Wciąż płacimy za 11 września
Zamachy z 11 września 2001 roku były nie tylko jednym z najtragiczniejszych
epizodów w najnowszej historii Stanów Zjednoczonych, ale pozostawiły też
trwały ślad w rozwoju gospodarczym całego cywilizowanego świata.
Spowolnienie ekonomiczne będące efektem ataku było jedynie
preludium do kulminacji, której jesteśmy
świadkami obecnie.
09.09.2011 | aktual.: 10.09.2011 17:39
Bezpośrednie konsekwencje gospodarcze zniszczenia Światowego Centrum Handlu nie były wielkie. Wprawdzie straty wywołane atakiem oszacowano na 100 mld dolarów, lecz potencjał produkcyjny USA w następstwie zniszczenia central firm, które mieściły się w WTC, skurczył się jedynie 0,06 proc. 7-procentowe spadki na nowojorskich indeksach po tygodniu przerwy w notowaniach były bardziej zdyskontowaniem nastrojów panujących w Stanach Zjednoczonych oraz niepewności co do znaczenia tego wydarzenia.
- Spowolnienie gospodarcze, jakie miało miejsce w całym 2001 roku, to efekt przeszacowania branży internetowej i pęknięcia banki internetowej. To przede wszystkim dlatego USA znalazły się wówczas w kryzysie - mówi Paweł Cymcyk z A-Z Finanse.
Analitycy twierdzą, że wydarzenia z 11 września mogły jeszcze pogłębić problemy ekonomiczne Stanów Zjednoczonych, gdyż kraj ten, jak żadna z innych rozwiniętych gospodarek, nie zanotował w tym czasie tak drastycznego spadku dynamiki PKB. W 2001 roku wzrósł on raptem o 0,3 proc. W ogóle lata 2001-2002 to najgorszy czas dla gospodarki USA od 1992 roku. Później dopiero kryzys z 2008 roku dał Amerykanom bardziej w kość.
Kryzys dotcomów dotyczył w dużej mierze Stanów Zjednoczonych. To tam działała zdecydowana większość spółek internetowych i to na kondycji tej gospodarki najbardziej odbił się problem przeszacowania rynku nowych technologii. Dlatego dzisiaj analitykom ciężko oszacować, w jakim stopniu wydarzenia z 11 września 2011 roku przyczyniły się do pogłębienia dekoniunktury.
O wiele większe znaczenie dla gospodarki światowej miały wydarzenia z lat następnych. Zdaniem części ekspertów to właśnie działania rządu Stanów Zjednoczonych przyczyniły się do obecnego kryzysu zadłużenia w krajach Zachodu.
Od 11 września 2011 roku lawinowo rosły wydatki rządu federalnego na bezpieczeństwo, a przede wszystkim na działania militarne. Co więcej, pierwszy raz w historii gros budżetu na te działania pochodziło z kredytu. Najbardziej narażony na ataki terrorystyczne kraj na świecie musiał zapewnić bezpieczeństwo swoim obywatelom oraz sfinansować dwie wojny, których nieudolne prowadzenie wpędziło USA w kolejne wydatki.
- Z jednej strony koszty pośrednie, jakie pociągnęły za sobą ataki terrorystyczne na Nowy York: wydatki na bezpieczeństwo, wsparcie służb wywiadowczych, pomoc dla poszkodowanych i wojna w Afganistanie oraz w Iraku dały nawet istotny impuls rozwojowy gospodarce Stanów Zjednoczonych - mówi Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. - Z drugiej konsekwencje długofalowe były zdecydowanie negatywne.
- Cóż, jest to niepopularna prawda, lecz najlepiej gospodarki rozwija wojna - mówi Paweł Cymcyk. - W krótkiej perspektywie pieniądze na Afganistan i Irak zdynamizowały gospodarkę światową. Na dłuższą metę można je było wydać lepiej.
W 2008 roku Joseph E. Stiglitz wyliczył, że na wojnę w Afganistanie i w Iraku Stany Zjednoczone wydały 3-5 bilionów dolarów. 3 biliony to bezpośrednie koszty wojny. Jednocześnie USA musiały liczyć się z koniecznością zapewnienia opieki setkom tysięcy weteranów, ich rehabilitacji, rent i stałej opieki medycznej. Do tego dochodzą koszty pomocy odbudowującym się państwo. Dlatego Stiglitz przekonuje, że 5 bilionów dolarów to bardziej adekwatny koszt tych działań.
Noblista wskazuje także na fakt, że wieloletni stan niepewności na Bliskim Wschodzie podbił cenę ropy naftowej i zwiększył wielokrotnie koszty działalności gospodarki opartej na tym surowcu. Od 2003 roku cena za baryłkę ropy skoczyła z 25 dolarów do 140 w roku 2008, zyskując na wartości w tempie niespotykanym dotychczas w historii.
Zarówno Afganistan, gdzie Amerykanie poszukiwali odpowiedzialnych za ataki terrorystyczne z 11 września, jak i wojna w Iraku, którą George Bush usprawiedliwiał dalszą walką z terroryzmem i zapewnieniu światu bezpieczeństwa, pochłonęły wiele ofiar i biliony dolarów. W 2000 roku budżet wojskowy USA wynosił 300 mld dolarów i był największy na świecie. Dziś jest dwukrotnie wyższy i stanowi ponad 25 proc. całości przychodów budżetu federalnego. Problem w tym, że wydatki na ten cel w ogromnej mierze pokrywane są z pożyczek.
- Obecny kryzys to efekt tego, że wówczas rząd USA wydawał pieniądze, których nie miał - zauważa Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. - W konsekwencji drukował papiery wartościowe, które były w rzeczywistości bez pokrycia, to osłabiło zaufanie do rynku, który jest podporą międzynarodowego ładu finansowego.
