USA na skraju niewypłacalności. Czy światu grozi kryzys?

Przeciągający się spór o podniesienie ustawowego limitu zadłużenia USA podsycił niepokoje, że może dojść do kolejnego światowego kryzysu finansowego. Coraz bardziej możliwe staje się obniżenie wiarygodności kredytowej USA. Czy kryzys rzeczywiście nam grozi?

USA na skraju niewypłacalności. Czy światu grozi kryzys?
Źródło zdjęć: © AP

26.07.2011 | aktual.: 27.07.2011 06:56

Miesiąc temu USA osiągnęły ustawowy limit zadłużenia, wewnętrznego i zewnętrznego - 14,3 biliona dolarów. Jak twierdzi administracja, trzeba go podnieść najpóźniej 2 sierpnia, gdyż tego dnia bieżące dochody z podatków nie starczą na spłacanie należności państwa.

Od lat same dochody z podatków nie są w stanie pokryć niezbędnych wydatków, takich jak wypłaty federalnych emerytur (Social Security), kosztów leczenia z tytułu państwowych ubezpieczeń zdrowotnych (Medicare i Medicaid) oraz innych należnych obywatelom świadczeń, a także kosztów wykupu obligacji skarbowych.

Dlatego rząd USA musi stale pożyczać, wypuszczając nowe obligacje dla spłaty starych. Jeśli zatem ustawowy limit zadłużenia nie zostanie podwyższony, grozi to niewypłacalnością - nie będzie można dalej legalnie wywiązywać się z przynajmniej części wspomnianych należności, zewnętrznych i wewnętrznych.

Partia Republikańska (GOP), która ma większość w Izbie Reprezentantów, domaga się, by deficyt zredukować wyłącznie przez redukcję wydatków rządowych, bez podnoszenia podatków. Oznaczałoby to konieczność drastycznych cięć ważnych programów społecznych, których bronią prezydent Barack Obama i Partia Demokratyczna.

Domagali się oni, by plan redukcji deficytu zawierał także podniesienie podatków od najzamożniejszych Amerykanów, o dochodach ponad 200 tys. dolarów rocznie, i od największych korporacji. Obama nazywa to "zrównoważonym podejściem", w imię sprawiedliwego rozłożenia ciężaru zaciśnięcia pasa.

W telewizyjnym przemówieniu w poniedziałek prezydent zaapelował o przyjęcie takiego planu, wzywając Amerykanów do wywierania w tym kierunku nacisku na Kongres.

Kilka dni wcześniej Obama był bliski uzgodnienia podobnego planu w rozmowach z republikańskim przewodniczącym Izby Reprezentantów Johnem Boehnerem, ale został on odrzucony przez innych czołowych polityków republikańskich pod naciskiem prawicowej Tea Party. Głównym powodem był ich sprzeciw wobec podwyżki podatków, która - ich zdaniem - zahamowałaby wzrost gospodarczy.

Plan ten spotkał się też z opozycją lewego skrzydła Demokratów, protestujących przeciw nadmiernym cięciom wydatków rządowych, m.in. na Medicare i Medicaid.

W poniedziałek Biały Dom wyraził poparcie dla planu Demokratów w Senacie, przedstawionego przez lidera większości Harry'ego Reida, który przewiduje cięcia wydatków o 2,7 biliona dolarów w ciągu 10 lat, w tym wydatków na obronę, bez naruszania Medicare i Social Security. W planie tym nie ma już żadnych podwyżek podatków.

Republikanie z kolei zaprezentowali plan nieco większej redukcji deficytu, również dzięki cięciom wydatków i bez podnoszenia podatków. Jednak według tego planu, ogłoszonego przez Boehnera, redukcja deficytu i podnoszenie limitu zadłużenia dokonywałaby się w dwóch etapach - teraz i ponownie za około 6 miesięcy.

W tym ujęciu na początku 2012 r. trzeba by znowu negocjować cięcia wydatków. Dlatego Biały Dom stanowczo sprzeciwił się planowi Boehnera, odrzuconemu też przez Demokratów w Kongresie. W przyszłym roku Obama będzie się ubiegał o reelekcję, co kolejny spór o limit długu może utrudnić.

Wskutek twardej postawy obu stron plany Reida i Boehnera nie mają na razie szans na uchwalenie w Kongresie, gdzie władza podzielona jest między obie partie (w Senacie dominują Demokraci).

