Trwa ładowanie...

Tysiąc wysłanych aplikacji, trzydzieści odpowiedzi, kilka rozmów, zero pracy

Poszukiwanie pracy jest dzisiaj jak gra w lotka. Codzienne wysyłanie aplikacji, pisanie listów motywacyjnych, wypełnianie ankiet. Przy obecnym poziomie bezrobocia szansę zatrudnienia mają jednak tylko nieliczni. O tym, z jakimi zjawiskami bezrobotni zderzają się na rynku pracy, opowiem na podstawie własnych doświadczeń

Tysiąc wysłanych aplikacji, trzydzieści odpowiedzi, kilka rozmów, zero pracyŹródło: Thinkstockphotos
d2vujhl
d2vujhl

Wyuczony zawód: reporter i redaktor, ukończone studia polonistyczne i podyplomowe dziennikarstwo. W redakcjach obecnie etatów nie ma, doradcy zawodowi w urzędzie pracy radzą więc, aby się przekwalifikować. Mam dobre pióro, mogę pisać teksty marketingowe, reklamowe oraz pisma urzędowe. Dodatkowo ukończyłem podyplomowe studium menedżerskie (zarządzanie), znam angielski na poziomie średnio zaawansowanym (mówię, rozumiem, piszę), zdobyłem Europejski Certyfikat Umiejętności Komputerowych ECDL. Moim atutem jest także dwuletnie doświadczenie w fundacji państwowego banku na stanowisku specjalisty ds. komunikacji, promocji i marketingu. Mogę promować produkty, firmy, projekty albo być asystentem zarządu. Wydaje się, że w dużym mieście, mimo postępującego kryzysu, praca jest w zasięgu ręki. Wystarczy tylko aplikować… Rzeczywistość okazuje się jednak zupełnie inna.

Setki CV na darmo

Aby znaleźć i przeanalizować ogłoszenia w portalach internetowych oraz na nie odpowiedzieć, potrzeba kilka godzin dziennie. Najpierw musimy odrzucić oferty pracy za darmo, zakamuflowanej za pomocą określeń: „praktyka, staż, umowa o dzieło”. To firmy, które żerują na bezrobotnych, oczekując od nich bezpłatnej pracy, a potem wymieniając na nowych „frajerów” lub w najlepszym razie oferując im niskopłatne, „śmieciowe” zlecenia. Pozostali pracodawcy, których oferty wydają się poważne, mają duże wymagania: obok specjalistycznych kwalifikacji i doświadczenia na danym stanowisku żądają także biegłej znajomości języka angielskiego w mowie i w piśmie. Samo CV zwykle nie wystarczy, oczekują również listu motywacyjnego. Obydwa dokumenty, jak radzą eksperci od rynku pracy, powinny być dostosowane do konkretnej oferty, a nie wysyłane seryjnie, ponieważ rekruterzy łatwo się na nich poznają i z automatu je odrzucą.

A zatem solidnie i rzetelnie piszemy: jeden, drugi, trzeci list motywacyjny oraz dostosowujemy CV do wymagań pracodawcy. Dziesięć aplikacji dziennie, o ile w ogóle znajdziemy odpowiednie dla nas oferty, to całkiem duży wysiłek, zwłaszcza jeśli niektóre z nich należy przygotować po angielsku. I tak przez cały tydzień, dzień pod dniu, także w sobotę i niedzielę, żeby nie mieć zaległości – z nadzieją, że ktoś się nami zainteresuje, doceni, zadzwoni lub napisze i zaprosi na rozmowę rekrutacyjną.

d2vujhl

Przez rok, na tysiąc tak solidnie przygotowanych aplikacji, otrzymałem góra trzydzieści odpowiedzi, w większości odmownych, nadsyłanych najczęściej bardzo późno, po kilku tygodniach, a nawet miesiącach od ukazania się ogłoszenia, kiedy rekrutacje były już zakończone.

