W sidłach bankiera Europy
Kreml uzależnia europejskie kraje od pożyczek, których - mimo kryzysu w Rosji - udziela lekką ręką. I działa zawsze według tego samego schematu: najpierw wyczekuje na kłopoty swojego kontrahenta, później proponuje kredyt.
02.11.2009 | aktual.: 07.11.2009 10:33
Dodać trzeba - wysoki kredyt
Znakomita większość analityków międzynarodowych rynków finansowych przyznaje, że polityka Rosji przypomina spekulacje walutami. Szastająca miliardami euro Rosja sama jest w nie lada kłopotach i chce wziąć 4 mld dolarów kredytu z Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Kredyt ten ma służyć sfinansowaniu części deficytu budżetowego.
Aleksiej Kudrin, rosyjski minister finansów, ostatnio stwierdził, że Kreml nie planuje zmiany własnej polityki finansowej. Krótko mówiąc, Rosjanie chcą pożyczać innym na duży procent, kredytując swoją działalność nisko oprocentowanymi pożyczkami od międzynarodowych instytucji finansowych. A wszystko zmierza do tego, aby uzależnić od siebie możliwie najwięcej europejskich krajów. I możliwie najszybciej zająć pozycję równą – przynajmniej z perspektywy państw rozwijających się – międzynarodowym instytucjom finansowym kredytującym rozwój krajów dłużników. Atrakcyjność rosyjskiego kredytu polega na tym, że Kreml nie wymaga od potencjalnych dłużników zmiany polityki fiskalnej i finansowej.
Islandia pod ścianą
Tę agresywną politykę kredytową Rosji świat mógł zobaczyć po raz pierwszy w momencie, kiedy na skraju bankructwa stanęła Islandia. Wszystko z powodu niezróżnicowanej gospodarki islandzkiej nastawionej przede wszystkim na świadczenie usług finansowych dla klientów korporacyjnych.
Islandzki sektor bankowy rozrósł się do ogromnych rozmiarów, rozwijając działalność międzynarodową i usuwając w cień resztę gospodarki. Jego aktywa w momencie pierwszego tąpnięcia były dziewięć razy większe od islandzkiego PKB, wynoszącego 14 mld euro. W wielkim stopniu naraziło to Islandię na skutki globalnego kryzysu kredytowego, ponieważ wiele długów okazało się toksycznych. W pierwszych 12 miesiącach kryzysu kurs islandzkiej korony wobec euro spadł o ponad 70 proc. A eksperci głośno zaczęli zwracać uwagę, że środków z kasy państwowej może nie wystarczyć na ustabilizowanie zagrożonego sektora bankowego.
Pierwszym ruchem islandzkiego rządu było przejęcie pełnej kontroli nad systemem bankowym – łącznie z możliwością upaństwowienia banków, zmuszania do fuzji oraz wpływem na politykę kadrową. Nadzór finansowy (IFSA) przejął drugi co do wielkości bank – Landsbanki Islands hf. Jednocześnie rząd ogłosił nieograniczone gwarancje dla wszystkich depozytów bankowych – prywatnych i komercyjnych. Premier Geir Haarde zapowiedział niezwłoczne działania, mające zapewnić bezpieczeństwo sektora finansowego. Największe islandzkie banki – Kaupthing Bank hf i Landsbanki Islands hf – oraz fundusze emerytalne miały sprzedać znaczną część swych zagranicznych aktywów i przetransferować zyski do kraju, żeby wzmocnić islandzką koronę i złagodzić sytuację kredytową. Działania – co do słuszności których międzynarodowe instytucje finansowe nie miały wątpliwości – nie przyniosły jednak oczekiwanych rezultatów.
I wówczas na scenie pojawiła się Rosja – z propozycją ratowania budżetu tego małego kraju. Wkrótce bank centralny Islandii poinformował o otrzymaniu od Rosyjskiej Federacji kredytu w wysokości 4 mld euro, z terminem spłaty za cztery lata. Na ratowanie islandzkiej korony.
Dar Danajów?
Już w październiku ministerstwo finansów Federacji Rosyjskiej zapowiedziało, że udzieli Białorusi kredyt w wysokości 2 mld dolarów. Świat nie miał wątpliwości – będzie to kredyt polityczny.
Oficjalnym powodem rosyjskiego wsparcia jest pokrycie wzrostu cen rosyjskich surowców energetycznych dla Białorusi. Jednak faktycznie wynika on z ocieplenia stosunków białoruskiego rządu z Unią Europejską. Unią, która jednak Białorusi, na razie, kredytować nie chce. Akcja Kremla to nie tylko próba wzmocnienia wpływów w tym kraju, ale przede wszystkim subtelne wymuszenie na Mińsku pozostania przy Rosji jako jedynym dostawcy energii. A rosyjski kredyt i tak w znacznej części będzie służył do opłat za rosyjski gaz. Z czasem zaś może posłużyć jako karta przetargowa przy przejmowaniu strategicznych przedsiębiorstw na Białorusi. Aleksiej Kudrin poinformował, że połowę kredytu Mińsk dostanie w tym roku, kolejny miliard w przyszłym. Bliska (sercu) zagranica
Niedługo później pożyczkę dla Mołdawii – w wysokości 500 mln dolarów – zadeklarował premier Władimir Putin. I dodał, że Moskwa pożyczy pieniądze nawet kosztem wprowadzenia błyskawicznych poprawek do przyjętego już budżetu Federacji Rosyjskiej na rok 2010. Pierwsza rata, w kwocie 150 mln dolarów, może być przyznana Mołdawii jeszcze w tym roku.
Spójrzmy na Mołdawię – pogrążoną od dwóch miesięcy w kryzysie politycznym. Po zwycięstwie komunistów w kwietniowych wyborach parlamentarnych, kontestowanych przez opozycję, która wyszła na ulice protestować – jest krajem, którego Rosja nie chce wypuścić ze swojej strefy wpływów. Niedawno Międzynarodowy Fundusz Walutowy zaapelował do Kiszyniowa o pilną korektę budżetu – w celu ograniczenia deficytu publicznego, który może przekroczyć wskaźnik 11 proc. PKB.
Mołdawia należy do najbiedniejszych krajów w Europie. W tym roku PKB spadnie tam o 3,4 proc. w stosunku do roku 2008. W takiej sytuacji pewne jest, że rząd w Kiszyniowie weźmie rosyjskie pieniądze – bez względu na koszty, jakie będą z tym związane.
Pożyczki polityczne
O kolejne moskiewskie pieniądze zaczyna się również starać Ukraina – podobnie jak Białoruś uzależniona od rosyjskiej energii. Choć mniej niż Mińsk lubiana ze względu na swoją „pomarańczową” politykę z ostatnich lat. Ale pecunia non olet, więc nie ma wątpliwości, że kryzys w wydaniu ukraińskim skończy się wielomiliardową pożyczką z Moskwy. Tym bardziej, że Rosjanie będą zainteresowani możliwie największym wpływem na zbliżające się ukraińskie wybory prezydenckie.
Ukraina w lutym 2009 r. po raz pierwszy poprosiła Rosję o kredyt na kwotę 5 mld dolarów. Jesienią 2008 r. IMF podjął decyzję o przeznaczeniu Ukrainie kredytu stand-by na wysokości blisko 17 mld dolarów. Przedtem Ukraina już otrzymała trzy transze na łączną kwotę prawie 11 mld dolarów. Otrzymanie czwartej transzy (3,8 mld dolarów) zaplanowano na listopad.
Aleksiej Kudrin w ostatnich dniach poinformował również, że Rosja udzieli Serbii pożyczki antykryzysowej. Nie byle jakiej – w grę wchodzi 1 mld dol. Pierwsza transza – około 350 mln dol. – zostanie przeznaczona na sfinansowanie części serbskiego deficytu budżetowego, reszta pójdzie na projekty inwestycyjne. Szczegóły umowy o przyznaniu pożyczki nie zostały jeszcze ustalone.
– Oczekujemy pozytywnej reakcji Moskwy na nasze propozycje. Podczas zbliżającej się wizyty rosyjskiego prezydenta w Belgradzie będziemy rozmawiać o konkretnych formach, jakie przyjmie ta pomoc, w dużej mierze o inwestycjach w serbską infrastrukturę – deklaruje Vuk Jeremić, serbski minister spraw zagranicznych.
Serbia nie jest jedynym krajem, któremu Rosja w ostatnim tygodniu obiecała pożyczkę. Kudrin zapowiada, że 3,8 mld dol. kredytu prawdopodobnie dostanie Bułgaria. Pieniądze te zostałyby przeznaczone na budowę elektrowni atomowej Belene, a więc projekt, w którym uczestniczą rosyjskie firmy. Bułgaria jednak zrezygnowała z rosyjskiej propozycji. – W sytuacji kryzysowej Bułgaria nie może obciążać swoich finansów kredytem od Rosji –- powiedział minister finansów Simeon Diankow. Przypomniał, że Bułgaria prowadzi obecnie negocjacje w sprawie sprzedaży prywatnym inwestorom 30 proc. z posiadanych 51 proc. udziałów w spółce, która ma budować elektrownię. – Jeżeli inwestorami będą prywatne spółki rosyjskie, które nie będą dysponowały gotówką, to mogą one skorzystać z oferty rosyjskiego rządu i zaciągnąć kredyt, którego gotowa jest udzielić Moskwa – dodał Diankow.
PAWEŁ PIETKUN
Gazeta Bankowa
Oficjalne wydanie internetowe: www.gb.pl