Za trzecim razem też się nie udało
Obserwując ostatnie dwie sesje wydawało się, że byki dostały nauczkę i nie będą po raz kolejny stosować strategii „huuuraaa na otwarcie, a potem jakoś to będzie”, bo ewidentnie nie zdawała ona rezultatu.
Po dzisiejszym dniu widać jednak, że wyciąganie wniosków przychodzi popytowi bardzo słabo, ponieważ kolejny raz WIG20 spędził sesję pod poziomem 2500 pkt., którego najbliżej byliśmy na otwarciu, ale i tak ani razu rynek nie zdecydował się na realny atak. Niewątpliwą atrakcją była dziś też długa stagnacja, o której lepiej nie wspominać, bo przez nią środkowa część sesji przypominała sytuację jakby wszyscy inwestorzy zrobili sobie kilkugodzinną sjestę.
Publikowane były dziś wyniki wielu spółek amerykańskich, ale reakcje na nie ograniczyły się do konkretnych walorów w USA. Natomiast jedyne dane z Europy ogłoszone w tym tygodniu, którymi były dzisiejsze indeksy nastrojów w różnych sektorach gospodarki, były lekko lepsze od oczekiwań, ale też nie znalazły odzwierciedlenia w notowaniach. Dopiero informacja o tygodniowej ilości nowych bezrobotnych w Stanach wprowadziła trochę zmienności. Choć informacja była całkowicie neutralna, bo brak pracy zgłosiło 457 tysięcy osób, a oczekiwano 460 tysięcy, to podaż próbowała wykorzystać ten fakt i zepchnąć WIG20 do poziomu neutralnego. Wystarczyło ledwo 60 minut i już z powrotem rynek wrócił do poziomu sprzed danych.
O sesji można więc bez wątpienia powiedzieć, że była całkowicie bez znaczenia. Jedynmi ciekawostkami były nowe rekordy PZU, które jest już bardzo blisko psychologicznej granicy 400 złotych oraz porównanie handlu na rynku terminowym i kasowym. Zazwyczaj rynek pochodnych przyciąga wyraźnie większy kapitał niż akcje, a tymczasem dziś wartość obrotów była na oby rynkach niemal identyczna. To rzadko spotykana sytuacja zwłaszcza, że liczba otwartych pozycji na kontraktach jest bliska maksymalnej. Ten fakt może mieć wymiar pozytywny, bo oznacza brak kapitału spekulacyjnego, ale ma również drugą stronę medalu, którą jest ogólny marazm rynkowy. Wniosek jest prosty - im szybciej impas z tkwieniem pod poziomem 2500 pkt. zostanie przełamany (w którąkolwiek stronę) tym mocniejszy będzie następny ruch. Sądzę, że można z dużym prawdopodobieństwem obstawiać, że już jutro, a najdalej w poniedziałek, sytuacja się rozwiąże. Mamy multum danych z amerykańskim PKB na czele, a do tego jest jeszcze zakończenie miesiąca, które też
rządzi się swoimi prawami. Zapnijcie więc pasy, bo emocji nie powinno zabraknąć.
Paweł Cymcyk
Analityk
Makler Papierów Wartościowych
A-Z Finanse