Zerowy deficyt mało prawdopodobny

Ekonomiści są sceptyczni wobec zapowiadanego przez ministra finansów zrównoważenia budżetu do 2015 r. Traktują to jako obietnice przedwyborcze.

Zerowy deficyt mało prawdopodobny
Źródło zdjęć: © AFP

28.07.2011 | aktual.: 28.07.2011 10:12

Zapowiedzi ministra finansów Jacka Rostowskiego, dotyczące likwidacji deficytu do 2015 roku, ekonomiści traktują jako obietnice przedwyborcze.

– O tej porze przed wyborami można różne rzeczy powiedzieć – mówi Mirosław Gronicki, doradca ekonomiczny prezesa NBP. – To wizja, której można przyklasnąć, ale brak instrumentów, aby ją zrealizować.

W ocenie ekonomisty, biorąc pod uwagę publikowane przez resort finansów prognozy wzrostu gospodarczego i poziomu inflacji na najbliższe dziesięć lat trudno uwierzyć, że cięcie deficytu do zera w 2015 r. z 7,9 proc. PKB w 2010 r. – jest prawdopodobne. Resort zakłada, że gospodarka do 2021 r. będzie się rozwijała średnio w tempie 3 proc. rocznie, a potem osłabnie. Inflacja ma się utrzymywać na poziomie 2–2,5 proc. – Trzeba by było radykalnie zahamować wydatki, aby osiągnąć takie wyniki – wyjaśnia Gronicki.

Rostowski deklaruje też, że w 2018 roku relacja długu do PKB obniży się do 40 proc. – teraz sięga ok. 55 proc. Zdaniem Gronickiego, wywiązanie się z tej obietnicy oznaczałoby wyzbycie się wszelkich aktywów.

Scenariusz węgierski?

Być może rozwiązaniem byłaby realizacja scenariusza, jaki w ostatnim raporcie zawarł Piotr Kalisz, główny ekonomista CitiHandlowy. Spodziewa się on interwencji rządu na rynku, silniejszego zaciskania pasa i sięgnięcia po raz kolejny po pieniądze OFE. To ostatnie może oznaczać dalsze zmniejszenie składki kierowanej do funduszy emerytalnych bądź – wzorem Węgier – całkowite zawłaszczenie ich aktywów, czyli nacjonalizację. Wprawdzie ekonomista przewiduje, że takie kroki będą konieczne, jeśli problemy krajów strefy euro pogłębią się i dotkną też Polski. Jednak jeśli rząd rzeczywiście zamierza w takim tempie ciąć deficyt i dług, może pomyśleć i o tym.

Pytanie, na ile przedwyborcze zapowiedzi Rostowskiego będą aktualne po wyborach. Po pierwsze nie wiadomo, kto będzie wtedy rządził krajem, po drugie – realizacja obietnic przypada na końcówkę urzędowania kolejnego rządu (deficyt) i kadencję następnego (dług).

Ciąć wydatki

– Jeśli Rostowski poważnie myśli o osiągnięciu takich wyników, musi w kolejnych latach radykalniej ciąć wydatki – mówi Piotr Bujak, ekonomista BZ WBK. – Być może ma w zanadrzu działania, które ujawni dopiero po wyborach. Na razie oficjalne prognozy mówią o redukcji deficytu do 2,9 proc. PKB w przyszłym, 2,5 proc. w 2013 roku i 2 proc. w 2014 roku. Bujak sądzi jednak, że te dane mogą być już nieaktualne. – Jeśli rząd zdecyduje się na likwidację ulg podatkowych, w budżecie zostanie około 10 mld zł, co pozwoli ściąć deficyt dodatkowo o około 0,7 pkt proc. – wyjaśnia. – Niewykluczone, że istnieją też inne pomysły. Tak czy inaczej lepiej byłoby usłyszeć konkretnie, jak minister chce zrealizować swoje plany.

Bujak nie odniósł się natomiast do dywagacji na temat poziomu zadłużenia i relacji do PKB. To według niego wróżenie z fusów – wszystko będzie zależeć od kondycji złotego i relacji złotego do innych walut.

deficytekonomiścibudżet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)