Wierni odwracają się od Kościoła. Mniej też dają na tacę. Kryzys uderzy w parafie?
W 80 proc. Kościół w Polsce utrzymuje się z ofiar wiernych, a skoro tych nieustannie ubywa, to zarządzanie parafią staje się walką z kolumnami w dokumentach księgowych. Kościół katolicki nie upublicznia swoich dochodów, więc dyskusje na temat zarobków księży to w dużym stopniu spekulacje.
Każdy kolejny rok powoduje odpływ praktykujących katolików. Tylko w ostatnich piętnastu latach liczba osób uczestniczących w niedzielnych nabożeństwach zmniejszyła się o blisko 2 miliony. Wiemy to dzięki prowadzonym regularnie badaniom. Jakie znaczenie dla finansów parafii ma zmniejszenie liczby wiernych?
Kościół liczy, wiernych coraz mniej
Po raz pierwszy Kościół katolicki, a właściwie Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, przeprowadził badanie w 1980 r. W swej metodologii stosuje dwa współczynniki: dominicantes, który obejmuje liczbę uczestników mszy świętej oraz communicantes, który oznacza liczbę osób przystępujących do komunii.
Liczenie wiernych odbywa się we wszystkich parafiach w całej Polsce tego samego dnia. Najświeższe dane zostały zebrane 15 października 2017 r., ale nie zostały jeszcze zaprezentowane opinii publicznej. Dysponujemy danymi za rok 2016. Jaki obraz wiary Polaków wyłania się z tych liczb?
Odsetek osób praktykujących obniżył się - wskaźnik rok do roku zmalał o 3,1 punktu procentowego do poziomu 36,7 proc. Co ciekawe, niezależnie od spadku, zwiększyła się liczba udzielanych chrztów i małżeństw sakramentalnych. Więcej dzieci niż w roku poprzednim przystąpiło ponadto do pierwszej komunii.
Najpierw księża przy pomocy wyznaczonych osób, najczęściej ministrantów, liczą wiernych, a następnie porównują wynik z liczbą tzw. katolików zobowiązanych do praktyk. Do grupy tej zalicza się wszystkie osoby ochrzczone z wyjątkiem dzieci do lat 7 i osób starszych, które nie mogą samodzielnie się poruszać. Instytut Statystyki przyjmuje, że stanowią oni 18 proc. katolików.
Skoro praktykujących ubywa, to spadają też datki na tacę. Koszty utrzymania parafii nie maleją, wobec czego może się wydawać, że zarządzanie budżetem parafii to prawdziwa żonglerka, a błąd może doprowadzić do katastrofy finansowej – z bankructwem włącznie.
Zapytałam o to księdza Przemysława Śliwińskiego, rzecznika Archidiecezji Warszawskiej.
- Badania dotyczące uczestnictwa w nabożeństwach dotyczą całej Polski, a sytuacja w diecezjach jest różna, na przykład w diecezji tarnowskiej odsetek dominicantes wynosi 67 proc., a w sosnowieckiej zaledwie 10 proc. – wyjaśnia ksiądz Śliwiński. Dodaje, że odpływ wiernych w parafiach nie jest szczególnie odczuwalny, a w każdym razie nie przedstawia się tak dramatycznie, jak to niekiedy relacjonują media.
Pieniądze z tacy to zarobek księdza?
Katolicka Agencja Informacyjna przedstawiła raport „Finanse Kościoła katolickiego w Polsce”, w którym przenalizowała system finansowania Kościoła i dochody parafii. Z badań wynika, że w 80 proc. Kościół w Polsce utrzymuje się z ofiar wiernych.
Dochody z tacy są bardzo zróżnicowane, w zależności od regionu Polski. Z przywołanego raportu dowiadujemy się, że były parafie, w których przeciętna wysokość niedzielnej tacy nie przekraczała 500 zł, ale w większych parafiach oscyluje raczej okolicach 2300 zł, zaś w dużych parafiach miejskich potrafi zbliżyć się do 4 tys. złotych.
Zobacz też:
Czy Kościół Katolicki zatrzymał odpływ wiernych?
Wbrew powszechnemu przekonaniu, pieniądze „z tacy” nie stanowią wynagrodzenia księży, lecz służą utrzymaniu parafii (ogrzanie kościoła, remonty, podatki, ubezpieczenie i inne). Z tych pieniędzy opłacany jest też organista i inne osoby świadczące usługi na rzecz parafii. Średnio raz w miesiącu całość zebranych pieniędzy jest przekazywana również na wskazane odgórnie cele, np. seminarium duchowne.
