W. Brytania szykuje się do masowego strajku w obronie emerytur
Brytyjski rząd ostrzegł w sobotę, że rozważa zmianę przepisów o związkach zawodowych. Na środę zaplanowano strajk sektora publicznego w obronie emerytur, w którym ma wziąć udział ok. 2 mln ludzi. Nie będą pracować m.in. szkoły, szpitale i służby imigracyjne.
26.11.2011 | aktual.: 26.11.2011 20:18
Linie lotnicze ostrzegają pasażerów przylatujących na lotnisko Heathrow i inne brytyjskie porty przed 12-godzinnymi opóźnieniami w związku z przystąpieniem do strajku służb imigracyjnych. Większość linii lotniczych zaleciła pasażerom, by w miarę możliwości przełożyli podróże.
Lotnisko Heathrow, które obsługuje więcej zagranicznych pasażerów niż jakikolwiek inny brytyjski port, poprosiło linie lotnicze, by w przyszłym tygodniu zmniejszyły o połowę liczbę podróżnych, dzięki czemu zakłócenia spowodowane strajkiem służb granicznych mają zostać zminimalizowane.
W jednodniowym strajku wezmą udział także pracownicy służb oczyszczania miasta, robotnicy budowlani, nauczyciele, część personelu medycznego. Premier David Cameron zaapelował wręcz do rodziców, by w środę zabrali dzieci do pracy, ponieważ szkoły nie będą w stanie zapewnić im opieki.
Brytyjski rząd twierdzi, że w całym kraju odwołać trzeba było tysiące umówionych operacji i zabiegów medycznych. Do strajku planuje przyłączyć się ok. 400 tys. pielęgniarek, sanitariuszy, fizjoterapeutów i innych pracowników sektora medycznego - mimo że trzy największe medyczne związki zawodowe nie biorą udziału w akcji.
Oczekuje się, że strajki zorganizowane będą na większą skalę niż protesty w 1979 roku, kiedy to tzw. zima niezadowolenia zakończyła rządy Partii Pracy. Niektóre związki zawodowe przewidują, że środowa akcja może przyćmić nawet strajk generalny z 1926 roku, kiedy do protestów przyłączyło się 1,75 miliona ludzi. Część obserwatorów uważa jednak te prognozy za przeszacowane.
Według brytyjskich władz strajk będzie kosztować brytyjską gospodarkę ok. 500 milionów funtów. Centrala związkowa TUC nazwała te szacunki "ekonomiczną fantastyką".
Rządowe plany reformy emerytur sektora publicznego zakładają zwiększenie składek pracowniczych o 3,2 proc., zmianę podstawy naliczania emerytur i wydłużenie wieku emerytalnego. Zmiany mają wejść w życie od kwietnia 2012 roku. Rząd argumentuje, że fundusz emerytalny ma duży deficyt i w dłuższej perspektywie podatnika nie stać na to, by go dofinansowywać.
Pracująca w policyjnym areszcie w Walii Nicola Goodwin powiedziała, że nie ma innego wyboru niż przyłączenie się do akcji. - Na nowych warunkach będę miesięcznie płacić składkę większą o 68 funtów, co równa się pełnemu bakowi paliwa. Te propozycje są kompletnie niesprawiedliwe - wyjaśniła.
Do poczucia rozgoryczenia przyczyniła się także opublikowana niedawno informacja, według której w ubiegłym roku średnio o 49 proc. wzrosło wynagrodzenie dyrektorów 100 największych brytyjskich firm - pisze agencja Reutera.
Przedstawiciel rządu Francis Maude opowiedział się w sobotę w dzienniku "Daily Telegraph" za zmianą przepisów, tak by utrudnić związkom zawodowym organizację strajków i zmusić je do przeprowadzania referendum strajkowego przed każdą kolejną akcją. Obecne przepisy umożliwiają powtarzanie strajków do zakończenia sporu, o ile pierwszy z serii protestów odbędzie w ciągu 28 dni od referendum strajkowego. Zdaniem przedstawiciela rządu, stanowi to "kuriozalną zachętę" do organizowania takich akcji.
Gazeta precyzuje, nie powołując się bezpośrednio na Maude'a, że rozważane jest także wydłużenie tego okresu do około trzech miesięcy, tak aby było więcej czasu na negocjacje przed zorganizowaniem akcji strajkowej.(PAP)