UE zwiększy redukcję emisji CO2 o 30 proc. po roku 2020?
Tuż przed wyjazdem na konferencję klimatyczną w Kopenhadze, premier sprawującej unijne przewodnictwo Szwecji Fredrik Reinfeldt zażądał w środę zobowiązań do znaczących redukcji emisji CO2 przez USA i Kanadę. UE sygnalizuje jednocześnie, że może podnieść własny cel redukcji do 30 proc. dopiero po roku 2020.
16.12.2009 | aktual.: 16.12.2009 16:18
- W UE podjęliśmy wiążące zobowiązanie do redukcji naszych emisji CO2 o 20 proc. do roku 2020 w porównaniu z rokiem 1990. Nasze zobowiązanie do redukcji o 30 proc. pozostaje na stole, ale oczywiście chcemy, by inne rozwinięte kraje, zwłaszcza USA i Kanada, też zwiększyły swoje zobowiązania. Dziś jeszcze nie ma to miejsca - powiedział Reinfeldt na konferencji prasowej w Parlamencie Europejskim w Strasburgu.
- UE wykonała już swoją część pracy, ale nie możemy sami rozwiązać problemu, skoro odpowiadamy jako UE tylko za 13 proc. światowych emisji CO2 - dodał premier Szwecji.
Ze Strasburga Reinfeldt wraz z przewodniczącym Komisji Europejskiej Jose Barroso udają się do Kopenhagi, by uczestniczyć w ostatnich dwóch dniach szczytu klimatycznego razem z szefami państw i rządów 110 krajów świata, w tym wszystkich krajów UE. W Kopenhadze przywódcy UE mają podjąć kluczową, polityczną decyzję o tym, czy zgodzić się na redukcję emisji o 30 proc. w porównaniu z rokiem 1990.
W środę w Parlamencie Europejskim Barroso zapowiedział, że zaproponuje "pewną modyfikację naszej oferty, tak aby była możliwość wyjścia poza rok 2020".
- Negocjacje nie kończą się na roku 2020, ale dotyczą także lat po roku 2020. Powinniśmy wykazać elastyczność, jeśli chodzi o (nasze cele) po roku 2020 - powiedział szef KE eurodeputowanym. To może oznaczać, że UE zgodzi się na przejście na cel 30 proc. dopiero w kolejnych latach po roku 2020; tymczasem na rok 2020 potwierdzi redukcję w wysokości 20 proc., albo podniesie do np. 23-25 proc.
Do odłożenia bardziej ambitnych redukcji w czasie skłaniają UE zapowiedzi USA o wysokich redukcjach emisji CO2 w latach 2020-250. Ale do roku 2020 amerykańskie redukcje mają wynieść 17 proc. w porównaniu z rokiem 2005, co daje zaledwie 4 proc. w porównaniu z obowiązującym powszechnie rokiem bazowym 1990. Reinfeldt wytknął, że w latach 1990-2005 USA zwiększyły emisje o ok. 18 proc. W sumie skumulowane dotychczasowe zapowiedzi redukcji wszystkich krajów świata oznaczają 12-16 proc. mniej CO2 do roku 2020 - czyli dużo poniżej oczekiwań naukowców, którzy zalecają globalne redukcje w wysokości 25-40 proc. Osiągnięcie ambitnego porozumienia w tej sprawie jest głównym wyzwaniem trwającej w Kopenhadze konferencji klimatycznej.
Unijna oferta zwiększenia emisji ponad 20 proc. od początku była warunkowa - UE domaga się, by inne uprzemysłowione potęgi także zdobyły się na porównywalny wysiłek.
- Potrzebujemy zaangażowania Amerykanów, Chińczyków, Indusów - apelował Barroso. - Na razie nie mamy jeszcze ambitnego porozumienia, ale mam nadzieję, że do niego dojdzie.
O tym, że Polska będzie mogła sobie pozwolić na większe redukcje emisji CO2 dopiero po roku 2020, mówił na ostatnim szczycie w Brukseli premier Donald Tusk.
- Im bardziej ktoś jest zdeterminowany, by (cele redukcji) podwyższać, to musi mieć świadomość, że te mniej zdeterminowane kraje mają mniejsze możliwości. Każde podwyższenie celu redukcyjnego oznacza zwiększenie ciężaru dla tych najbogatszych - podkreślił Tusk. - Jeśli pojawią się projekty nie do utrzymania dla jakiegoś państwa, to państwo nie będzie w tym uczestniczyło. Ocenił, że w związku z planowanym uruchomieniem elektrowni jądrowej w Polsce na początku lat 20. "będzie ten moment przełomowy, jeśli chodzi o uzyskanie przez nas zdolności redukcyjnych".
Mówiąc o przejściu na 30-procentowy cel redukcji w UE powiedział z kolei: - To podwyższenie redukcji ma sens tylko wtedy, jeśli okaże się zachętą dla innych. Jeśli mielibyśmy to robić bez innych, to byłaby to naiwność, do której nie możemy dopuścić.
Michał Kot