapomnieć o obowiązkach domowych, pracy i spróbować wejść w tryb pełnego relaksu. Brzmi przyjemnie, więc nic dziwnego, że rocznie 400 tysięcy Polaków składa do Narodowego Funduszu Zdrowia wniosek o skierowanie do sanatorium. Kolejki są długie, wobec czego od momentu złożenia wniosku do ostatecznej decyzji mijają nawet dwa lata. Szybciej rozpatrzona zostanie sprawa chorego, który o sanatorium wnioskuje przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych, bo także ta instytucja może kierować na leczniczy wyjazd.
Kto może pojechać
Pobyt w sanatorium, choć pozwala się zregenerować, nie jest żadnym urlopem na koszt podatników. Jego celem jest rehabilitacja, leczenie chorób przewlekłych oraz szeroko rozumiana profilaktyka. Osoba, która stara się o pobyt, musi wcześniej dostać od lekarza skierowanie na leczenie uzdrowiskowe w sanatorium lub w szpitalu uzdrowiskowym. Może je wystawić wyłącznie lekarz, który ma podpisany z NFZ kontrakt lub pracuje w placówce, która takowy w danym roku zawarła. Może to więc być lekarz pracujący w państwowej przychodni, jak również w niepublicznym zakładzie opieki zdrowotnej, jeśli świadczeniodawca zawarł umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia.
Do sanatorium może pojechać tylko pacjent, który jest objęty ubezpieczeniem. Bez znaczenia, czy podstawą do ubezpieczenia jest umowa o pracę, zlecenie czy samodzielnie odprowadzane składki (własna działalność).
Wystawiając skierowanie, lekarz bierze pod uwagę stan zdrowia pacjenta oraz to, czy pobyt w sanatorium poprawi jego ogólną kondycję. Po uwzględnieniu wszystkich wskazań i przeciwwskazań może określić miejsce, w którym pobyt będzie dla pacjenta najbardziej korzystny, ale taka rekomendacja nie jest wiążąca dla Narodowego Funduszu Zdrowia.
Gdy skierowanie trafi już do oddziału Funduszu właściwego ze względu na adres zamieszkania pacjenta (bądź adres przychodni, która je wystawiła), wnioskowi przyjrzy się lekarz specjalista NFZ. Sprawdza on, czy leczenie uzdrowiskowe rzeczywiście jest uzasadnione. Jeśli ma wątpliwości, może poprosić lekarza wystawiającego skierowanie o dostarczenie dodatkowej niezbędnej dokumentacji medycznej, o jej uzupełnienie lub nawet o przeprowadzenie dodatkowych badań.
Jeśli weryfikacja przebiegnie pomyślnie dla pacjenta, NFZ sprawdza, czy w sanatorium są wolne miejsca i wysyła pacjentowi potwierdzenie skierowania. W potwierdzeniu określa rodzaj i tryb leczenia uzdrowiskowego, czas i miejsce. Informuje także pacjenta o zasadach dopłat do wyżywienia i zakwaterowania.
Wyjazd do sanatorium to nie koncert życzeń
NFZ nie jest biurem podróży, więc kuracjusz nie może oczekiwać, że dostanie skierowanie do wybranej miejscowości i w preferowanym czasie. Wiadomo, że większość osób chciałaby wyjechać w sezonie wiosenno-letnim, a na pobyty zimowe jest najmniej chętnych. Reklamacji NFZ jednak nie przyjmuje.
Co innego, gdyby pacjent nie mógł wyjechać z niedających się przewidzieć powodów, np. kłopotów rodzinnych lub pogorszenia stanu zdrowia, które uniemożliwiają wyjazd. Nawet po tym, jak niedoszły kuracjusz otrzyma już "przydział", może zrezygnować - im prędzej poinformuje Fundusz, tym lepiej, bo na jego miejsce może wskoczyć ktoś inny z kolejki.