Powszechne przekonanie, że kapłani mogą swobodnie korzystać z pieniędzy zebranych w trakcie mszy jest zatem błędem. Księża mają natomiast prawo pobierać tzw. iura stolae (prawo stuły), czyli datki od sprawowanych sakramentów. Ksiądz może zostawić dla siebie pieniądze tylko z jednej intencji dziennie, nawet jeśli odprawi kilka nabożeństw.
„Co łaska” różni się w zależności od regionu
Nie ma oficjalnego cennika opłat za sakramenty, a księża, którzy próbują go wprowadzać, z reguły spotykają się z krytyką nie tylko parafian, ale i przełożonych. Cena za chrzest nie spadnie jednak poniżej 100 zł, a za ślub poniżej 500-700 zł. Do sumy tej nie wlicza się wynagrodzenia dla organisty.
Jeśli w parafii pracuje więcej niż jeden ksiądz, muszą ustalić zasady podziału pieniędzy uzyskanych z sakramentów. Mogą dzielić je po równo albo przyjąć inne proporcje.
Ważnym punktem w budżecie większości duchownych jest wynagrodzenie z tytułu prowadzonych w szkole lekcji religii – tym bardziej, że statystycznie co drugi ksiądz jest katechetą. Utrzymanie katechetów w polskich szkołach kosztuje MEN ponad miliard złotych. W szkole ksiądz zatrudniony na pełny etat zarabia podobnie jak nauczyciel, czyli ok. 3 tysięcy złotych brutto.
- W Polsce raz po raz powraca dyskusja na temat wynagrodzeń za pracę katechetów w szkołach publicznych czy kapelanów różnych instytucji. Uposażenie za pracę na rzecz obywateli nie powinno być rozumiane jako finansowanie Kościoła. Nie jest to także wspieranie kultu religijnego (…) Wierzący rodzice chcą nauczania religii w szkołach, a pieniądze na płace dla katechetów pochodzą z ich podatków – powiedział Józef Kloch, były Rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, zapytany kiedyś po raz kolejny o zarobki księży.
I wreszcie – kolęda. W styczniu duchowni odwiedzają swoich parafian w domach, by poznać lokalną społeczność i wspólnie się pomodlić. Przy tej okazji wierni wręczają pieniądze. Cennika, jak przy sakramentach, nie ma, obowiązuje zasada, że daje się co łaska. Patrząc statystycznie, to, ile ksiądz dostanie w kopercie, zależy od położenia parafii. Bardziej ofiarni się wierni z terenów wiejskich, podczas gdy mieszkańcy miast do koperty wkładają średnio 50-100 zł.
Pieniądze z kopert nie są w całości zarobkiem księdza, który odwiedził wiernych. Dysponuje nimi proboszcz i część przeznacza na wydatki związane z parafią, a resztę wypłaca księdzu.
Podsumowując, czy spadek liczby wiernych ma przełożenie na niższe wpływy? Paradoksalnie, niekoniecznie. Skoro, niezależnie od spadku liczby praktykujących, wzrasta liczba udzielanych sakramentów, to wpływy z tego tytułu są zabezpieczone. Ksiądz z podwarszawskiej parafii, którego zapytałam o zdanie, powiedział, że prostego przełożenia, że mniej wiernych to mniejsze wpływy, nie ma. Osoby, które ostatecznie zaprzestają uczestnictwa w nabożeństwach, z reguły wcześniej też nie uczestniczyły aktywnie w życiu parafii i nie partycypowały w kosztach utrzymania kościoła, więc brak datków z ich strony nijak nie wpływa na budżet parafii.
Jak to robią inni
W niektórych krajach, np. w Hiszpanii i we Włoszech, duchowni otrzymują pensję z budżetu państwa. W polskim kościele prawosławnym wierni sami decydują, ile są skłonni zapłacić za sakrament, a opłaty pobierają starostowie rad parafialnych. Poza tym część duchownych pracuje w innych zawodach. Wato pamiętać, że duchowni prawosławni mogą mieć rodziny, więc zarobione pieniądze przeznaczają na utrzymanie także swoich dzieci.
Z kolei w kościele ewangelickim wierni nic nie płacą za sakramenty, ale co miesiąc przeznaczają część swoich dochodów na utrzymanie kościoła i kapłana. Zasadniczo ewangelicy powinni przeznaczać na rzecz Kościoła 1 proc. swego dochodu, ale niektóre osoby są od tego zwolnione z przyczyn ekonomicznych bądź osobistych. Zobowiązanie to ma charakter moralny i nie prowadzi do usunięcia niepłacącego członka z parafii. Duchowni utrzymują się również z ofiar składanych w intencjach mszalnych.