Podobne doświadczenia mają także inni znajomi bezrobotni. – Prawdopodobnie wynika to z tego, że jest zbyt wielu chętnych na jedno miejsce: po kilkadziesiąt lub po kilkaset osób. – przypuszcza 30-letnia Irmina, która od dwóch lat bezskutecznie poszukuje etatowej pracy w sprzedaży, która uchodzi za najmniej wdzięczną profesję. Mimo to Irmina wciąż pozostaje bezrobotna. Jej tezę potwierdza wiadomość, jaka niedawno obiegła prasę codzienną: na ofertę pracy biurowej pewnej firmy w Warszawie nadeszło… 2500 zgłoszeń.

„Castingi” na pokaz

Bardzo rzadko, ale zdarza się, że jakiś pracodawca jednak zainteresuje się naszą aplikacją. Wtedy czujemy radość i nadzieję: „Może nareszcie się uda?”. W ciągu 12 miesięcy miałem kilka takich rozmów, ironicznie nazywanych przez bezrobotnych „castingami”. Najczęściej dotyczyły umów o zastępstwo, a więc tylko na rok, do czasu powrotu pracownicy z urlopu macierzyńskiego. Oto wybrane, najbardziej typowe przykłady:

d2vujhl

Korporacja telefonii komórkowej. Stanowisko: specjalista ds. komunikacji wewnętrznej

Dostaję telefon: proszę stawić się w najbliższy piątek o 12.00. Na miejscu okazuje się, że kandydaci przesłuchiwani są przez cały tydzień. Jeden wchodzi, drugi wychodzi, i tak codziennie! Przesłuchuje mnie młoda, trzydziestoletnia na oko kadrowa oraz inżynier, kierownik sekcji, która szuka pracownika na zastępstwo. Już po minucie rozmowy orientuję się, że nie mam większych szans, ponieważ chodzi o kandydata ze specjalistyczną wiedzą IT, o której nie było mowy w ogłoszeniu. Jestem tylko tłem, „mięsem” potrzebnym do tego, aby dokonał się proces rekrutacji, a rekruterzy mogli wykazać szefom, że przesłuchali odpowiednią liczbę osób. Na dodatek jest to dopiero pierwszy z trzech etapów rekrutacji, przejdą wyselekcjonowane osoby i będą walczyć dalej o wygraną. Kadrowa szczegółowo analizuje na głos CV, skupiając się na mniej istotnych okresach kariery zawodowej.
Polecamy: Wszystko, co musisz wiedzieć o rekrutacji

− Czemu rozstał się Pan z pracodawcą w takim a takim okresie? – dopytuje się podejrzliwie, jakby każde rozwiązanie umowy o pracę było przestępstwem. Na koniec obiecuje: „Na pewno odpowiemy!”, ale świadczy to tylko o tym, że nadeśle odpowiedź zwrotną, co w obecnej sytuacji na rynku już uchodzi za gest godny pochwały. I rzeczywiście, informacja: „Dziękujemy za udział w rekrutacji” nadchodzi mailem po 4 tygodniach”.

Związek banków. Stanowisko: specjalista ds. komunikacji

Dzwonią z dnia na dzień, wygląda na to, że im zależy na czasie. W siedzibie instytucji, do sali konferencyjnej, zaprasza mnie na rozmowę młodziutka dziewczyna siedząca za ladą w recepcji. Wręcza mi miesięcznik związku rozprowadzany w bankach członkowskich i karteczkę z zadaniem rekrutacyjnym złożonym z pięciu pracochłonnych części: analiza SWOT (mocnych i słabych punktów) strony internetowej, miesięcznika i newslettera, artykuł o bieżącym wydarzeniu związanym z bankowością i prezentacja w Power Poincie. Wygląda na to, że ten pracodawca, wzorem wielu innych, chce zebrać za darmo pomysły od bezrobotnych, które przydadzą się mu w dalszej pracy. Jednocześnie dziewczyna zastrzega, że brak odpowiedzi po przesłaniu zadania rekrutacyjnego będzie oznaczała odmowę zatrudnienia. Mimo to, ponieważ zależy mi na etacie, przez kilka dni pracuję nad zadaniem. Po wykonaniu i przesłaniu ćwiczenia zalega głucha cisza. Dziewczyna już nie odpowiada na e-maile, mimo że proszę tylko o potwierdzenie zakończenia rekrutacji. Przy tak
dużym nakładzie pracy kandydatów i zebraniu od nich bezpłatnych pomysłów należałoby się przynajmniej parę słów wyjaśnienia... Związek wykorzystał bezrobotnych, zebrał od nich projekty, a oni teraz, cóż, muszą szukać dalej.

