Wall Street wróciła z dalekiej podróży

Wall Street wróciła w piątek z dalekiej podróży. Indeksy zakończyły dzień niewielką zwyżką, co można uznać za wielki sukces byków, jeśli spojrzeć na to, co działo się w "międzyczasie".

Wall Street wróciła z dalekiej podróży
Źródło zdjęć: © Gold Finance

08.02.2010 12:37

W "międzyczasie" zaś wskaźniki wylądowały na poziomie najniższym od początku listopada ubiegłego roku. Tym samym obecna korekta kasowała już całą, trwającą niemal 14 tygodni, mozolną wspinaczkę indeksów na szczyt jedenastomiesięcznej zwyżki. Na giełdach zdarzają się czasem interesujące analogie. Sesję z 5 listopada ubiegłego roku S&P500 rozpoczął na poziomie 1046 punktów, o 2 punkty wyżej niż najniższa wartość indeksu z ubiegłego piątku. Kończył ją na poziomie 1066 punktów, identycznym jak tuż przed weekendem. Można powiedzieć, że od 5 listopada 2009 r. do 5 lutego 2010 r., czyli przez trzy miesiące, nie zmieniło się zbyt wiele. Indeks jest wciąż na tym samym poziomie. S&P500 zyskał do 19 stycznia 84 punkty, czyli niecałe 8 proc. i w ciągu dwóch tygodni cały ten dorobek "zaprzepaścił". Ostatnie trzy sesje zabrałyby 53 punkty, czyli 4,8 proc., gdyby z piątkowego minimum nie nastąpiło pod koniec dnia odbicie. Wypada mieć nadzieję, że zapoczątkowało ono mocniejszy ruch powrotny, przynajmniej do 1100 punktów.
Wszystko wskazuje jednak na to, że indeksy na Wall Street w najbliższym czasie odwiedzą poziomy nieco niższe od obecnych. Widać jednak, że byki nie oddadzą pola tak łatwo.

Co ciekawe, w trakcie piątkowej sesji także na naszym parkiecie, mimo silnych spadków pojawiła się chęć ich odreagowania. Kompletnie niewidoczna była ona w przypadku dwóch głównych indeksów. Jednak w przypadku wielu mniejszych spółek widać to było wyraźnie. Wskaźniki małych i średnich firm w ciągu dnia odrabiały straty. To świadczy, że nie brakuje chętnych do kupowania akcji po "promocyjnych" cenach. Skłania to do przypuszczenia, że korekta nie musi być bardzo dotkliwa, a spadki "nakręcane" są głównie przez dużych inwestorów, operujących na największych i najbardziej płynnych spółkach. Jak zwykle w takich przypadkach wzrok kieruje się zagranicę.

Warto zwrócić uwagę na interesującą zbieżność między rynkiem akcji i walutowym. W piątek około godziny 20.00 kurs euro spadł do poziomu 1,358 dolara, najniższego od połowy maja ubiegłego roku. Od tego momentu rozpoczęło się dynamiczne obicie, w trakcie którego wspólna waluta odzyskała niemal centa. Zbiegło się to ze zwrotem na rynku akcji. Trudno na razie ten fakt jednoznacznie zinterpretować. Wydaje się jednak, że to Wall Street podążyła za rynkiem walutowym. Zwrot w "stosunkach" między wspólną walutą a dolarem nastąpił po przełamaniu ważnego z punktu widzenia analizy technicznej poziomu 1,365 dolara za euro. Nie miał on związku z żadnymi informacjami i wydarzeniami o charakterze fundamentalnym, można więc go traktować w kategoriach rynkowej gry kapitału.

Na zmiany sytuacji na rynku walutowym reagowały też dość mocno notowania surowców. W fazie "ekspansji" dolara zdecydowanie taniała ropa naftowa, dochodząc do poziomu nieco poniżej 68 dolarów za baryłkę, najniższego od początku października ubiegłego roku. Po końcowym osłabieniu dolara, kończyła dzień 2 dolary wyżej, zniżkując w piątek o 2,2 proc. Podobnie reagowały kontrakty na miedź, choć piątek zakończyły na plusie. Ceny palladu zniżkowały o 5,6 proc., a platyny o 4,7 proc. i nie zdążyły już zareagować na wieczorne osłabienie amerykańskiej waluty. Zrobiły to dopiero dziś rano. Notowania platyny skoczyły o ponad 2 proc., a palladu o 1,8 proc.

W tym tygodniu, szczególnie w pierwszej jego części, nie ma zbyt wielu wydarzeń i informacji dotyczących gospodarki, tym bardziej więc rynek powinien powiedzieć nam "prawdę" o swej kondycji.

Roman Przasnyski
główny analityk
Gold Finance

sesjawig20wig
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)