Zarobków się nie wstydzę, ale pracy - tak
Żadna praca nie hańbi. Zwłaszcza jeśli przynosi duże zyski.
Windykator
Dla ludzi wykonujących ten zawód złe czasy to dobre czasy. Dzięki pogarszającej się koniunkturze gospodarczej i nieregularnie obsługiwanych kredytach ich pobory rosną. Mogą też przebierać w ofertach zatrudnienia.
Pensje windykatorów składają się ze stałej podstawy i prowizji, która zależy m.in. od osiąganych wyników. Jeśli wierzyć temu, co sami piszą na forach internetowych, ich miesięczne wynagrodzenia mogą przekroczyć nawet 10 tys. zł.
W tym fachu kluczowe jest doświadczenie, stąd rozbieżności w stawkach. Początkujący ściągacz długów, pracujący w call center, zarabia grosze – jakieś 1,5 tys. zł brutto. Jeśli ma status „firmowej gwiazdy”, na jego konto wpada co miesiąc dwa, trzy razy tyle. Najskuteczniejsi fachowcy, działający w tzw. terenie, dostają nawet po kilkanaście tysięcy. Do tego trzeba dodać benefity typu służbowe auto, laptop i telefon komórkowy. A i tak fuksiarze ci narzekają, że nie są to żadne kokosy, jak na stres związany z pracą i zszarganą opinię.
Komornik
Także przedstawiciele tej profesji nie cieszą się poważaniem społeczeństwa. Ich „ofiary” mówią o nich bez ogródek: to kanalie, które ściągają wierzytelności, nie patrząc na dobro człowieka, ale jedynie na własne zyski! Ten nie zawsze sprawiedliwy stereotyp utrwalił w Polakach film Feliksa Falka „Komornik”, którego bohater w ciągu 48 godzin doprowadza swymi działaniami do śmierci młodego człowieka.
No cóż, empatyczny może, a nawet powinien być psycholog, nauczyciel, ksiądz pracownik socjalny czy lekarz, ale komornicy muszą być po prostu skuteczni. Od tego zależą ich zarobki, na które zresztą bardzo psioczą. W szczególności od połowy 2010 roku, kiedy to nastąpiło przywrócenie tzw. miarkowania opłat komorniczych. Chodzi o to, że sąd na wniosek dłużnika może zmniejszyć wysokość opłaty egzekucyjnej, jeśli np. uzna, że jego sytuacja majątkowa nie pozwala na płacenie dużych kwot (wcześniej było to od 8 do 15 proc. długu). Sąd przy redukcji wynagrodzenia komorników może też brać pod uwagę, ile w daną sprawę włożyli wysiłku.
Choć faktycznie nowe przepisy uszczupliły nieco zarobki komorników, żaden z nich z głodu raczej nie umiera.
Technik sekcji zwłok
W zakres usług pogrzebowych wchodzą m.in. balsamacja zwłok i kosmetyka pośmiertna. Specjaliści w tej dziedzinie przyszywają urwane głowy, rekonstruują zmasakrowane twarze, maskują bruzdy wisielcze. Robią wszystko, by bliscy nie widzieli na zmarłych oznak choroby, cierpienia i śmierci.
Serwis Insomnia.pl zamieścił wywiad z technikiem sekcji zwłok, który w branży pracuje od kilkunastu lat i miesięcznie wykonuje około 100 zabiegów. Ekspert nie ujawnia wysokości swych dochodów, ale z oferowanych przez niego stawek jasno wynika, że ze śmierci można całkiem nieźle żyć.
Fachowiec bierze od 200 zł za maskowanie zadrapań na twarzy do 2-3 tys. zł za pełną rekonstrukcję. Cena sztucznego nosa to 700, ucha – 500 zł. Przygotowanie do pogrzebu, czyli zakonserwowanie ciała, zrobienie makijażu i ubranie zmarłego, kosztuje 450 zł. Balsamacja to wydatek rzędu 550 zł.
Grabarz
Kopanie grobów nie jest zajęciem lekkim, za to dużo lepiej wynagradzanym niż na przykład praca kasjerki w hipermarkecie. W ciągu dnia grabarz jest w stanie wykopać dwa groby. Za każdy życzy sobie od 150 do 300 zł, zależnie od pory roku. Zimą, zwłaszcza przy siarczystych mrozach, stawki są oczywiście wyższe.
Miesięczne wynagrodzenie grabarzy może wynieść nawet 4-5 tys. zł na rękę. Niektóre firmy pogrzebowe zapewniają im trzynastą pensję, dodatek za pracę w szkodliwych warunkach i darmowe posiłki. Nic więc dziwnego, że tego fachu coraz częściej imają się nawet absolwenci szkół wyższych.
Grabarz grabarzowi jest jednak nierówny. Zarobki w całej branży funeralnej są bardzo zróżnicowane. Zależą od wielu czynników, takich jak wielkość miejscowości, liczba pogrzebów czy konkurencja na lokalnym rynku. Jak łatwo się domyślić, kopacz grobów w Warszawie zarobi znacznie więcej niż jego kolega po fachu w Pabianicach, Szklarskiej Porębie czy w kaszubskim Gowidlinie.
Luksusowa prostytutka
150 złotych to przeciętna stawka polskiej prostytutki za godzinę pracy, a jej miesięczne zarobki mogą osiągnąć nawet 12 tys. zł – wynika z badania portalu płacowego Wynagrodzenia.pl, zrealizowanego pod koniec 2010 roku.
Taka jest średnia krajowa. A pobory konkretnej „profesjonalistki” zależą do takich czynników, jak wiek, uroda czy miasto, na którego terenie działa. Jeśli kobieta świadczy usługi w Warszawie, do jej ręki wpada 1500 zł. Jeżeli robi to w Łodzi, inkasuje o 100 zł mniej. W Krakowie i Gdańsku nocny seks kosztuje 1200, we Wrocławiu i Katowicach – 1100 zł. Najtaniej jest w Poznaniu – 900 zł.
Poziom zarobków pań lekkich obyczajów związany jest także ze znajomością języka obcego. Najbardziej szczodrzy klienci to „zagraniczniacy”. Ta, która dogaduje się po angielsku, może za noc brać 1400 zł, ta, która poliglotką nie jest – dostaje o 400 zł mniej.
Finansową ekstraklasę tworzą prostytutki luksusowe, które obsługują np. prezesów dużych korporacji – mogą one wyciągnąć nawet 50 tys. zł miesięcznie.
Mirosław Sikorski/(agka)