d2vujhl

Międzynarodowa firma spożywcza. Stanowisko: specjalista ds. PR

W szklanym boksie, na stole, czeka na mnie laptop. Muszę w ciągu pół godziny przetłumaczyć z polskiego na angielski specjalistyczny tekst o sytuacji na rynku napojów oraz tekst komunikatu prasowego. I znowu jest to dopiero pierwszy etap rekrutacji! Trzydziestoparoletnia kierowniczka marketingu nie chce czytać moich dyplomów, referencji, publikacji – nie ma na to czasu. Na ogłoszenie nadeszło kilkadziesiąt aplikacji, w większości bardzo interesujących, od osób z dużym doświadczeniem w agencjach reklamowych i PR oraz w marketingu. I pomyśleć, że wszyscy ci kandydaci, ze mną włącznie, toczą desperacki bój o pracę na kilka miesięcy, dopóki pracownica działu nie wróci z urlopu macierzyńskiego! Po trzech tygodniach otrzymuję od kadrowej mailem informację, że rekrutacja została zawieszona. Po kolejnych czterech tygodniach okazuje się, że rekrutację dokończono i ostatecznie zatrudniono młodą, ładną, wygadaną dziewczynę z agencji PR. Kierowniczka marketingu uznała, że najłatwiej jej będzie dogadać się ze sprzedawcami
i managerami, którymi w większości są w tej branży mężczyźni. Kilka tygodni stresu, nadziei, przygotowań – z głowy. Tymczasem oszczędności się kurczą, za chwilę nie będzie za co opłacić czynszu i rachunków, telefonu, internetu, biletu na dojazdy w celu szukania pracy. Rodzina się martwi. Ratuję się pojedynczymi, śmieciowymi umowami o dzieło, tygodniowymi lub kilkutygodniowymi zastępstwami w wydawnictwach, redakcjach i fundacji, w której wcześniej pracowałem. Brak ubezpieczenia (nie daj Boże zachorować!), brak składki emerytalnej, zero perspektyw na przyszłość. Wniosek: pracy nie ma!

Moje roczne doświadczenia jako osoby poszukującej pracy, a jednocześnie jako obserwującego ten rynek reportera, mogą być ostrzeżeniem dla wszystkich tych, którzy szukają posady albo w najbliższym czasie mogą stracić zatrudnienie. Prawda jest taka, że nowych miejsc pracy po prostu nie ma, wszystkie miejsca w firmach i instytucjach są zajęte. Właścicielom prywatnych przedsiębiorstw nie zależy na zatrudnianiu nowych osób, wolą więcej wycisnąć z dotychczasowych pracowników, a zyski przeznaczyć na osobistą konsumpcję. Od kandydatów wymagają wieloletniego doświadczenia w danej branży i nie chcą rozmawiać z tymi, którzy pragną się przekwalifikować.

