Włosi będą na celowniku?

To nie Grecja może rozsadzić strefę euro, a Włochy, gdyż po prostu za duże, aby upaść.
W piątek szef włoskiego rządu, mimo wcześniejszych dementi ze strony jego środowiska, przyznał jednak, iż wystąpił z prośbą do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, aby ten monitorował postępy związane z przeprowadzaniem koniecznych reform, które mają uchronić Włochy przed powtórzeniem scenariusza przerabianego już przez trzy kraje z grupy PIIGS (Grecję, Irlandię i Portugalię).

Włosi będą na celowniku?
Źródło zdjęć: © DM BOŚ

04.11.2011 17:26

To nie Grecja może rozsadzić strefę euro, a Włochy, gdyż po prostu za duże, aby upaść. W piątek szef włoskiego rządu, mimo wcześniejszych dementi ze strony jego środowiska, przyznał jednak, iż wystąpił z prośbą do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, aby ten monitorował postępy związane z przeprowadzaniem koniecznych reform, które mają uchronić Włochy przed powtórzeniem scenariusza przerabianego już przez trzy kraje z grupy PIIGS (Grecję, Irlandię i Portugalię).

Do Rzymu ma też udać się specjalna misja kontrolna Komisji Europejskiej. Tyle, że co chce tym samym ugrać Silvio Berlusconi, który coraz bardziej irytuje swoich kolegów ze strefy euro, a także przedstawicieli ECB i MFW? Bo pełnego programu wiarygodnych reform nadal nie ma, oficjalnie z powodu braku porozumienia włoskich polityków, co do przeprowadzania bolesnych społecznie działań. Szef włoskiego rządu wcześniej obiecywał, iż zarysy programu pokaże jeszcze podczas mającego miejsce w tym tygodniu, szczytu G20 w Cannes, ale do tego nie doszło. Według wcześniejszych ustaleń powinien być on gotowy najpóźniej do połowy listopada, a później ma zająć się tym tamtejszy parlament. Ale czy tak będzie?

W najbliższy wtorek Berlusconiego czeka kolejne w ostatnich tygodniach głosowanie nad wotum zaufania dla jego gabinetu, którego może już nie wygrać. Włoska prasa, a także polityczni eksperci spekulują, jakoby prezydent Giorgo Napolitano rozważał rozpisanie wcześniejszych wyborów, chociaż prawda jest taka, że niczego by one nie załatwiły. Wydaje się, że tylko rząd jedności narodowej, złożony z technokratów byłby zdolny do przeprowadzenia koniecznych reform – włoska historia zna takie przypadki – to rządy byłych bankowców, Carlo Azeglio Ciampi i Lamberto Dini z początku lat 90-tych XX wieku. Tyle, czy teraz będzie taka wola? Teoretycznie we włoskiej prasie pojawiały się spekulacje, jakoby Berlusconi miał sam podać się do dymisji w styczniu, ale on sam temu zaprzeczył.

Niemniej takiej opcji nie można zupełnie wykluczyć, chociaż droga do rządów technokratów może być trudna i wyboista, zwłaszcza dla rynków finansowych. Zwłaszcza, że ostatnie dane makroekonomiczne z włoskiej gospodarki nie pozostawiają złudzeń – ta trzecia gospodarka strefy euro, wchodzi w okres wyraźnego spowolnienia. To oczywiście utrudni przeprowadzenie samego procesu reform, a one same mogą nawet w krótkim okresie jeszcze bardziej zaszkodzić gospodarce, co nie pozostanie bez echa na rynkach finansowych. Zresztą te już zaczynają traktować Włochy, jak kraj z grupy wysokiego ryzyka – utrzymywanie się rentowności 10-letnich obligacji powyżej bariery 6 proc., jaka została wyraźnie naruszona w tym tygodniu, na dłuższą metę nie jest do zaakceptowania przez żaden rząd.

Historia trzech krajów PIIGS, które już przerabiały podobny schemat, pokazuje, że w ciągu kilku miesięcy rząd jest zmuszony prosić o zewnętrzne finansowanie. Zresztą, jak twierdził dzisiaj Berlusconi, MFW z propozycją linii pożyczkowej wystąpił sam już teraz (!). To pokazuje, że decydenci dobrze wiedzą, że zwrócenie się przez Włochów z oficjalną prośbą o międzynarodową pomoc finansową, może być początkiem końca strefy euro. Projekt zlewarowania funduszu ratunkowego EFSF do ponad biliona EUR, okazuje się być trudny do zrealizowania – potencjalni publiczno-prywatni pożyczkodawcy spoza Unii Europejskiej pozostają dość sceptyczni, a sam MFW może nie udźwignąć tego zadania, gdyż nie ma wystarczających funduszy - chociaż mgliście mówi się o jego dokapitalizowaniu w przyszłości.

Jedynym wyjściem będzie konieczność większego zaangażowania się Europejskiego Banku Centralnego, który będzie musiał uruchomić swoje „drukarki”, przed czym ostro wzbraniał się poprzedni prezes ECB, a zwłaszcza Niemcy. Mario Draghi pokazał jednak w ten czwartek, iż jest gotów na bardziej nieszablonowe działania i rozumie, w jak trudnej sytuacji znalazła się obecnie strefa euro. Do takich zmian decydenci w ECB będą musieli jednak dojrzeć, najpewniej wymusi to na nich kolejna sytuacja kryzysowa na rynkach.
Tekst jest fragmentem tygodniowego raportu DM BOŚ z rynków zagranicznych

Marek Rogalski
analityk DM BOŚ (BOSSA FX)

Źródło artykułu:Dom Maklerski BOŚ
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)