Umowy śmieciowe zalewają kraj
Sprawozdania dyrektorów urzędów o stanie zatrudnienia, jakie premier otrzymuje co miesiąc, nadają się wyłącznie do kosza, bo oficjalne dane o liczbie urzędników to fikcja
11.04.2012 | aktual.: 11.04.2012 16:25
Śmieciowe w urzędach
Ludzi zatrudnionych w administracji może być nawet dwukrotnie więcej niż podają statystyki. A oficjalnie jest ich prawie pół miliona. "DGP" przeprowadził sondę w 65 urzędach, które spytał o umowy zlecenia i o dzieło, zawierane przez te jednostki z osobami fizycznymi (z wyłączeniem firm i samozatrudnionych). Wyniki szokują.
Gazeta podaje przykłady. W resorcie zdrowia jest ponad 500 etatów. Dodatkowo na zleceniu lub umowie o dzieło pracowało w ub. roku kolejnych 250 osób. Ministerstwo Rolnictwa na umowy zlecenia i o dzieło wydało 3,5 mln zł. Średnie wynagrodzenie osoby zatrudnionej na tej podstawie wyniosło rocznie 44,3 tys. zł. „Śląski Urząd Wojewódzki, w którym na koniec ub.r. było 900 etatów, dodatkowo zawarł 600 umów cywilnoprawnych. W urzędach marszałkowskich liczbę umów można liczyć nawet w tysiącach” – czytamy w dzienniku.
Eksperci biją na alarm. Uważają, że takie umowy „powinny być stosowane w wyjątkowych sytuacjach" - komentuje w "DGP" Aleksander Proksa, radca prawny, były prezes Rządowego Centrum Legislacji.
Śmieciowe w sądach
Śmieciowe zatrudnienie prowadzi do tego, że instytucje które mają dawać przykład innym i dbać o przestrzeganie prawa, same je łamią. W efekcie dochodzi do kuriozalnych przypadków, gdy zleceniobiorcy, zatrudnieni np. w sądzie rejonowym, pozywają go do sądu pracy, aby ten ustalił, że obie strony łączy umowa o pracę, a nie cywilnoprawna. Taki proces - i stałe zatrudnienie - wygrała np. była stażystka w sądzie rejonowym, której pracodawca nie przedłużył kolejnego trzeciego już zlecenia.
Okazuje się bowiem, że ponad 5 proc. zatrudnionych w sądach urzędników i personelu technicznego, pracuje właśnie w oparciu o tzw. śmieciowe umowy. To 1,6 tys. osób. Sądy zamiast stać na straży przepisów, same je łamią. Tych osób nie dotyczy kodeks pracy, więc nie mają prawa do urlopu. Nie przysługuje im również odprawa, a ich zatrudnienie można wypowiedzieć z dnia na dzień. Dzieje się tak, mimo że w sądach takie osoby wykonują często poważne obowiązki urzędnicze, np. asystenta sędziego.
Śmieciowy kraj
Problem zawierania umów cywilnoprawnych dotyczy całego kraju, zarówno pracodawców sektora prywatnego, jak i państwowego. Cierpią szczególnie osoby młode. 60 proc. nowo zatrudnionych pracuje na umowach tymczasowych.
Na szczęście nie wszystkim taka sytuacja wydaje się prawidłowa. "Solidarność" chce wnieść do Sejmu dwa projekty ustaw: w sprawie umów śmieciowych i sposobu naliczania składek do ZUS - ustaliła "Rzeczpospolita". - Pracodawcom nie będzie już zależało na umowach cywilnych - przewiduje rzecznik "Solidarności" Marek Lewandowski.
Gazeta dodaje, że związek zachęcił do tego sukces zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie reformy emerytalnej. Udało się zgromadzić półtora miliona podpisów. Teraz chce wnieść do Sejmu własne projekty ustaw, być może za pośrednictwem jednego z klubów parlamentarnych, choć jeszcze nie ustalono którego.
Pierwszy projekt będzie dotyczył umów śmieciowych. - Chcemy zaproponować rozwiązania premiujące pracodawców zatrudniających na etaty. Na przykład wysokie odprawy dla zwalnianych przed terminem zatrudnionych na czas określony - mówi "Rzeczpospolitej" rzecznik "Solidarności" Marek Lewandowski. Drugi projekt ma dotyczyć zmiany sposobu naliczania składek do ZUS. Związek chce, by płacili je wszyscy - także ci na umowach cywilnoprawnych. Ich wysokość ma być uzależniona od dochodu. - Mamy nadzieję, że gdy wszystkie umowy będą identycznie oskładkowane, pracodawcom nie będzie już zależało na umowach cywilnych - tłumaczy Lewandowski.
(JK)