Co sądzą Polacy o bojkocie Oleju Kujawskiego? Zapytaliśmy na bazarku
Czy protesty rolników i afera, która rozpętała się wokół produkcji Oleju Kujawskiego może mieć wpływ na wybory polskich konsumentów? Sprzedawcy, których zapytaliśmy o to na jednym ze stołecznych bazarków, mają w tym temacie wyrobioną opinię.
Rolnicy blokują polskie miasta domagając się od rządu zablokowania importu żywności z Ukrainy. Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało wręcz, że będzie domagać się wprowadzenie pełnego embarga. PiS twierdzi, że wymaga tego interes polskich producentów, którzy związani regulacjami unijnymi nie są w stanie konkurować z przedsiębiorcami z Ukrainy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sprzedaje auta za miliony! "Tesli mi nie szkoda, traktuję ją jak lodówkę" - Robert Michalski #18
Afera z produkcją rolną ze Wschodu zeszła także na niższy szczebel. W sieci kolejne okrążenia wykonuje lista 500 firm, które miały importować zboże z Ukrainy. Internauci są wściekli, oskarżają firmy o sprowadzanie z zagranicy pszenicy technicznej (wykorzystywanej np. przy produkcji biopaliw) i spleśniałego zboża.
Wiarygodność tego zestawienia pozostaje jednak pod znakiem zapytania. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi w odpowiedzi na pytania WP Finanse odpowiedziało, że lista jest przedmiotem analiz.
Firmy tłumaczą się z handlu z Ukrainą
Mimo to w internecie pojawiły się nawoływania do bojkotu Oleju Kujawskiego. Jego producent, firma Bunge Polska sp. z o. o. miał sprowadzać wątpliwej jakości zboże z Ukrainy i znalazła się na wspomnianej "liście 500".
Firma Bunge tłumaczy, że owszem, sprowadzała z Ukrainy, ale nie olej ani rzepak, a kukurydzę i śrutę słonecznikową. Następnie eksportowała ją jednak poza granice Polski.
Na cenzurowanym znalazł się również producent kaszki dla dzieci - firma Helpa Czary Mamy. Przedstawiciele marki zaczęli tłumaczyć, że zboże pochodzi z Ukrainy, ale jest gruntownie sprawdzane i przebadane. Ich zdaniem poddawanie w wątpliwość jakości zboża jest nieuzasadnione. Z handlu z Ukrainą tłumaczą się także inne marki.
- Sprawy kontroli jakości, tego co wpływa do Polski z innych krajów, powinniśmy traktować bardzo poważnie. To jest kwestia zdrowia nas jako konsumentów, to jest także nasz wizerunek i tutaj absolutnie nie może być żadnych nieszczelności, dziur w systemie - powiedział w programie "Newsroom" WP dr. inż. Andrzej Gantner z Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Polscy sprzedawcy o towarach z Ukrainy
By sprawdzić, czy polscy konsumenci przejmują się pochodzeniem żywności sprzedawanej w sklepach, odwiedziliśmy warszawską Halę Banacha - jedno z większych targowisk w stolicy. We wtorkowe przedpołudnie na bazarku panował spokój, a nieliczni klienci leniwie przechadzali się alejkami.
Sprzedawcy są w temacie żywności z Ukrainy niemal zgodni: Naszych klientów generalnie pochodzenie jedzenia nie interesuje. Z taką opinią można spotkać się zarówno w "warzywniakach", w sklepach z mięsem jak i stoiskach wielobranżowych.
- Dla moich klientów to naturalne, że wszystko co sprzedaję pochodzi z Polski. Nikt mnie o to nie pyta - przekonuje jedna ze sprzedawczyń.
- Owszem czasem pytają. Ale nie o pochodzenie. Interesuje ich skład, chcą odżywiać się zdrowo - dodaje druga.
Z tego schematu wyłamuje się jedna ze sprzedawczyń handlująca warzywami. Przedsiębiorczyni stwierdziła, że klienci regularnie upewniają się, że jej produkty nie pochodzą z Ukrainy.
- Najczęściej takie pytania padają w kontekście ogórków. Klienci są gotowi zapłacić więcej, by mieć pewność, że to polska produkcja - zastanawia się.