Przepisy przewidują rezygnacje uzasadnione (choroba i przypadek losowy) i nieuzasadnione. Jeśli komuś nadal zależy na wyjeździe, powinien poinformować o tym NFZ. Gdy wykaże, że nie pojechał z niezawinionych powodów, Fundusz wyznaczy nowy termin (może to być też inne miejsce). W przeciwnym razie trzeba ponownie stanąć w kolejce. Dobra wiadomość jest taka, że NFZ nie stosuje żadnych kar za rezygnację, a więc osoba, która raz odwołała wyjazd, nie musi się obawiać, że przy kolejnej próbie jej skierowanie zostanie odrzucone.
Urlop czy zwolnienie?
Pobyt w sanatorium dofinansowywany przez NFZ wiąże się w koniecznością wzięcia urlopu. Lekarz nie wystawia na tę okoliczność zwolnienia.
Warto zawczasu ustalić to z pracodawcą. NFZ ma obowiązek poinformować kuracjusza o terminie wyjazdu nie później niż 14 dni przed jego rozpoczęciem, więc tak naprawdę osoba zakwalifikowana dopiero w ostatniej chwili może wnioskować o długi, bo trwający aż 3 tygodnie urlop. W praktyce może się to okazać problemem nie do rozwiązania. Dlatego warto wcześniej poinformować przełożonego o możliwym wyjeździe, a dzięki możliwości monitorowania ruchu swojego zgłoszenia na liście kolejkowej, z pewnym prawdopodobieństwem można określić termin wyjazdu.
Sanatorium last minute
Gdzie jeden traci, drugi korzysta. W związku z tym, że część oczekujących na wyjazd rezygnuje, na ich miejsce mogą wskoczyć ci, którzy wprawdzie w kolejce zajmują odległe miejsce, ale są gotowi spakować się i dosłownie w ciągu kilku dni przyjechać do sanatorium.
Korzystający z takiego sanatoryjnego last minute mogą wybrać termin i miejsce wyjazdu spośród dostępnych w ramach rezygnacji.
Dobra informacja jest więc taka, że na potwierdzenie nie trzeba czekać kilkunastu miesięcy (a nawet więcej: przykładowo, w łódzkim oddziale NFZ czeka się obecnie ok. 22 miesiące), zła – że lwia część rezygnacji dotyczy miesięcy zimowych i późno jesiennych, co stanowi potwierdzenie, że wielu ludzi traktuje sanatorium jako urlop z dopłatą i nie są zainteresowani podjęciem leczenia w szare listopadowe dni.
Oczywiście, przyczyn rezygnacji jest więcej. Nauczyciele chcieliby wyjeżdżać tylko latem, bo w ciągu roku szkolnego mają problemy z otrzymaniem urlopu. Są i tacy, którzy nie mogą sobie pozwolić na wyjazd zimą, bo musza palić w piecu i odśnieżać chodnik przed posesją. NFZ traktuje jednak takie argumenty jako nieuzasadnione i nie jest skłonny rozpatrywać wniosku o zmianę terminu.
Z pewnych przywilejów, gdy chodzi o ustalanie terminów (a konkretnie – skrócenie do niezbędnego minimum czasu oczekiwania na wyjazd), korzystają kombatanci, inwalidzi wojenni i osoby represjonowane. Innym grupom przepisy nie dają dodatkowych praw, ale rozumiejąc sytuację wspomnianych nauczycieli, pracownicy NFZ starają się, w ramach możliwości, oferować im korzystanie z puli zwrotów.
Ile kosztuje sanatorium
Wreszcie kwestia najważniejsza: z jakimi wydatkami musi się liczyć kuracjusz? W trakcie pobytu, który trwa 21 dni, nie płaci za zabiegi, z których korzysta w ramach leczenia uzdrowiskowego. Jeśli chce skorzystać z dodatkowych, musi już za nie samodzielnie zapłacić.
NFZ nie pokrywa kosztów dojazdu do sanatorium, pobytu opiekuna lub osoby towarzyszącej, opłaty klimatycznej.
Podstawowym wydatkiem dla kuracjusza są koszty zakwaterowania i wyżywienia, które wynikają z rozporządzenia Ministra Zdrowia. W zależności od terminu pobytu i standardu pokoju, ceny za pokój jednoosobowy z łazienką w okresie od początku października do końca kwietnia wynosi 28,8 zł, zaś w sezonie siosenno-letnim - 36,1 zł. Miejsce w pokoju dwuosobowym jesienią/zimą kosztuje 17,3 zł, a między majem a końcem września - 24,1 zł. Najtańsze są, rzecz jasna, pokoje wieloosobowe.
Na kolejny turnus trzeba poczekać
Z pobytu w sanatorium każdy ubezpieczony może korzystać wielokrotnie w ciągu życia. Ograniczenie dotyczy czasu, w jakim można złożyć skierowanie na kolejny pobyt.
Trzeba odczekać 12 miesięcy od końca ostatniego turnusu. Skierowania wpływające wcześniej pozostają bez rozpatrzenia i są odsyłane do lekarza wystawiającego.
ZUS wysyła do sanatoriów w trybie ekspresowym
Zakład Ubezpieczeń Społecznych wysyła do sanatorium osoby, którym skorzystanie z zabiegów pomoże szybciej wrócić do pełnego zdrowia i sprawności.
Są dwa sposoby, aby ubezpieczony wyjechał do sanatorium. Może dostać skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu lub specjalisty (jeśli ten uzna, że schorzenie utrudnia pracę pacjenta). Do sanatorium może też skierować bezpośrednio lekarz orzecznik ZUS, nawet bez opinii lekarza pierwszego kontaktu.
Czas oczekiwania na rehabilitacje wynosi około 8 tygodni. To znacznie krócej niż czas oczekiwania na sanatorium dofinansowane przez NFZ.
Rehabilitacja może przybrać formę ambulatoryjną albo stacjonarną, czyli w innej miejscowości niż ta, w której mieszka kuracjusz. Ta druga obejmuje 24 dni w sanatorium, a więc o 3 dni więcej niż w przypadku, gdy do uzdrowiska kieruje Narodowy Fundusz Zdrowia.
Dla kogo ambulatorium, dla kogo sanatorium
Na leczenie sanatoryjne są kierowane osoby z chorobami: narządu ruchu, układu krążenia, układu oddechowego, a także ze schorzeniami psychosomatycznymi, narządu głosu oraz schorzeniami onkologicznymi po leczeniu nowotworu gruczołu piersiowego.
Leczenie ambulatoryjne jest przeznaczone dla osób ze schorzeniami narządu ruchu i układu krążenia.
Corocznie ZUS wysyła do sanatoriów ok. 80 tys. kuracjuszy, ale uwaga, ta oferta nie jest przewidziana dla każdego. Z programu rehabilitacji leczniczej w ramach prewencji nie skorzystają emeryci (nic nie stoi natomiast na przeszkodzie, by ubiegali się o sanatorium z Narodowego Funduszu Zdrowia), osoby pobierające rentę socjalną oraz osoby ubezpieczone w KRUS (o wyjazd mogą się starać w Kasie).
Skąd takie wyłączenia? Zasada jest prosta: skoro rehabilitacja ma przyśpieszyć powrót do pracy, to nie przysługuje osobom, które i tak nie pracują.
Żadnych dodatkowych kosztów
Na koniec dwa dowody na przewagę wyjazdu do sanatorium finansowane przez ZUS nad skierowaniem przez NFZ. Kto korzysta z rehabilitacji, by przyśpieszyć powrót do zdrowia, nie musi brać na ten czas urlopu, gdyż lekarz wypisze zwolnienie. Po drugie – ZUS ponosi nie tylko koszty rehabilitacji, lecz również koszty zakwaterowania, wyżywienia oraz przejazdu z miejsca zamieszkania do ośrodka i z powrotem do wysokości przejazdu najtańszym środkiem komunikacji publicznej.
*Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl *