Wakacje kredytowe zaszkodzą wszystkim klientom? Banki mają kilka możliwości
Rząd chce ulżyć osobom z kredytami mieszkaniowymi i pozwolić im na kilkumiesięczną przerwę w spłacaniu zobowiązania. Eksperci ostrzegają, że dla banków oznacza to duże koszty, które mogą próbować odbić sobie na klientach. W grę wchodzą m.in. potencjalne wyższe opłaty za usługi bankowe czy oprocentowanie kredytów.
11.07.2022 | aktual.: 11.07.2022 17:38
Z powodu rosnących stóp procentowych i inflacji rząd postanowił pozwolić kredytobiorcom na wakacje kredytowe. Ustawa, która je wprowadza, została już przyjęta przez obie izby parlamentu i czeka tylko na podpis Andrzeja Dudy.
Jeśli prezydent podpisze ustawę, do końca 2023 roku kredytobiorcy będą mogli poinformować bank o chęci odroczenia ośmiu z 17 rat przypadających na ten okres - przypomina w poniedziałkowej publikacji Bartosz Turek, ekspert HRE Investments. Takie odroczone raty zostaną następnie bezpłatnie przeniesione na koniec okresu kredytowania. "Wtedy będziemy więc musieli oddawać pieniądze o zupełnie innej wartości niż dziś" - podkreśla ekspert.
Jak wylicza, jeśli ktoś zaciągnął kredyt mieszkaniowy w wysokości 300 tys. zł na początku 2020 roku (gdy stopy procentowe były bardzo niskie), to zadłużając się na 25 lat, na początku płacił ratę w wysokości 1540 zł miesięcznie, natomiast po serii podwyżek stóp procentowych jes to prawie 2440 zł miesięcznie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Banki mogą chcieć zminimalizować straty
Gdy taka osoba zdecyduje się na wakacje kredytowe przez osiem miesięcy, mogłaby odroczyć spłatę rat w łącznej wysokości około 19,5 tys. zł. "Gdybyśmy w 2024 roku przeznaczyli zaoszczędzoną kwotę na nadpłatę kredytu, to miesięczna rata spadłaby o około 170 złotych" - wskazuje analityk. I podkreśla, że jest to rozwiązanie bardzo korzystne dla kredytobiorców, jednak dla banków oznacza ono wielomiliardowe koszty.
Dlatego - jego zdaniem - trzeba liczyć się z tym, że przynajmniej niektóre nałożone na banki koszty zostaną przerzucone na klientów. "To może oznaczać gorsze warunki na lokatach (lub przynajmniej mniejszą skłonność do dalszego podnoszenia oprocentowania depozytów), wyższe opłaty za usługi bankowe (np. przelewy, wyciągi, sporządzanie aneksów, prowadzenie kont itd.) czy wyższe oprocentowanie kredytów" - tłumaczy Bartosz Turek.
Koniec podwyżek stóp jest bliski?
Ekspert zauważył, że ostatnia podwyżka stóp procentowych o 50 punktów bazowych była skromniejsza niż oczekiwania większości ekonomistów (75 pb.). Wskazał też, że podczas konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński sugerował, że aktualna podwyżka może nawet być ostatnią w bieżącym cyklu, choć dalsze ruchy RPP zależą od tego, co będzie się działo w gospodarce - w szczególności od inflacji.
Według analityka łagodniejszy ton szefa banku centralnego i wolniejsze niż spodziewane podwyżki stóp procentowych przyczyniły się do spadku stawki WIBOR 3-miesięcznego do poziomu 7,08 proc. z 7,14 proc. jeszcze dzień wcześniej. Dodał, że w przypadku WIBOR-u 6-miesięcznego był to spadek odpowiednio do 7,38 proc. z 7,43 proc.
"Choć jest to zmiana niewielka, to z punktu widzenia posiadaczy złotowych kredytów mieszkaniowych bez wątpienia pozytywna. WIBOR jest dziś bowiem kluczowym składnikiem oprocentowania większości kredytów mieszkaniowych" - ocenił Turek.
Jego zdaniem we wrześniu RPP może jeszcze raz podnieść stopy procentowe, ale już w październiku podobna decyzja wcale nie jest pewna. W ocenie Bartosza Turka jeśli inflacja nie będzie rosnąć albo w wakacje się ustabilizuje, to będziemy świadkami kresu podwyżek. Dodał, że taki właśnie scenariusz ma sugerować najnowsza projekcja inflacji i PKB przygotowana przez analityków NBP, której szczegóły poznamy 12 lipca. "Jeśli jednak inflacja pójdzie w górę, to niestety lipcowa decyzja o podwyżce stóp procentowych ostatnią nie będzie i we wrześniu możliwa jest kolejna taka decyzja" - podsumował ekspert.
W ubiegły czwartek RPP podniosła stopy procentowe do poziomu 6,5 proc. Była to dziesiąta podwyżka stóp z rzędu. Z kolei inflacja w czerwcu sięgnęła już 15,6 proc.