Zabawa w chowanego, czyli jak ukryć dług
Kryzys wciąga kolejne gospodarki. Politycy nie tylko zadłużyli państwa ponad możliwości, lecz także dokonywali machinacji finansowych, aby wysokie długi ukryć. Ich pomysłowość nie zna granic.
02.12.2011 | aktual.: 05.12.2011 10:13
Rządy muszą oszczędzać, bo inwestorzy bez litości wystawiają im rachunki. Aby dalej finansować funkcjonowanie swoich krajów, politycy są zmuszeni ciąć wydatki, podnosić wiek emerytalny, zwalniać urzędników i podnosić podatki.
To jednak za mało. Aby utrzymać się na powierzchni, wykorzystywane są mechanizmy ukrywające dług. Niektóre są nielegalne, ale wszystkie niemoralne i w obecnej sytuacji skrajnie nieodpowiedzialne. Unia Europejska zapowiedziała bezkompromisową walkę z takimi praktykami.
Nie zraża to naszych polityków. Jacek Rostowski pokazał, że zasłużył na miejsce w czołówce najlepszych ministrów finansów w Europie. Pod względem kreatywności w ukrywaniu długu wykazuje się wręcz wirtuozerią. Ale pionierem nie jest.
Grecki charakter
Najbardziej pomysłowi pod względem zamiatania długu pod dywan byli (a może wciąż są) Grecy. Już od dawna elita polityczna tego kraju oszukuje swoje społeczeństwo i Komisję Europejską. Wszystko, aby móc zadłużać się do woli. Każda kolejna ekipa kontynuowała politykę życia na kredyt.
Wiadomo już, że Grecy dość ordynarnie fałszowali swoją statystykę. Umożliwiało im to dalsze zaciąganie zobowiązań przy stosunkowo niewielkim koszcie kredytu. Korzystali przy tym z obecności w strefie euro, która gwarantowała niskie oprocentowanie obligacji.
Teraz już samo wejście Grecji do eurolandu budzi wątpliwości. Komisja Europejska wiedziała o niespełnianiu przez Helladę norm z Maastricht (Ateny od początku miały problemy z długiem publicznym). Jednak presja na poszerzanie unii walutowej była bardzo silna.
- Grecy od wielu lat oszukują UE, mają to we krwi. Na dodatek działania Greków były nie tylko nieetyczne, niektóre dokonywane przez nich operacje są dyskusyjne, jeśli chodzi o ich legalność - mówi Michał Mąkosa, analityk FMC Management.
Toksyczne swapy
Okazało się, że od 2002 roku, czyli od czasu przyjęcia euro, rząd w Atenach dokonywał machinacji finansowych. Najbardziej znane to tzw. swapy walutowe. Jest to kontrakt terminowy, który zakłada wymianę różnych walut po obecnym kursie i ich powrotna wymiana po przyszłym kursie w umówionym dniu. Dzięki manipulowaniu kursem ustalonym w kontrakcie Grecy dostawali dodatkowe finansowanie. Musieli oczywiście za to zapłacić, gdyż żaden bank nie angażowałby się w niezyskowny biznes. Oczywiście w następnym roku budżetowym należało dokonać ponownej wymiany i oddać nadwyżkę.
- Swapy walutowe jak wszystkie kontrakty terminowe to pozycje pozabilansowe, tzn. że nie liczą się do długu publicznego. Nie są zatem uwzględnianie ani przez krajowe statystyki, ani przez Eurostat - mówi dr Przemysław Kwiecień z X-Trade Brokers.
- Zaniżając dług publiczny, deformuje się kondycję ekonomiczną państwa, oszukuje rynek. Co więcej państwom należącym do grupy krajów wysoko rozwiniętych korzystanie z takich instrumentów nie przystoi. Ryzykują swoją reputacją finansową - dodaje Marek Rogalski z Domu Maklerskiego BOŚ.
Dokonując podobnych operacji co roku możliwe było przerzucanie części zadłużenia na kolejne lata. W taki sposób ekipa rządząca może przerzucać zobowiązania przez całą swoją kadencję.
Komentarz: Michał Mąkosa - FMC Management
Jak działa swap walutowy zaniżający dług publiczny
Swap walutowy to wymiana dwóch walut po bieżącym, rynkowym kursie oraz zobowiązanie do zamiany powrotnej po z góry określonej wartości. W ten sposób obie strony zakładają się o wartość walut w przyszłości. Wygrywa i zyskuje ten, który lepiej przewidział kurs i zgodnie z nim ustalił wartość odkupu.
"Greckie swapy" polegały na tym, że ustalało się zarówno kurs wymiany jak i kurs odkupu na takim poziomie, że państwo wymieniające walutę po wstępnej wymianie otrzymywało realnie więcej, lecz po odkupie zwracała nadwyżkę oraz, prawdopodobnie jeszcze nawiązkę dla banku, który uczestniczył w operacji. Prawo tego nie zabrania, lecz z punktu widzenia rzetelności finansowej państwa stanowi praktykę naganną gdyż zniekształca całość zobowiązań, czyli dług.
Schować dług w łodzi podwodnej
Jednak to, co Grecy zrobili z finansowaniem swojego uzbrojenia, daleko wykracza poza perspektywę czasową jednej kadencji. Wśród zasad finansowych Aten jest przepis mówiący o zaliczaniu do długu jedynie tych wydatków, które zostały zrealizowane na zamówienia odebrane. Jednocześnie w 2000 roku grecka marynarka zakupiła w Niemczech cztery okręty podwodne. Większość należności z 2 mld euro zapłaciła, lecz wstrzymała ostatnią transzę, aby Niemcy nie przekazali łodzi. Dzięki temu nawet już zapłacone środki nie zostały zaliczone do długu.
- W ten sposób przez 10 lat rolowano niemal 1,5 mld przeterminowanych należności, a takich przykładów w greckich finansach jest dużo więcej - mówi Aleksander Łaszek z Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Niemal w każdym sektorze publicznym w Grecji trwa zabawa w chowanego. Jak wskazuje Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK, w służbie zdrowia także ukrywa się dług i również przy pomocy banków komercyjnych.
- Banki pokrywają dług greckiej służby zdrowia w zamian za dochody z lotnisk. Zresztą wykorzystywanie sektora komercyjnego, gdzie wypycha się dług, jest popularną metodą w innych krajach, także u nas - mówi ekonomista.
Włoska robota
Grecja nie jest jedynym członkiem strefy euro, który korzysta z kreatywnej księgowości. Także Włochy są podejrzewane o machinacje przy swoim długu publicznym. Ekonomiści nie wierzą w oficjalny poziom długu Rzymu na poziomie 120 proc. PKB.
- Włosi też zamiatają pod dywan. Poza niejasnymi operacjami na złocie, jakich dokonywał Bank Centralny Włoch, nie wiadomo również, co się stało z środkami Kaddafiego, które ten ulokował w Italii. Przypuszczam, że obecnie rząd włoski korzysta z tych pieniędzy, choć wiadomo, że Libijczycy zgłoszą się po ich zwrot - mówi Janusz Szewczak.
Rostowski także się stara
Nasz minister finansów próbuje dorównać europejskim standardom. Jak dotychczas radzi sobie całkiem nieźle. Metod, które zaczął stosować od początku swojego urzędowania, jest całkiem sporo. Problem w tym, że nasze zadłużenie liczone metodologią Eurostatu zaczyna zbliżać się do wysokich zachodnich poziomów. Jednocześnie obsługa tego zadłużenia jest kilkakrotnie wyższa niż w Niemczech czy Francji.
- Minister Rostowski stosuje nawet bardziej wyrafinowane sposoby, aby uzyskać pożądany poziom długu - komentuje Krzysztof Wołowicz, szef Działu Analiz TMS Brokers.
Spośród dotychczas poznanych sztuczek omijania statystyk długu znajduje się przede wszystkim Drogowy i - oddzielny - Krajowy Fundusz Kolejowy. W sumie oba mają do dyspozycji ok. 30 mld zł. Są to pieniądze pochodzące ze środków europejskich, środki z pożyczek BGK oraz emitowanych przez bank obligacji.
Na zaciągane zobowiązania gwarancje daje Skarb Państwa. Można by te obciążenia potraktować ulgowo, gdyż w większości przypadków gwarancje nie są uruchamiane. Jednak przykład nieudanej inwestycji realizowanej przez Covec pokazuje, że nie musi to trwać w nieskończoność. Chińska firma jest winna
- Te 700 mln staje się wymagalne i rzeczywiście obciąży polski dług - mówi Janusz Szewczak.
Problem w tym, że część zadłużenia jest ukrywana w sposób szkodliwy dla poszczególnych działów publicznych i życia gospodarczego. Jak wylicza Janusz Szewczak, problemem jest niepłacenie przez państwo faktur.
- Sporo pieniędzy, które de facto stanowią dług, to zadłużenie szpitali wynikające z niezapłacenia przez NFZ nadwykonań. Szacuję te zaległości na 1,5 mld zł.
Druga rzecz to zaległości w płatności za inwestycje. Wystarczy przesunąć płatność faktury na rok następny, aby obniżyć deficyt i poziom długu na dany rok budżetowy. Gorzej, że z niektórymi płatnościami rząd zwleka znacznie dłużej.
- Niektóre płatności zalegają nawet od 2009 roku - komentuje Janusz Szewczak.
Ekonomista ocenia, że dług wynikający z corocznego przeksięgowywania zaległości to niemal 50 mld zł! Jeśli doliczy się to do oficjalnego poziomu długu, to przekroczymy oba progi ostrożnościowe. Wartość zadłużenia wyniesie wówczas 65 proc. PKB.
My także swapujemy
Okazuje się, że także nasi eksperci od długu posuwają się do operacji na swapach walutowych. Mimo zdecydowanie negatywnej oceny tej praktyki ze strony UE i inwestorów, MF poleciło NBP zawarcie takich kontraktów terminowych przynajmniej dwa razy - pod koniec 2009 oraz 2010 roku.
- Początkowo ministerstwo nie przyznawało się do takich działań - mówi Janusz Szewczuk.
Co ciekawe, na koniec 2009 roku dług publiczny sięgnął 49,9 proc. PKB a w 2010 54,9 proc. W obu przypadkach poziom długu zatrzymał się na setnych częściach procenta przed kolejnym progiem ostrożnościowym. Dzięki nieprzekroczeniu drugiego progu w 2010 r. ustrzegliśmy się przed drastycznymi cięciami, które narzuca Konstytucja RP.
Nic dziwnego, że "greckie swapy" są łakomym kąskiem dla ministra finansów. Dzięki nim można szybko, zaraz po wyliczeniu ostatecznej wartości długu na koniec roku, uciąć część zadłużenia i umieścić go w kontraktach terminowych.
I co z tego, że jest to oszukiwanie rynku i społeczeństwa. Budżet trzeba domknąć i to jak najmniejszym, politycznym kosztem.