Stany Zjednoczone w najnowszej historii gospodarczej były od zawsze najbardziej zadłużonym państwem. Mogły sobie na to pozwolić ze względu na dynamiczny rozwój gospodarczy oraz niskie koszty obsługi długu. Sytuacja zmieniła się, gdy przeżyły największy od 50 lat kryzys gospodarczy, który pozbawił gospodarkę 6 proc. PKB. Problem zaciągania kolejnych pożyczek stał się niezwykle palący. Konsekwencją był spór w Kongresie o podniesienie limitu zadłużenia, na jaki rząd może sobie pozwolić. Choć amerykańska legislatywa udziela takiej permisji co jakiś czas, to obecna temperatura dyskusji obrazuje, jak niebezpieczne jest dalsze zadłużanie gospodarki. Efekt? Obecnie dług Stanów Zjednoczonych sięga niemal 100 proc PKB .
- Jest to koszt bycia gwarantem bezpieczeństwa i spokoju Świata Zachodniego - roli, jaką USA przejęły na siebie tuż po II Wojnie Światowej - zauważa Andrzej Sadowski. - Pytanie tylko, czy nie jest to w obecnych czasach koszt za duży - dodaje.
Europa ma problemy z nadmiernym zadłużeniem krajowych budżetów, gdyż wzrost gospodarczy leniwych gospodarek Starego Kontynentu też był w ostatnich latach finansowany z kredytów. Jednak to ekonomia USA stanowiła zawsze punkt oparcia dla reszty świata i stymulowała jego rozwój ekonomiczny. Tym razem nie tylko kryzys z oceanu. Spór o możliwości kredytowe rządu federalnego i w konsekwencji pierwsze w historii obniżenie ratingu USA wywołały panikę na światowych rynkach. Zdaniem części analityków otworzyło to prostą drogę do głębokiej recesji.
- Nie wiem tego na pewno, lecz możemy stać obecnie przed kryzysem, jakiego jeszcze nie mieliśmy - uważa Piotr Kuczyński z Xeliona.
Problem jest tym większy, że o ile koniunkturę można przywrócić w ciągu roku czy dwóch, o tyle problem zadłużenia to kłopot na wiele lat. Nie wiadomo, przy jakim poziomie długu rynki odzyskają zaufanie do rządów. Jednocześnie jak pokazuje przykład Europy, nawet niezbędne obecnie działania spotykają się gwałtownym sprzeciwem społecznym, a będą musiały być prowadzone systematycznie przez kolejne lata.
Ogromne zadłużenie największej gospodarki świata to nie jedyny tak dalekosiężny rezultat zamachów z 11 września. - Ten dzień wpłynął zasadniczo na zaufanie do globalnego ładu ekonomicznego - uważa Paweł Cymcyk. - Dotychczas gospodarka oraz rynki finansowe podlegały zmianom, lecz mieściły się one w pewnych przewidywalnych ramach. Po 11 września wzrosła niepewność co do przyszłości, a zaufanie do rządów jako gwarantów bezpieczeństwa bardzo spadło. To pociągnęło za sobą mniejszą motywację do inwestycji - konkluduje Cymcyk.
W konsekwencji państwa musiały wybrać inną strategię stymulowania wzrostu gospodarczego. Zaczęto pobudzać gospodarkę za pomocą niższych stóp procentowych oraz wpompowując w nią większe ilości pieniądza.
- Tymczasem wypuszczanie papierów dłużnych bez pokrycia oraz bicie fałszywej monety to prosta droga do szaleństwa na giełdach oraz dalsze podważanie zaufania do regulatorów rynku - ocenia Andrzej Sadowski.
Co więcej, rozrost sfery finansowej opartej na spekulacji oraz operowaniem oderwanych od rzeczywistej gospodarki instrumentami finansowymi stał się podstawową przyczyną kryzysu finansowego z lat 2008-2009.
- "Finansyzacja" gospodarki to obecnie największy problem ekonomii światowej. Sektor finansowy ma służyć gospodarce realnej, tymczasem dzieje się na odwrót. Mamy do czynienia z sytuacją, gdy to ogon macha psem, a nie pies ogonem - mówi Elżbieta Mączyńska z PTE.
Bez zdrowej i godnej zaufania gospodarki Stanów Zjednoczonych świat może jeszcze długo borykać się z recesją i brakiem perspektyw na przywrócenie stabilizacji na rynkach. O ile dwie wojny prowadzone przez USA miały swój udział w dobrej koniunkturze za oceanem po 2002 roku, o tyle obecnie wszyscy widzą, jak zgubne konsekwencje miały dla światowej gospodarki. 11 września stał się bombą z opóźnionym zapłonem. Ten dzień sprawił, że żyjemy teraz w czasach gospodarki wysokiej częstotliwości, nieprzewidywalnej i podatnej na spekulacje. Mamy problem z nadmiernym zadłużeniem rządów oraz brakiem zaufania do regulatorów rynkowych.
Są to problemy, których rozwiązanie może zabrać lata. Na razie niezbędne jest wycofanie się USA ze zgubnej polityki militarnej oraz podjęcie działań w celu zrównoważenia krajowych budżetów.
- Pogłębienia kryzysu możemy uniknąć tylko redukując wydatki i przywracając zaufanie do rządów, które nie powinny tak bezmyślnie ingerować w gospodarkę - podsumowuje Andrzej Sadowski.
Elżbieta Mączyńska dodaje: - Nie można oczekiwać uzdrowienia sytuacji bez wprowadzenia światowych regulacji dla rynku finansowego. Problemem w tym względzie mogą być jednak partykularne interesy poszczególnych państw i instytucji.