Oczekuje się jednak, że ostatecznie stanowiska ich mogą się zbliżyć i kompromis zostanie osiągnięty niejako w wynku działania instynktu samozachowawczego - w obliczu groźby globalnego kryzysu finansowego. Może on zostać wywołany obniżeniem ratingu wiarygodności kredytowej USA poniżej maksymalnego obecnie poziomu AAA, o czym ostrzegły już rząd amerykański agencje ratingowe Moody's i S&P.

Spowodowałoby to podniesienie oprocentowania amerykańskich obligacji skarbowych. Agencje zagroziły obniżeniem ratingu nawet gdyby limit zadłużenia został podniesiony, ale - w ich ocenie - niewystarczająco (według niektórych informacji poniżej 3 bilionów dolarów).

Niezależnie od tego istnieją obawy, że nastroje na giełdach papierów wartościowych przekroczą psychologiczną barierę cierpliwości i światowe rynki finansowe poszybują w dół.

Z drugiej strony, banki amerykańskie sygnalizują, że 2 sierpnia, określony przez administracje Obamy jako ostateczny termin zawarcia porozumienia, jest w istocie datą możliwą do przesunięcia.

Według nich, rząd ma w rzeczywistości większe rezerwy finansowe, ponieważ dochody z podatków były ostatnio większe niż oczekiwano. Oznaczałoby, że rząd będzie mógł jeszcze przez jakiś czas spłacać należności bez zaciągania nowych pożyczek. Padają tu daty od 8 sierpnia do nawet końca sierpnia.

Tymczasem dyrektor zarządzająca Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Christine Lagarde, wezwała USA do niezwłocznego podniesienia ustawowego pułapu zadłużenia. Ostrzegła przed "negatywnymi skutkami" na świecie w razie nierozwiązania tego problemu.

W przemówieniu na forum nowojorskiej Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR) Lagarde zaapelowała do polityków amerykańskich, by poszli za przykładem Unii Europejskiej, gdzie opracowano pakiet pomocy dla zadłużonej Grecji.

- Mam nadzieję, że za polityczną odwagą wykazaną przez przywódców europejskich pójdą wkrótce śmiałe działania budżetowe w USA. Czas ucieka i jest oczywiste, że problem musi być rozwiązany natychmiast - powiedziała szefowa MFW.

Nie poparła ona żadnego z konkretnych rozwiązań kwestii limitu zadłużenia proponowanych w Waszyngtonie przez dwie strony sporu: Biały Dom i Republikanów w Kongresie.

Wcześniej w swej dorocznej ocenie stanu gospodarki amerykańskiej Fundusz ostrzegł USA, że ewentualne obniżenie ratingu wiarygodności kredytowej amerykańskich obligacji skarbowych będzie miało "powszechnie szerokie i negatywne skutki" na całym świecie.

MFW zalecił rządowi USA, by zredukował deficyt budżetowy stopniowo, gdyż zbyt szybkie cięcia wydatków rządowych i podniesienie podatków mogłoby - w ocenie Funduszu - zahamować wzrost ekonomiczny.

Przewodniczący Republikanów w Izbie Reprezentantów John Boehner ogłosił, że trwają prace nad nową wersją planu redukcji deficytu - analiza wykazała, że proponowane w nim cięcia wydatków byłyby mniejsze niż wcześniej obiecywał.

- Obiecywaliśmy, że cięcia wydatków będą wyższe niż zwiększenie limitu zadłużenia, bez podnoszenia podatków, i tej obietnicy dotrzymamy - oświadczył rzecznik Boehnera, Michael Steel.

Rozważane są właśnie "możliwości zmian (...), tak, byśmy mogli wywiązać się z naszej obietnicy" - dodał.

Analitycy Congressional Budget Office (CBO) obliczyli, że plan Boehnera zmniejszyłby wydatki w ciągu 10 lat o 850 mld USD, a nie o 1,2 biliona, jak wcześniej zapewniał.

Od kilku miesięcy trwa spór w Kongresie między Republikanami a Demokratami dotyczący podniesienia pułapu zadłużenia USA i związanego z tym planu redukcji deficytu.

Miesiąc temu USA osiągnęły ustawowy limit zadłużenia w wys. 14,3 bln USD. Jak twierdzi administracja, trzeba go podnieść najpóźniej do 2 sierpnia, bo tego dnia bieżące dochody z podatków nie starczą na spłacanie należności państwa

Źródło artykułu:PAP
usaBarack Obamaraport
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)