d2vujhl

O nieliczne wakaty, o których informują ogłoszenia, toczy się wyniszczająca walka między bezrobotnymi. Często są oni wykorzystywani przez co bardziej cwanych pracodawców, którzy w ten sposób zyskują bezpłatną lub tanią siłę roboczą, przebierają w nich jak w ulęgałkach, a podczas rekrutacji, przy okazji, zbierają od nich za darmo pomysły. Otoczenie bezrobotnych pełne jest dobrych rad, które często są jednak oderwane od życia, np. kierowanie ich do agencji headhunterskich. Tymczasem agencje zajmują się wyłącznie grubymi rybami lub najlepiej opłacanymi managerami, na których najwięcej mogą zarobić. „Normalny” kandydat poświęca wiele godzin na żmudne wypełnianie kwestionariuszy i ankiet rekrutacyjnych w internecie po polsku i angielsku, lecz zwykle nie przynosi to dla niego żadnych wymiernych korzyści. Urzędy pracy w obecnej formule również nie dają żadnej skutecznej pomocy. Ofert pracy na ich stronach internetowych jest znacznie mniej niż w portalach pośredników, które zarabiają na bezrobotnych dzięki większej
„klikalności”. Paradoksalny jest też fakt, iż w przypadku zarobienia nawet 100 zł na umowę o dzieło, należy to zgłosić do urzędu pracy i się wyrejestrować, co oznacza utratę ubezpieczenia zdrowotnego. Jeżeli chcesz więc być ubezpieczony na wypadek jakiejkolwiek choroby, nie powinieneś nic zarabiać, o ile nie jest to etat lub oskładkowana umowa zlecenie.

Na bezrobotnych niektórzy patrzą ze współczuciem, ale częściej spotyka ich obojętność lub niechęć, gdy piszą, dzwonią lub w akcie desperacji przychodzą do firmy lub instytucji, pytając o możliwość zatrudnienia. Pracujący i zarabiający nie przejmują się ich losem lub traktują jako potencjalne zagrożenie dla własnych posad. Dopiero, gdy sami tracą pracę, zaczynają rozumieć problem. W tej sytuacji zdobycie nawet średnio płatnej pracy, za 3 tys. miesięcznie brutto, urasta do rangi szczęścia na miarę wygranej w lotka. A społeczeństwo jawi się nie jako zbiór współpracujących ze sobą ludzi, którzy troszczą się o siebie nawzajem i cieszą się, gdy jak najwięcej osób znajduje pracę, lecz jako grupa obojętnych lub wrogo nastawionych do siebie jednostek, które walczą między sobą o przetrwanie.

Cezary Kubaszewski,JK,WP.PL

d2vujhl

Bezrobocie w liczbach

• Jak informuje Główny Urząd Statystyczny, stopa bezrobocia w Polsce w kwietniu 2013 r. wyniosła 14 proc., a liczba zarejestrowanych w urzędach pracy bezrobotnych wzrosła do 2 milionów 255,7 tysięcy. Faktyczne bezrobocie jest jednak większe, ponieważ nie wszyscy bezrobotni zarejestrowani są w urzędach pracy.

• Według badań przeprowadzonych przez agencję Hays na grupie 6 500 osób poszukujących pracy na stanowiskach specjalistycznych, menedżerskich, dyrektorskich i asystenckich w ciągu ostatniego roku co trzeci ankietowany (35,4 proc) wysłał od 10 do 50, a co piąty od 1 do 10 CV. Wśród osób, które wysyłały od 10 do 50 najwięcej badanych (18,7 proc.) zostało zaproszonych na 2 rozmowy kwalifikacyjne, a 16,5 proc. na 5. Osoby, które wysłały mniej niż 10 życiorysów najczęściej otrzymały zaproszenie na 1 rozmowę kwalifikacyjną (wobec 11 proc. osób, które wysyłały od 10 do 50 CV). Dane te dotyczą jednak tylko dobrze opłacanych stanowisk, niedostępnych dla zwykłych śmiertelników poszukujących pracy.
• Z badań serwisu rekrutacyjnego Praca.pl wynika, iż 80 proc. Polaków nie dopasuje swojego CV do konkretnego stanowiska pracy. Wynika to z dużej czasochłonności pisania osobnych aplikacji na każdą ofertę, braku wiary w sukces oraz z liczenia na przysłowiowy łut szczęścia.

• Według ekspertów od rynku pracy, szukanie pracy poprzez ogłoszenia jest skuteczne zaledwie w kilkunastu procentach. Łatwiej znajduje się pracę przez krewnych lub znajomości.

d2vujhl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2vujhl