Zaległe pensje i wyprzedaż na części. Smutny koniec polskiej fabryki
Druga próba sprzedaży Zakładów Porcelany Stołowej "Karolina" w Jaworzynie Śląskiej skończyła się niepowodzeniem. Związkowcy alarmują. Twierdzą, że jeśli kondycja branży się nie poprawi, znane marki porcelany będą produkowane w Chinach.
Zakłady Porcelany Stołowej "Karolina" to ostatnia fabryka porcelany w woj. dolnośląskim. Po 160 latach nastąpił koniec przedsiębiorstwa z bogatą tradycją.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kosztował 87 mln zł. Oto nowy dworzec w Olsztynie od środka
24 lutego w Sądzie Rejonowym w Wałbrzychu nie powiodła się druga próba sprzedaży "Karoliny". Cena wywoławcza została obniżona z 45,6 mln do 41 mln zł.
Był ogłoszony przetarg na sprzedaż przedsiębiorstwa jako całości. Nie wpłynęła żadna oferta. Prawdopodobnie, jeżeli sędzia komisarz na to zezwoli, odstąpimy od sprzedaży przedsiębiorstwa jako całości i będziemy sprzedawać poszczególne składniki majątkowe oddzielnie - podkreśla w rozmowie z WP Finanse syndyk Ronald Kazimierz Olszewski.
Wyprzedaż ma być podzielona na etapy. Ireneusz Besser, przewodniczący Krajowej Sekcji Ceramików i Szklarzy "Solidarność", wyjaśnia nam, że w ramach tych działań na sprzedaż nie pójdzie "serce Karoliny", czyli główne hale produkcyjne.
Na początku wyprzedaż ma dotyczyć "zbędnego majątku", czyli sprzętów technicznych i drobnych maszyn, które nie służą do produkcji. - Jestem przekonany, że te urządzenia mocno straciły na wartości. Tokarki czy heblarki to już jest wartość muzealna lub kolekcjonerska - przyznaje w rozmowie z WP Finanse.
Pracownicy czekają na wypłaty za marzec
- Pracownicy mają zaległą wypłatę za marzec. Syndyk obiecał, że pieniądze zostaną wypłacone do końca roku - zaznacza Besser.
- Żałuję tylko, że nie przyszedł do nas syndyk, który chciałby prowadzić działalność na tej masie. W niektórych upadłościach to pomogło. Natomiast działamy w trudnej branży, a wyrób nie jest łatwy do sprzedania, więc syndyk skoncentrował się na tym, żeby pozbierać to, co zostało i rozliczyć pracowników - dodaje przewodniczący.
Z jego informacji wynika, że gdy w lutym 2024 r. sąd ogłosił upadłość "Karoliny", większość osób zarejestrowała się w biurach pośrednictwa pracy. Niektórzy zaczęli od razu szukać nowego zajęcia.
- Wielu pracownikom się udało, bo wokół mamy nasycenie stref ekonomicznych. Na koniec pracy, zanim "Karolina" upadła, pracownicy zarabiali najniższe krajowe nawet przy 30 czy 40 latach stażu. Wszędzie, gdzie szli, otrzymywali takie same, a czasami lepsze warunki finansowe — wskazuje.
Jak dodaje, wiele osób pobiera zasiłki przedemerytalne i czeka na rozwój sytuacji. - Z moich informacji wynika, że jeżeli tylko powstałoby coś nowego, to są gotowi zawiesić zasiłki i wrócić do pracy. Osoby, które zaczynały pracę w "Karolinie" w wieku 15-18 lat traktują to miejsce szczególnie. Przez te lata powstała niepowtarzalna więź. Pracownicy patrzą na obecną sytuację z ubolewaniem, ale też z sentymentem - podkreśla.
Jego zdaniem jest szansa, aby wskrzesić zakład. - Jedyna nadzieja w inwestorze, który kupiłby zakład za dużo niższą cenę i produkowałby półfabrykat. Ewentualnie można byłoby tylko dekorować wyroby w "Karolinie" bez procesu początkowego - przekonuje Besser.
"Nie doczekaliśmy się planu inwestycyjnego"
Zdaniem Bessera problemy "Karoliny" nasiliły się w momencie, kiedy spółkę przejęła firma HM Investment (czyli marka Gerlach), która kupiła udziały od spółki pracowniczej tuż przed wybuchem wojny w Ukrainie. Personel liczył wówczas 500 osób. Gdy zakład upadał, zatrudnionych było 197 osób.
Oczekiwaliśmy jasnego planu: tyle dajemy na inwestycje, tyle ludzi musi odejść, tyle będzie trwała restrukturyzacja. Nie doczekaliśmy się - ubolewa.
Dużym problemem dla zakładu okazały się także podwyżki cen gazu, który był głównym źródłem energii w "Karolinie". Besser dodaje, że wszyscy są świadomi uwarunkowań rynkowych i wynikających z nich problemów, ale nie chcą, aby zakłady nagle znikały.
Problemy branży porcelanowej. "Wyparły nas wyroby chińskie"
Z problemami borykała się nie tylko "Karolina" - to trend europejski. Trudna sytuacja panuje też w zakładach w Niemczech, Francji czy Hiszpanii.
Wyeliminował nas rynek, dobiły nas tanie produkty z Chin. W latach 2014-2019 obowiązywały cła na wyroby szklane i ceramiczne, ale nie są kontynuowane. Firmy z państw Dalekiego Wschodu nauczyły się je omijać, a gdy cła wygasły, okazało się, że producenci nie muszą spełniać wymogów np. higieniczno-sanitarnych. W rezultacie obecnie 60-70 proc. rynku stanowią azjatyckie wyroby - wyjaśnia przewodniczący.
Nie chodzi tylko o pracowników, lecz także o zachowanie dobra narodowego. - Gdyby ktoś chciał jeszcze sprzedawać takie fasony jak Szarlota, Gloria czy Nora, to udałoby się zachować tożsamość kulturową tych wyrobów. Jeśli nic się nie zmieni, to za 10 lat najlepsze marki (np. Rosenthal czy Miśnia) będą produkowane w Chinach. To już nie będzie to samo - ocenia.
Jego zdaniem pierwszym krokiem powinna być inwentaryzacja producentów. - Musimy zobaczyć, co z nich zostało, bo dzisiaj walczymy o przetrwanie - przyznaje, dodając, że rozmowy na temat trudnej sytuacji branży prowadził z przedstawicielami wszystkich opcji politycznych.
Besser liczy, że znajdą się działacze np. europosłowie, którzy będą upominali się o los zakładów produkujących porcelanę i ma nadzieję, że "nadejdą jeszcze lepsze czasy".
Maria Glinka, dziennikarka WP Finanse i money.pl