Zakaz handlu w niedziele. Czeski Kaufland zarabia na Polakach
"W Czechach mamy otwarte w każdą niedzielę" - tak tuż za naszą południową granicą reklamuje się Kaufland. Sieć zaprasza do siebie Polaków, którzy w niehandlowe niedziele są spragnieni zakupów. Okazuje się, że całkiem skutecznie i dziś to już nie Czesi kupują u nas, a wręcz odwrotnie.
06.04.2019 | aktual.: 06.04.2019 12:21
Przejście graniczne w Lubawce na południu Polski. Mijamy znak "granica państwa" i 5 sekund później za szybą samochodu widzimy sporych rozmiarów billboard. A tam Kaufland, który zaprasza do siebie klientów z naszego kraju.
"W Czechach mamy otwarte w każdą niedzielę" - pisze sieć. Najpierw po polsku, później po czesku. Nawiązanie do obowiązującego w naszym kraju zakazu handlu jest aż nadto oczywiste. Do tego na reklamie znajdziemy godziny otwarcia. Brakuje tylko informacji, gdzie znajdziemy najbliższą placówkę niemieckiego marketu.
Ale to nie jest trudne. Pierwsze większe miasto przy granicy to 30-tysięczny Trutnov. Odległość? Niespełna 20 kilometrów od miejsca, gdzie zauważyliśmy plakat. A w mieście drogowskazów do Kauflandu już nie brakuje.
Pod koniec ubiegłego tygodnia postanowiliśmy odwiedzić tamtejszy Kaufland i zorientować się, czy rzeczywiście w niedziele polski język jest tam słyszalny częściej niż zwykle. I choć był to piątkowy poranek, to rodaków nie było trudno spotkać.
Polaków nie brakuje
Wystarczyło rozejrzeć się po parkingu, by bez problemu znaleźć kilka samochodów z polskimi numerami rejestracyjnymi. Z kolei między regałami w samym sklepie też dało się słyszeć ojczysty język - przede wszystkim przy półkach z czeskim piwem oraz w okolicach lodówek z serami i knedlikami.
Przy tych drugich napotykamy małżeństwo w średnim wieku. Pytamy, więc skąd przyjechali. - Spod Lubawki, jesteśmy przy okazji, więc wstąpiliśmy na szybkie zakupy - stwierdziła kobieta. Mąż był z kolei niepocieszony, że w lodówce nie znalazł swojego ulubionego sera na grilla.
W krótkiej rozmowie dowiadujemy się, że co prawda nie przyjeżdżają do Trutnova co niedzielę na zakupy, ale kilka razy im się to w ciągu ostatniego roku zdarzyło. Głównie gdy pogoda nie dopisywała albo ktoś wpadł z niezapowiedzianą wizytą.
I, jak twierdzą, nie byli w tym osamotnieni. Co prawda nie w Kauflandzie, tylko w oddalonym o kilkaset metrów Penny. - Pamiętam, że jakoś w styczniu, gdy byliśmy na zakupach, to zwróciłam uwagę na to, że sporo w sklepie jest Polaków - powiedziała nam nasza rozmówczyni.
Małżeństwo przyznało, że niektórzy znajomi na czeskie zakupy jeżdżą znacznie częściej, wykorzystując bliskość granicy w niehandlowe niedziele.
Odwrócony trend?
Na przykładzie Polaków i Czechów widać, jak niektóre zjawiska zmieniają się w czasie. Na przełomie wieków Polacy z południa jeździli do czeskich przygranicznych sklepów, by zaopatrzyć się w kultową czekoladę Studentską czy tamtejsze piwo. Później tradycja zniknęła, bo po wejściu do UE wiele czeskich produktów można już było kupić w Polsce i wyprawy za granicę nie były tak opłacalne.
Ostatnie lata to natomiast częste wizyty naszych sąsiadów w Polsce. Widać to było na przykład w Raciborzu, gdzie centra handlowe w weekendy są oblegane przez Czechów. Powód? Zazwyczaj niższe ceny, co przyznają sami zainteresowani w rozmowie z lokalnymi mediami.
Teraz jednak okazuje się, że ze względu na zaostrzające się przepisy o zakazie handlu w Polsce nasi rodacy znowu wrócili do zwyczajów sprzed 20 lat. Tym razem jednak przede wszystkim w niedziele.
Zapytaliśmy Kaufland o to, czy zauważa wzrost liczby klientów z Polski w czeskich sklepach. W polskim oddziale odesłano nas jednak do czeskiego przedstawicielstwa sieci. Do momentu publikacji nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi od sieci.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl