Za, a nawet przeciw - innowacyjność w firmach
Z innowacyjnością w polskich firmach jest jak ze stosunkiem przerywanym. Daje przyjemność, ale nie do końca. Niby szef żąda od ciebie pomysłów, a gdy mu je zgłaszasz, krzyczy: wynocha! Nie jest przecież na tyle głupi, by podjąć ryzyko związane z proponowaną przez ciebie zmianą. Pracownicy są w kropce.
26.11.2010 | aktual.: 26.11.2010 09:00
Wojciech, kurier z Wrocławia, chciał zrewolucjonizować sposób dostarczania przesyłek do klientów biznesowych. Ale firma, w której pracuje, jest międzynarodowa i międzynarodowe są też jej standardy. Dyrektor polskiego oddziału pochwalił podwładnego za inicjatywę, a nawet przyznał mu solidną premię za kwartał. Lecz już na osobności poprosił go, by już nigdy, przenigdy z takimi pomysłami nie wyskakiwał.
„Czy nie wiesz, że wszystkie procedury zatwierdza Londyn?” – pytał menedżer błagalnym tonem. „Za setki tysięcy funtów wymyśliła je armia zewnętrznych konsultantów. Sam CEO te metody pobłogosławił. A ty, prosty kurier z Polski, chcesz je kwestionować? Gdyby zarząd się o tym dowiedział, pomyśl, jaka by była obraza majestatu. A ja pewnie wkrótce musiałbym zacząć szukać nowej pracy”.
Wojciech przyjął tłumaczenie szefa. Nie chce zniszczyć mu kariery. Nie rozumie tylko, dlaczego dyrektor, a wraz z nim kierownicy liniowi bez przerwy zachęcają pracowników do kreatywności i innowacyjności, skoro tak naprawdę wolą się po prostu nie wychylać.
- Szefowie co innego mówią, co innego robią. Wolą nie narazić się tym, od których sami zależą. Boją się ryzyka. Dlatego storpedują każdy eksperyment, każdy dobry pomysł – zaznacza Wojciech.
Firmy oczekują inicjatywy…
Według socjolog Dagmary Lewickiej, pracownicy polskich firm funkcjonują w stanie paradoksu innowacyjności. Dyrekcja i menedżerowie oczekują przedsiębiorczości i nietuzinkowych rozwiązań. Nie tworzą natomiast spójnych systemów wspierających zatrudnionych w wymyślaniu i wdrażaniu nowości. Co gorsze, często – czy to z lęku, czy dla świętego spokoju – zwyczajnie torpedują takie działania. Wyniki swych badań Lewicka opublikowała w książce „Zarządzanie kapitałem ludzkim w polskich przedsiębiorstwach” (Wydawnictwa Profesjonalne PWN, 2010).
Zdaniem respondentów, od pracownika oczekuje się inicjatywy (78% odpowiedzi TAK), zaś nowe pomysły są akceptowane w firmie (70% TAK). Ogólny klimat zrozumienia i wsparcia działań innowacyjnych jest wystarczający. Na pytanie ankietowe „Czy w twojej firmie cenione są następujące kompetencje…” 2/3 respondentów odpowiedziało TAK i RACZEJ TAK dla kompetencji związanych z innowacyjnością i przedsiębiorczością pracowników. Jeszcze lepsze wyniki (prawie 80% odpowiedzi TAK i RACZEJ TAK) uzyskały kompetencje kreatywności, otwartości na zmiany i zdolności adaptacji do nowych warunków. Pracownicy mają możliwość podnoszenia kwalifikacji (78% TAK), istnieje swoboda przepływu informacji w firmie (77% TAK), a pracownicy dość często mają dostęp do firmowych zasobów wiedzy (68% TAK).
… ale ryzyko jest niemile widziane
To tylko jedna strona medalu. A jaka jest druga?
Między pięknymi deklaracjami szefów a rzeczywistością biznesową zionie wielka przepaść. Ponoszenie ryzyka jest dość rzadko akceptowane (38% odpowiedzi TAK), a pracownicy nie zawsze mają możliwość decydowania o sposobie wykonywania pracy (50% TAK), co jest kluczowe w dopracowywaniu i testowaniu innowacji. Nikt rozsądny nie przedstawia przecież pomysłu, który nie wiadomo czy działa i nie wiadomo, jakie przynosi efekty. Innowacyjność jest nagradzana zdaniem 52% badanych, ale znany wszystkim system motywowania promujący działania innowacyjne istnieje zdaniem tylko 34% badanych. Pracownicy mają też poczucie, że firmy nie podejmują działań przyciągających pracowników przedsiębiorczych i innowacyjnych (tylko 32% odpowiedzi TAK). Szkolenia wspierające rozwój kompetencji związanych z innowacyjnością i przedsiębiorczością są organizowane w 50% badanych firm, przy czym połowa odbywających się zajęć nie ma narzędzi oceny praktycznych wyników szkolenia, choćby prostego podliczenia liczby innowacyjnych pomysłów złożonych
do menedżera w ciągu miesiąca. Są to więc najprawdopodobniej szkolenia realizowane na zasadzie „aby było coś do wpisania w roczny raport”, nie zaś inicjatywy zgodne ze strategią firmy, inicjatywy po których oczekuje się konkretnych efektów innowacyjnych.
Za, a nawet przeciw
O tym, że firmy, jeśli chodzi o innowacyjność są „za, a nawet przeciw”, świadczy nie tylko badanie Lewickiej przedstawione w jej książce „Zarządzanie kapitałem ludzkim w polskich przedsiębiorstwach”. Dużo do myślenia daje także doświadczenie firmy doradczej Innovatika, specjalizującej się w innowacjach biznesowych. Zdaniem Katarzyny Królak-Wyszyńskiej, partner w Innovatika, przedsiębiorcy wydają spore pieniądze na szkolenia innowacyjności wśród pracowników niższego szczebla, a kompletnie zapominają o przygotowaniu w tym kierunku menedżerów, dyrektorów i zarządu. Dlatego kierownicza wierchuszka nie ma nawet nabyć otwartości, która pozwala na zaakceptowanie rewelacyjnych rozwiązań.
- Gdy przeszkoleni pracownicy przedstawiają swoje pomysły nieprzeszkolonym menedżerom, trafiają często na mur korporacyjnej obojętności i oportunizmu. Pomysły kurzą się na biurkach przepracowanych menedżerów, bo nikt nie czeka na nie – zauważa Katarzyna Królak-Wyszyńska.
Jest to dokładnie ten sam mur obojętności, którego nie dał rady przeskoczyć (czy przebić) Wojciech, kurier wrocławski, którego „przypadek” opisaliśmy w tym tekście.
Mirosław Sikorski